niedziela, 29 czerwca 2014

27 ROZDZIAŁ

-Na ile wróciłaś?-ujął moją twarz w dłonie.-Jak ja tęskniłem.
-Na święta,czyli gdzieś 2 tygodnie-mruknęłam stępując z nogi na nogę.
-Jak tam było,opowiadaj!Długi czas się nie odzywałaś,nawet nie wiesz,jak się martwiłem o Ciebie-złapał mnie w biodrach i przyciągnął do siebie.
-Michał..-spuściłam wzrok na podłogę.
Chciałam mu powiedzieć,ale bałam się.Zresztą to chyba nie był dobry moment na takie wyznania.
-Skarbie,co się stało?-spoważniał wpatrując we mnie zatroskanym wzrokiem.
-Zmęczona jestem-odparłam bez namysłu gryząc się w język.
-Zabieram Cie do siebie-mrugnął do mnie okiem i zaprowadził do auta.
Wsiadłam od niechcenia do samochodu i oparłam głowę o szybę.Kubiak po chwili zajął miejsce kierowcy i odpalił stacyjkę.Jechaliśmy w ciszy.Zresztą nie miałam ochoty rozmawiać.Cisza była chyba najlepszym rozwiązaniem.
-Nie wiem,czy to dobry pomysł.Może lepiej będzie jeśli podwieziesz mnie do domu?W końcu muszę przywitać się z rodziną i Weroniką-mruknęłam spoglądając kątem oka na siatkarza.
-Nie ma takiej opcji.Muszę się Tobą nacieszyć,zanim znowu mi wyjedziesz-powiedział i uśmiechnął się do mnie szczerze.-Jutro odwiedzisz rodzinę,obiecuję.
-Niech Ci będzie-westchnęłam głęboko wiedząc,że i tak z nim nie wygram.
Domyślałam się,że ranię go swoją obojętnością wobec Jego osoby.Ale myśl,że za niecałe 7 miesięcy na świat przyjdzie Nasze dziecko przytłaczała mnie.Kocham Michała,jest miłością mojego życia,nie wyobrażam sobie życia bez niego.Może dlatego tak strasznie boję się mu powiedzieć o maleństwie,które jest w drodze.Tak,boję się,że mnie zostawi i znów będę sama z tym wszystkim.
-Już jesteśmy-rzekł zadowolony Kubiak machając mi ręką przed oczami.
Ocknęłam się szybko i uśmiechnęłam sztucznie.
-O czym tak myślisz?-spytał zaciekawiony kładąc ręce na biodrach.-Mam nadzieję,że o mnie.
-Jasne-parsknęłam i wysiadłam z BMV kierując się w stronę mieszkania przyjmującego.
Siatkarz podreptał za mną,ciągnąc ze sobą jeszcze moje 2 walizki.Otworzył drzwi od domu i wszedł do niego razem ze mną.Zdjęłam kurtkę oraz buty
-Nie chwaliłeś się,że masz taki ładne mieszkanko-mruknęłam oprowadzając wzrokiem po pokojach.
-Nie pytałaś-wzruszył ramionami zaprowadzając mnie do sypialni (link).
Weszliśmy do wielkiego pomieszczenia,w którym mógłby się zmieścić i cały klub Jastrzębskiego Węgla.Na środku leżał duży,mięciutki dywan w biało-brązowe wzory.Dwuosobowe,drewniane łóżko,a obok niego z obu stron, szafki z lampką nocną.Wyżej znajdował się regał w ścianie,na którym postawione zostały różne płyty z filmami i piosenkami,a także ramka ze zdjęciem Miśka.W rogu po prawej stronie stała szafa z lustrem,a obok ogromne okno z widokiem na miasto.Na przeciwko łóżka wisiała plazma.
-Zmieścisz w szafie swoje ciuchy prawda?-Michał spojrzał na mnie błagalnie,co wymusiło na mojej twarzy wielki uśmiech.
-Postaram się-odparłam zabierając od niego moje torby.
Siatkarz korzystając z okazji,że byłam blisko,ujął mnie w talii i przyciągnął do siebie.
-Kocham Cię,wiesz?-wlepił we mnie wzrok i musnął delikatnie me wargi.
-Ja Ciebie też-odpowiedziałam odwzajemniając pocałunki,które z każdą chwilą stawały się coraz zachłanniejsze.Każde z nas okazywało sobie przez to miłość,jakiej brakowało nam przez ten czas mojej nieobecności.
-Kochanie,muszę się rozpakować-odepchnęłam go lekko.
-Może ci pomóc?-spytał ochoczo.
-Będzie lepiej jeśli pójdziesz mi zrobić coś dobrego,bo głodna troszkę jestem-cmoknęłam go w usta i wypchałam za drzwi,które później zamknęłam.
Usiadłam na ziemi i otworzyłam walizkę.Wypakowywałam po kolei wszystkie swoje rzeczy,które później wkładałam do szafy.Na szafce położyłam książkę.Kosmetyczkę z wraz pastą do zębów,szczoteczką,grzebieniem,ręcznikiem oraz różnymi kremami zaniosłam do łazienki.Buty poukładałam w korytarzu.Tak naprawdę już po 30 minutach byłam rozeznana w całym domu i przyznam bez bicia,że ładnie się tu mój chłopak urządził.Gdy już skończyłam,poszłam do kuchni w celu zjedzenia czegoś,gdyż mój brzuch już dawno dawał o sobie znać.Na stole zobaczyłam położony talerz wraz z 4 naleśnikami z serem.
Pochłonęłam od razu dwa z nich i udałam się do salonu,z którego dochodziły odgłosy rozmawiającego Miśka.Stanęłam w progu i przysłuchiwałam się Kubiakowi.Leżał na kanapie trzymając przy uchu komórkę i jednocześnie oglądając jakiś mecz w telewizji.
-Nie wiem.Muszę się jej spytać...-lamentował.
-Nie wiadomo,czy się zgodzi.Ona też ma swoją rodzinę....Tak,wiem jestem marnotrawnym synem...Dobra,postaramy się...Buziaki.
Podeszłam bliżej siatkarza i objęłam go od tyłu za szyję uśmiechając się szczerze.
-Ale mnie wystraszyłaś-odparł łapiąc się za serce.-Ale widzę,że już rozpakowana.Czyli zostajesz u mnie do wyjazdu.
-No nie wiem,nie wiem-przegryzłam delikatnie wargę,co za skutkowało tym,że siatkarz momentalnie pociągnął mnie w swoją stronę tak,że wylądowałam na jego kolanach,twarzą do podłogi.
-Michaaał-jęknęłam poprawiając się i siadając obok niego.
-Skarbie-położył moje nogi na swoich udach.-Mama zaprosiła nas na święta.
-I co w związku z tym?-uniosłam w górę prawą brew.
-Nie drocz się ze mną-schował mój wychodzący kosmyk za ucho.-Pojedziesz ze mną-stwierdził.
-A skąd ta pewność?-wyszczerzyłam się do niego.
-Jutro pojedziemy do Twoich rodziców.Przywitasz się z nimi,a wieczorem wyjedziemy do Nysy.Pasuje?-spytał wyczekując na moją odpowiedź.
-Dobra-westchnęłam.-Wszystko,czego książę zabraknie.
-Ej,księżniczko.Coś się stało?-uniósł jedną ręką mój podbródek,bym mogła spojrzeć w Jego zatroskane oczy.
Jula,teraz!Powiedz mu o wszystkim.Masz świetną okazję!-mówiłam do siebie,choć tak naprawdę nie umiałam wydusić z siebie choćby jednego słowa.Strach sparaliżował moje ciało.Nie odważyłam się,nie potrafiłam.Serce bało się kolejnych cierpień.
Pocałowałam go delikatnie w usta i wtuliłam w tors,na co on przytulił mnie jeszcze mocniej.
-Nic-wybełkotałam aromatyzując się zapachem Jego perfum.
Tak,znowu stchórzyłam.
-Mam pomysł-odparł wesoły i ruszył się ze swojego miejsca.
-Jaki?-spytałam podnosząc głowę do góry.
-Zaraz zobaczysz-ucałował mnie w czoło i pobiegł gdzieś do innego pomieszczenia.
Wstałam i udałam się do łazienki.Odkręciłam kran i przemyłam twarz wodą.Spojrzałam w lustro.Moje sumienie nie dawało mi spokoju,jakby cały czas przemawiało do mnie,że muszę mu powiedzieć.
Rozwaliłam kitkę i rozpuściłam włosy,dokładnie je rozczesując.Otworzyłam drzwi,a w progu stał uśmiechnięty od ucha do ucha Misiek.Wepchał mi do rąk kurtkę i pociągnął za sobą.Kazał nałożyć buty,co oczywiście zdezorientowana zrobiłam.Splótł nasze palce ze sobą i wyszliśmy z mieszkania.Na dworze robiło się już coraz ciemniej,gdyż zegar wskazywał godzinę 18.Wiatr niebłaganie targał moimi włosami.
Kubiak zaprowadził mnie na tył swojego podwórka,gdzie na środku leżał duży koc,a na nim 2 kieliszki i talerzyki,butelka wina,truskawki w czekoladzie oraz spaghetti.Wokół niego porostawiane zostały świeczki,co dodawało nastrojowi wielkiego uroku.W tle słychać było romantyczną muzykę puszczoną z radia.Spojrzałam oczami w wielkości pięciozłotówek na pewnego siebie siatkarza.
-Podoba się?-spytał i uśmiechnął się tajemniczo.
-Jeszcze się pytasz?Jejku,jak ty to wszystko urządziłeś?-rzuciłam mu się na szyję.
-Dla mojej królewny wszystko-puścił mi oczko i namiętnie wpił się w me wargi.
Szliśmy wolnym krokiem w stronę urządzonej kolacji nie odrywając od siebie ust.Niespodziewanie Michał potknął się o jedną ze świec i razem runęliśmy na ziemie śmiejąc się,jak opętani.
Gdy już przestaliśmy się wygłupiać,usiadłam w towarzystwie siatkarza na rozłożonym materiale i wtuliłam w jego tors.Było magicznie.Karmiliśmy się truskawkami i popijaliśmy winem.Rozmawialiśmy o wszystkim,co się dało.Niestety,gdy za dużo wypiję to zaczynam mówić głupoty i nawet nie zdaję sobie z tego sprawy.
-A wiesz,co Michałku?-spojrzałam w gwiazdy na niebie nie czekając na odpowiedź.-Chciałbyś mieć dzieci?
-Z tobą,na pewno-pocałował mnie czule w skroń.-Dobra,koniec i tak za dużo wypiłaś.
-A to się dobrze składa!-wymamrotałam.-Będziesz tatusiem!
Nastała cisza.Spojrzał na mnie zdezorientowany,jakby nie dosłyszał.
-Tutaj jest takie maleńkie dzieciątko,o tu-chwyciłam jego rękę i przyłożyłam do swojego brzucha.-Nasze maleństwo.
-Jula jesteś pijana.Gadasz od rzeczy-wyraźnie się zakłopotał.
Westchnęłam głęboko.Właśnie tego się bałam,że mi nie uwierzy i zostawi.Jedna słona łza spłynęła po moim policzku. I co ja mam teraz robić?
Wstałam z miejsca i zaczęłam iść do domu chwiejnym krokiem.Nie miałam ochoty dłużej tam z nim przebywać.Może i byłam pijana,ale jeszcze w miarę kontaktowałam.
-Kotek czekaj na mnie!Nie uciekaj tak szybko!-podbiegł i objął mnie od tyłu przytulając się do moich pleców.
-Ale to prawda!-wyszlochałam zalewając się łzami.
-Co jest prawdą?-odwrócił mnie do siebie i rękawem wytarł spływającą ciecz.
-Jestem w ciąży!-krzyknęłam odpychając od siebie siatkarza,który oszołomiony stał na środku podwórka i nie wiedział co zrobić.
Pobiegłam szybko do  łazienki zamykając się na klucz.Oparłam się o ścianę i zsunęłam na podłogę,chowając twarz w kolanach.
***
-Jestem w ciąży!-krzyknęła i odepchnęła mnie od siebie uciekając do mieszkania.
Stałem i nie wiedziałem co zrobić.Ta wiadomość do mnie jeszcze nie dotarła.Cieszyłem się,strasznie się cieszyłem ale nie potrafiłem ruszyć się z miejsca.Byłem pewien,że chce wychowywać to dziecko z Julą,bo kocham ją,kocham ich.Boże Michał!-uderzyłem się otwartą dłonią w czoło i pobiegłem za nią.
Obszedłem sypialnię i kuchnię,ale nigdzie jej nie było.Nagle usłyszałem czyiś płacz w łazience.Ruszyłem szybko do tego pomieszczenia i pociągnąłem za klamkę.Zamknięte,do jasnej cholery!
-Jula kochanie,otwórz.Porozmawiajmy-zapukałem kilka razy,ale nie było żadnego odzewu.-Jula!-wrzasnąłem.
Miałem wielkie poczucie winy.To przeze mnie ona teraz cierpli i wmawia sobie,że nie chcę tego dziecko.Jak ja mogłem być taki głupi.Powycierałem szybko spływająca łzę i wyjąłem z szafki zapasowy klucz.
Bałem się,że mogła sobie coś zrobić.A tego bym sobie nigdy nie wybaczył.Przekręciłem zamek i otworzyłem drzwi.Ujrzałem całą zapłakaną,zwiniętą w kłębek Julę, opartą o ścianę.Przykucnąłem przy niej i mocno do siebie wtuliłem.
-Michał-załkała.-Jeżeli nie chcesz tego dziecka,to nie.Poradzę sobie.Nie zwracaj na mnie uwagi.Zaraz mogę się spakować.
-Nigdzie nie będziesz się pakować-ująłem jej twarz i spojrzałem w oczy.-Kocham Ciebie najmocniej na świecie i cieszę się,że będziemy mieli dziecko.Zawsze marzyłem,żeby założyć rodzinę.
-Ale,przecież-dławiła się mokrą cieczą.
-Nie ma,ale-przerwałem jej.-Jesteś miłością mojego życia.Całym moim szczęściem.Damy radę,razem-pocałowałem ją w usta i odchyliłem kawałek jej bluzki.-Prawda malutka lub malutki-ręką przeczesałem po zaokrąglonym brzuszku Julii i ucałowałem delikatnie.
***
Uśmiechnęłam się nikle do siatkarza.Teraz mogę głośno powiedzieć,że jestem szczęśliwa.Mam kochającego i wspaniałego chłopaka oraz małe maleństwo w drodze.
-Idź pod prysznic i chodź spać-ucałował mnie w czubek głowy i wyszedł.
Westchnęłam głęboko.Jak mogłam się tak strasznie bać reakcji Kubiaka.Spojrzałam w lustro.Wyglądałam,jak siedem nieszczęść.Rozmazany makijaż,podpuchnięte,zapłakane oczy i potargane włosy.Wzięłam gorącą oraz odprężającą kąpiel i doprowadziłam się do normalnego stanu.Ubrałam koszulkę Miśka pozostawioną na pralce i udałam się w stronę sypialni.Już w progu powitało mnie głośne chrapanie Dzika.Coś czuje,że to będzie długa noc-mówiła moja intuicja,która zwykle mnie nie zawodzi.
Położyłam się do łóżka wtulając w Michała i zasnęłam,przynajmniej próbowałam.

Obudziło mnie czyjeś łaskotanie po nogach.Zerwałam się natychmiast z legowiska i ujrzałam roześmianego przyjmującego.
-Bardzo śmieszne-prychnęłam,lecz nie zdążyłam już nic powiedzieć,bo Kubiak zamknął mi usta pocałunkiem wsuwając swoją rękę pod moją koszulkę i szukając zapięcia od biustonosza.
-Michał,nie teraz.Śpieszymy się-skarciłam go wzrokiem i odepchnęłam od siebie.
-Starczyłoby nam czasu-odparł niepocieszony.
-Na pewno-przytaknęłam z politowaniem głową wyjmując z szafy jakieś ubrania i pobiegłam od razu do łazienki zajmując ją jako pierwsza.
Nałożyłam na siebie ten strój (link),włosy pofalowałam delikatnie i umalowałam się.Wyszłam z pomieszczenia schodząc do kuchni,gdzie czekała już na mnie przepyszna jajecznica.Pochłonęłam ją w 5 minut i uśmiechnęłam się szczerze do Michała.
-A gdzie nagroda?-spytał wskazując palcem na policzek.
Podeszłam do niego i pocałowałam go w usta,na co wyszczerzył się jak głupi do sera.
-Lubię takie nagrody-wymruczał mi do ucha,a przeze mnie przeszedł przyjemny dreszcz.
Następnie Misiek poszedł się ubrać,a ja spakowałam do 2 walizek siebie i Jego,bo w końcu wyjeżdżamy do Nysy na kilka dni,a w tych samym ciuchach nie będę chodzić.
Po jakiś 20 minutach siedzieliśmy już spokojnie w aucie pokonując kilometry.Oparłam głowę o rękę wpatrując się w krajobraz za oknem.Termometr z tego co wiem wskazywał 2 stopnie.Niby za 2 dni Wigilia,a śniegu w ogóle nie widać.Ale tak to już jest z naszą wspaniałą pogodą.
-Michał,a prezenty?!-krzyknęłam,gdy parkował przed moim domem.
Skinieniem głowy wskazał na tył samochodu.Obróciłam się i ujrzałam kilka świątecznych torebek poukładanych obok siebie.
-Jesteś kochany!-pocałowałam go w policzek i wysiadłam z samochodu,co po chwili również uczynił siatkarz.
Złapał mnie za rękę i poprowadził pod same drzwi.Nieśmiało zapukałam i chwyciłam za klamkę,która się uchyliła.Otwarte-przeszło mi przez myśl i wtargnęłam do mieszkania,z którego czuć było zapach spalenizny.
-Cześć mamo-odparłam wchodząc do kuchni.
-Córeczko,wróciłaś!-podbiegła do mnie i mocno przytuliła.-Tak smutno bez Ciebie tu było.Właśnie przyrządzałam ciasto na Święta,ale chyba coś  mi nie wyszło.
-Mamo,to jest Michał-przyjmujący serdecznie uścisnął mojej rodzicielki rękę i uśmiechnął się promiennie.
-Miło mi-zrobiła dziwny wyraz twarzy.-Marcin tu był!-odpowiedziała po chwili.
Moje serce zabiło szybciej.Czego on jeszcze ode mnie chciał?To przez niego wyjechałam do Rosji.
-Mam ci to przekazać-wsadziła mi do ręki jakiś list i powróciła do wcześniejszych zadań.
Kubiak spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Później Ci wyjaśnię-wyszeptałam mu do ucha.
Następnie przywitałam się z tatą i Fabianem.Z moim bratem musieliśmy się przez dłuższy czas bawić,bo sobie przypomniał,że mu kiedyś obiecałam.
Chciałam jeszcze zajść do Weroniki,ale okazało się,że wyjechała do babci na tydzień i pocałowałam klamkę.
Jechaliśmy właśnie do Nysy.Misiek był jakiś taki niewyraźny.Nie odzywał się,co było do niego niepodobne,bo zwykle to nawet śpiewa przez całą drogę.
-Ej,co się stało?-wbiłam mu palec w żebro i uśmiechnęłam się.
-Co z tym Marcinem?Pokażesz mi,co ci napisał?-spytał, ukradkiem spoglądając na mnie.
-Pokażę-odparłam zamyślona.-Ale później.Nie chcę się teraz dołować.
-Obiecujesz?-zaparkował auto przed wielkim drewnianym budynkiem.
-Obiecuję-złożyłam mu delikatny pocałunek na ustach i wzięłam torebki z prezentami.
Dziku wziął nasze walizki  i obejmując mnie ramieniem skierowaliśmy się pod drzwi państwa Kubiaków.
Strach sparaliżował moje ciało.Nogi miałam,jak z waty.Właśnie teraz,gdy już byłam na miejscu zdałam sobie sprawę,że tam będzie cała Jego rodzina.
Ścisnęłam mocno dłoń siatkarza,na co on uśmiechnął się promiennie.
-Nie denerwuj się skarbie-pocałował mnie w czubek głowy i zadzwonił dzwonkiem.
-Twoja rodzina mnie polubi,Twoja rodzina mnie polubi,Twoja rodzina mnie polubi-powtarzałam na głos,co wywołało u przyjmującego niepohamowany śmiech.
-Witajcie dzieciaczki.Jak się cieszę,że Was widze-w progu przywitała nas starsza,chuda kobieta i ucałowała Michała,a później mnie.-Chodźcie.Błażej też przyjechał-wpuściła nas do sierotka.
-Błażej?!-spytał Kubiak z oczami w wielkości pięciozłotówek.
_________________________________________________________________________
Hej kochani! :*
I 27 rozdział należy już do historii.Nie wiem czemu,ale wena zaczyna mnie opuszczać.Znowu nawaliłam.Nie podoba mi się ten rozdział.Zresztą sami ocenicie ;)
Do tego jeszcze zakończenie roku.Z jednej strony fajnie,bo wakacje.Ale z drugiej strasznie,bo musiałam się rozstać z klasą po 8 wspólnych spędzonych latach (łącznie z przedszkolem).Płakałam wczoraj prawie cały dzień i tak jakoś strasznie mi smutno.Nie umiem się pogodzić z tą myślą,że od września nie będę razem z naszą klasą,że jej już nie będzie :C
Co do meczu Polaków z Iranem w piątek.Wydaje mi się,że im już powoli zaczyna brakować siły.1 set był jeszcze w miarę,ale ostatnie 3 to jakaś porażka.Muszą spiąć tyłki i w następnym meczu pokazać,kto tu rządzi.Jednak dalej wierzę,że wyjdziemy z grupy.
Dumni po zwycięstwie,wierni po porażce. *o*
Pozdrawiam,buziaki ;*

poniedziałek, 23 czerwca 2014

26 ROZDZIAŁ

-Przecież jest pani w 2 tygodniu ciąży.
Wpatrywałam się tempo przez długi czas w ścianę i nie umiałam wydusić z siebie choćby jednego zdania,słowa.Dziecko?To niemożliwe.Nie teraz.Owszem,lubiłam dzieci nawet bardzo.Ale przecież ja mam 18 lat.Nie będę w stanie je utrzymać.Nie mogę liczyć na pomoc od rodziców.A w ogóle wiążę przyszłość z siatkówką.Ciąża wszystko przekreśli.
-Coś nie tak?-kobieta w białawym fartuchu przykucnęła przy mnie i złapała za bladą rękę.
Schowałam twarz w poduszce i zaczęłam płakać.Płakać,jak małe dziecko,które potrzebuje pomocy.To wszystko mnie przerastało.Nie wiedziałam co mam robić,jak żyć.
-Spokojnie-pogłaskała czule mój policzek,po którym spływało co raz więcej łez.-Dziecko,to nie koniec świata.Wiele kobiet w twoim wieku wychowuje takie maleństwa.Wystarczy determinacja.Zawsze możesz poprosić o pomoc.
-Ale to nie może być prawda-wyszlochałam pociągając nosem.-Ja jestem jeszcze młoda.
-Wszystko będzie dobrze-uśmiechnęła się i przytuliła mnie mocno.-Ja muszę już iść,jak będziesz czegoś potrzebować,to wołaj.
-Dziękuję-mruknęłam odprowadzając wzrokiem pielęgniarkę.
Gdy wyszła,wreszcie mogłam dać upust swoim emocjom.Nie wiem ile tak płakałam,ale moje oczy były całe czerwone i mocno podpuchnięte.Ktoś może powiedzieć,że mam kochającego chłopaka,który na pewno ucieszy się nawieść o dziecku.Ja niestety nie byłam tego taka pewna.Nie chcę Michała jakoś zaniżać.On musi się rozwijać,bo jest wspaniałym siatkarzem.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi,a po chwili przy moim łóżku siedział już Bartek.Nic nie mówił,za co byłam mu bardzo wdzięczna.
-Czyli wiesz?-spytałam prawie słyszalnie.
-Tak-odparł i schował mnie w swoich silnych ramionach.-Wszystko będzie dobrze-pocałował mnie delikatnie w czoło.
Dlaczego każdy powtarza mi,że wszystko będzie dobrze?Przecież ja dobrze wiem,że nic już nie będzie takie samo.Wszystko się zmieni.Moje plany,moje marzenia,moje życie.

Po jakimś tygodniu wyszłam ze szpitala.Lekarz wypisał mi leki na wzmocnienie organizmu oraz witaminy.Czułam się,już całkiem dobrze.Nie byłam taka blada i nie wyglądałam,jak siedem nieszczęść.Jedyną przytłaczającą mnie myślą było 'dziecko'.Nie umiałam i nie umiem sobie wyobrazić tego maleństwa.Nie potrafię.Pielęgniarka zapewniła mnie,że mogę liczyć na jej wsparcie.To na prawdę miła i uprzejma osoba,jakich mało na tym świecie.Policja chciała się zająć sprawą narkotyków,ale ja szybko odmówiłam.Nie chcę mieć z tym wszystkim do czynienia.Co się stało już się nie odstanie.A te rozprawy w sądzie to nie moja bajka.
Z Michałem nie kontaktowałam się w cale.Znaczy,on do mnie dzwonił i pisał,ale ja nie chciałam z nim rozmawiać.Co miałam mu powiedzieć? Cześć Michał,jestem w ciąży.Będziesz ojcem.Cieszysz się?
Sama najpierw muszę sobie wszystko poukładać w głowie.Powiem mu.Na pewno.
Jeżeli oczywiście to dziecko urodzę.Przez ten czas w szpitalu dużo myślałam,też o aborcji.Zawsze byłam przeciw odbieraniu życia małym pociechom,które tak naprawdę nic nie zrobiły,tylko ich nieodpowiedzialni rodzice.Wiem,to głupie,ale zdesperowana kobieta zrobi wszystko.
Szłam powoli trzymając w ręku torbę.Kierowałam się w stronę domu Kurków.Obok mnie nieśmiało kroczył Bartek.Przez ten czas stał się moim naprawdę wiernym przyjacielem.Wspiera mnie i pociesza.Jest po protu,a to mi wystarcza.
-Już w domu-mrugnął do mnie okiem i wpuścił do mieszkania.
W progu stała prawie cała rodzina.Pani Iwona praz Adam mocno mnie wyściskali,a Kuba przytulił.
-Ale schudłaś kochaniutka.Zaraz zrobię ci coś pysznego-klasnęła w dłonie mama siatkarza i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do kuchni.
-Smutno tu było bez ciebie-uśmiechnął się do mnie Kubuś,a ja rozczochrałam mu jego włosy.
-Jula jest zmęczona.Dajcie jej odpocząć-wtrącił się Bartek prowadząc mnie do pokoju.
Weszłam do swojego lokum i od razu rzuciłam się na łóżko.Poczułam,jak mój towarzysz siada obok głaskając delikatnie me plecy.
-I co teraz będzie?-usiadłam na przeciwko Kurka i wytarłam spływające łzy.-Nie mogę już tu chodzić do szkoły.Nici z moich planów,z wszystkiego.
-Spokojnie-przytulił mnie mocno do siebie.-Możesz jeszcze chodzić te 2,3 miesiące.Dalej zobaczymy.
-Nie chcę nic mówić twoim rodzicom.Muszę się sama oswoić z tą myślą-wyszlochałam .
-Nie ma sprawy.Ja nic nie powiem,masz moje słowo-położył rękę na sercu,a później parsknął śmiechem.-A co z Michałem?
Byłam pewna,że poruszy ten drażliwy temat,od którego tak uciekałam.
-A co ma być?-nerwowo zaczęłam bawić się końcówkami swych poczochranych włosów.-Nie umiem z nim normalnie rozmawiać.To wszystko mnie przerasta-schowałam twarz w poduszkę.
-Musisz mu wreszcie powiedzieć.A w ogóle będziesz miała okazję.W grudniu wracasz na 2 tygodnie do Polski,na święta-uśmiechnął się promiennie pokazując swe ząbki.
-Ale.-nie zdążyłam dokończyć,bo siatkarz przerwał mi natychmiast.
-Nie ma żadnego ale malutka.Odpoczywaj-wstał, pocałował mnie w czoło i wyszedł.
Usłyszałam wibracje telefonu.Niechętnie chwyciłam komórkę.Wiadomość od Oliwii.

Hejka.Idziesz na zakupy i małą kawkę?Spotkajmy się za rogiem o 17.

Tak,teraz tego trzeba mi było.Łażenia po sklepach,zakupów.Bym mogła choć na chwilę zapomnieć,nie myśleć.Spojrzałam na zegarek,który wskazał 16.Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się (link).Włosy związałam w niesfornego koka.Gotowa zeszłam na dół.W biegu chwytając jeszcze swoją torebkę.
-A ty gdzie się wybierasz?-spytała pani Iwona stojąc w korytarzu z założonymi rękoma.-Zrobiłam specjalnie dla ciebie szarlotkę,twoją ulubioną.
-Idę na zakupy z koleżanką.Jak przyjdę,to na pewno zjem-przytuliłam ją i wyszłam z mieszkania.
Szłam ulicą w stronę umówionego miejsca.Omijałam pełno szczęśliwych ludzi,mających rodziny.Nagle z daleko zauważyłam drobną osóbką zmierzającą w moją stronę.To była Oliwia,od razu ją poznałam.
Podeszłam do niej i mocno uściskałam.
-Zaraz mnie udusisz-jęknęła.
Puściłam ją natychmiast i razem wybrałyśmy się na małe zakupy.Odwiedziłyśmy chyba wszystkie sklepy i kupiłyśmy wiele rzeczy.Można by rzec,że czułam się jak ryba w wodzie.Przy Oliwce nie musiałam nikogo udawać,byłam sobą.Zapominałam o problemach,z którymi się borykałam.
Po udanych zakupach poszłyśmy do kawiarni na ciasto.Zamówiłyśmy sernik i lody śmietankowe.
-Dobrze się już czujesz,po tym szpitalu?-spytała dziewczyna zjadając kolejny kawałek deseru.
-Troszkę jestem jeszcze osłabiona,ale już lepiej-uśmiechnęłam się sztucznie.
-Przecież widzę,że coś jest nie tak.Mi możesz powiedzieć-dążyła wciąż ten temat.
W końcu nie wytrzymałam.Potrzebowałam się komuś wygadać,a czułam że Oliwii mogłam zaufać.
-Po prostu,ja-schowałam wzrok w czubkach swych butów.-Jestem w ciąży.
Przyjaciółka mało co nie zadławiła się jedzeniem.
-W ciąży?-powtórzyła patrząc na mnie z oczami w wielkości pięciozłotówek.-I co masz zamiar zrobić?
-Nie wiem-oparłam głowę o rękę.-Nie wiem czy dam radę,nie jestem jeszcze gotowa na dziecko.
-Czy ty masz na myśli aborcje?-spytała z wielkim wyrzutem w głosie.
-Może.
-Powiem ci coś,choć jest to dla mnie bolesny temat-pokiwałam twierdząco głową.-Dokładnie rok temu dowiedziałam się,że będę miała dziecko.Byłam taką gówniarą,która nie wiedziała co zrobić.Chodziłam na dużo dyskotek,popadłam w złe towarzystwo.Mój chłopak mnie rzucił.Byłam wrakiem człowieka.Nie chciałam tego dziecka,więc usunęłam je-przerwała i powycierała spływającą pojedynczą łzę.
-Nie musisz mówić,jeśli nie chcesz-odparłam delikatnie łapiąc ją za dłoń.
-Ale chcę-powiedziała stanowczo kontynuując.-Nawet nie wiesz ile bym dała,żeby cofnąć czas.Żeby mieć dla kogo żyć.Rodzice mieli do mnie na początku straszny żal,ale z czasem wszystko przeszło i było po staremu.Dlatego bardzo Cie proszę,nie odbieraj tej małej istocie życia.Dasz radę,ja będę mogła ci pomagać-skończyła i uśmiechnęła się nikle.
-Nie wiem co powiedzieć.Dziękuję Ci,ta rozmowa wiele dla mnie znaczyła.
-Nie ma sprawy.A co z twoim chłopakiem?-spytała cichutko.
-Jest w Polsce-westchnęłam głęboko.-Tak zwany związek na odległość.Strasznie za nim tęsknie,lecz nie potrafię mu powiedzieć o dziecku.On jest przecież siatkarzem,nie wiem jak zareaguje.
-I się nie dowiesz,jak mu nie powiesz-przerwała mi.
-Wszystko w swoim czasie-przytuliłam ją mocno do siebie.-Dziękuję Ci jeszcze raz.
(...)
Minęło 60 dni od mojej rozmowy z Oliwią.Kalendarz wskazuje na 20 grudnia.Czy coś się zmieniło?Owszem.A dokładniej to moje nastawienie do życia.Postanowiłam,że urodzę to dziecko.Choćby mnie Michał miał zostawić,to czuje jednak,że sobie poradzę,że dam radę.Bartek,tak jak już kiedyś wspominałam,jest wspaniałym przyjacielem,wręcz prawdziwym skarbem.Pomaga mi,jak tylko może.Chodzi ze mną do ginekologa na USG.Pielęgniarki wręcz myślą,że jest moim narzeczonym.Ciekawe dlaczego.Oliwka także stała się moją prawdziwą przyjaciółką od serca.W swoim towarzystwie czujemy się najlepiej,rozumiemy się bez słów.
Właśnie leciałam samolotem do Polski.Kurek został w Rosji,gdyż święta musi spędzić z rodziną.To chyba moja najtrudniejsza podróż.Z Michałem kontaktowałam się rzadko,jak już to z przymusu.Chciałam mu wszystko powiedzieć,ale bałam się.A w ogóle to nie rozmowa na telefon.
Mój brzuszek jest już lekko zaokrąglony.Innym ludziom tłumaczę się,że przybrałam na wadzę.Wiem,głupie ale nie chcę żadnego rozgłosu.
-Proszę wszystkich o jeszcze odrobinę cierpliwości.Za chwilę lądujemy-usłyszałam czyjś wyraźny głos.
Poprawiłam swoje pasy i wpatrywałam się w krajobraz za oknem.Małe miasteczka i ludzie,przypominający mrówki.Z czasem widać ich było coraz wyraźniej i bardziej.Lądowaliśmy.
-Jesteśmy na miejscu-powiedziała stewardessa.
Ruszyłam się ze swojego miejsca i wysiadłam z samolotu biorąc jeszcze ze sobą 2 walizki.Usiadłam na ławce i rozmyślałam co teraz robić.do kogo przedzwonić.W końcu wykręciłam numer do Weroniki.
Jeden sygnał,drugi sygnał,trzeci sygnał.Po czwartym usłyszałam tak dobrze znany mi damski głos.
Wera:No cześć!Jak my dawno nie rozmawiałyśmy.
Ja:Hej,wiem.Ale mam prośbę.
Wera:Tak?
Ja:Przyjedziesz po mnie na lotnisko?
Wera:Co?-wrzasnęła.
Ja:Przyleciałam na święta-uśmiechnęłam się delikatnie.
Wera:No jasne!Pa!
I rozłączyła się.Poczułam takie ciepło wypełniające moje ciało.Tak na Rudą zawsze mogłam liczyć.
Po jakiś 10 minutach wyczekiwania usłyszałam nadjeżdżające auto.Odwróciłam się i ujrzałam,nie samochód Wery,tylko BMV.Tak,Jego BMV.
Zamknęłam oczy i po prostu siedziałam.Mogłam się domyślić,że moja najlepsza przyjaciółka,będzie chciała dla mnie jak najlepiej i przedzwoni do Kubiaka.Nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
Wpatrywałam się w Jego błękitne tęczówki.
-Tak bardzo tęskniłem-ujął moją twarz dłońmi.-Bałem się,że Cie stracę-coraz bardziej się do mnie zbliżał.
-Michał..-przerwałam mu wdychając łapczywie powietrze.
-Nie mów nic-uśmiechnął się delikatnie chowając mój wychodzący kosmyk za ucho.-Teraz liczymy się tylko my.Kocham Cię,malutka-połączył nasze usta w namiętnym pocałunku pogłębiającym się z sekundy,na sekundę.
_______________________________________________________________________________
Jest i 26 rozdział :D
Musiałam trochę przyśpieszyć akcje,bo nie chciałam cały czas pisać o tym,że idzie do szkoły,wraca itd.
Moją nieobecność na Waszych blogach usprawiedliwia fakt,że byłam na zawodach od piątku do niedzieli.Postaram się wszystko nadrobić.
Jak oceniacie występy naszych biało-czerwonych?Bo z tego co wiem,to w piątek grali wspaniale,a w niedzielę tragicznie.Będę musiała oglądnąć powtórkę. :)
Pozdrawiam,buziaki ;*

poniedziałek, 16 czerwca 2014

25 ROZDZIAŁ

-Jula!Pobudka!-darł się ktoś nad moim uchem i szturchał mocno w ramię.
Otworzyłam delikatnie powieki i ujrzałam rozmazany obraz sterczącego nade mną siatkarza.Westchnęłam głęboko przecierając oczy i rozciągając się.
-Wstawaj,bo nie zdążysz do szkoły!-to podziałało jak magnes.
Wyskoczyłam szybko z łóżka i wbiegłam do łazienki.Usłyszałam jeszcze za sobą trzask zamykanych drzwi od mojego pokoju.Odkręciłam kran i wpatrywałam się w lustro.Ta myśl,że Michał mógł mieć kogoś na boku nie dawała mi spokoju.Choć przekonuje mnie,że tylko ja jestem jego miłością,to jak zwykle moja intuicja mówi inaczej.Przemyłam twarz i zakręciłam wodę.Wzięłam błyskawiczny prysznic i pomalowałam się.Włosy związałam w roztrzepanego koka i ubrałam te ciuchy (link).Wyszłam z pomieszczenia pakując jeszcze do mojej torby książki (zakupione wcześniej przez rodzinę Kurków) oraz inne potrzebne kobiecie rzeczy.Zeszłam do kuchni,gdzie na stole czekało już na mnie wyśmienite śniadanie i uśmiechnięty od ucha do ucha Bartek.
Skinieniem ręki wskazał miejsce obok niego.Oczywiście usiadłam tam,gdzie mnie prosił i w mig pochłonęłam całą jajecznicę,nie zamieniając ani jednego słowa z przyjmującym.
-Gdybym wiedział,że tyle jesz,to zrobiłbym tego więcej-spojrzał na mnie z oczami w wielkości pięciozłotówek.
-Spadaj-warknęłam uderzając go w bark.
Wstałam od stołu i udałam się do korytarza.Ukradkiem zerknęłam na zegarek,który wskazywał 7.30.
Nałożyłam płaszczyk,owinęłam cienki szalik wokół szyi i trampki.Kurek mierzył każdy mój ruch.
-No i czego się tak gapisz?-uniosłam jedną brew do góry zakładając ręce na piersi.
-Po to mam oczy,moja droga-mruknął zadowolony,myśląc że mnie zagiął.
-W każdej chwili możesz je stracić-wyszczerzyłam się w jego stronę.Do potem,pa-mruknęłam wychodząc z domu.
Szłam tą samą drogą co zawsze.Jesienny wietrzyk delikatnie rozwiewał kosmyki mych włosów,to na lewo,to na prawo.Akurat dzisiaj pogoda była niezbyt sprzyjająca.Termometr wskazał zaledwie 12 stopni.
Jak ja nie lubię zimna... brrr.Do tego jeszcze zapowiadali,że do końca tego tygodnia możemy spodziewać się dużo deszczu.Na te prognozy pogody jednak trzeba wziąć małą poprawkę.Nie raz zapowiadali upały,a wychodziła figa z makiem.
-No cześć!-usłyszałam czyiś głos.Głos,który znałam już wcześniej.Damski głos.
-Hej Oliwia-rozpromieniłam się na jej widok.Ta dziewczyna zawsze pajała taką wielką radością.To widać było w jej radosnych oczach.
-Ty mieszkasz tu niedaleko?-spytała zaciekawiona.-Bo wiesz może mogłybyśmy razem wybierać się do liceum.
-Tam za rogiem-wskazałam jej palcem jedną ze ścieżek.-Całkiem niezły pomysł.
-To się jeszcze umówimy-odparła,gdy wchodziłyśmy do wielkiego zaludnionego przez uczennice i uczniów budynku.
Weszłyśmy do klasy z numerem 101,tam miałyśmy mieć historię.Bardzo zdziwił mnie widok wszystkich uczniów siedzących w ławkach z książkami na stolikach.Zajęłam miejsce obok Oliwki,w 1 rzędzie prawie na samym końcu.Wyjęłam potrzebne materiały na ławkę,gdy w tej samej chwili rozdzwonił się dzwonek i wszystkie nauczycielki zaczęły schodzić się do klas.Powiesiłam jeszcze na krzesełku kurtkę.
Nagle do klasy wszedł starszy,gruby pan z wąsem.Rozpoczął lekcję o jakiś historycznych bzdetach.Tak jak już kiedyś wspomniałam,nigdy nie lubiłam historii.Więc zanudzona bazgrałam różne ślaczki po kartce mojego zeszytu.Z transu wyrwało mnie szturchnięcie jakiegoś blondyna siedzącego w drugim rzędzie.Podał mi zmieloną kartkę i uśmiechnął się cwaniacko poprawiając kosmyki swych włosów.
Rozłożyłam makulaturę i przeczytałam ją.

Bolało,jak spadłaś z nieba?

Myślałam,że tam ze śmiechu padnę.Oczywiście nie zrobiłam tego.Tekst XXI wieku.
Odpisałam mu i oddałam karteczkę.

Bolało,jak spadłeś z księżyca?

Spojrzał na mnie zdezorientowany i do końca lekcji nie obdarzył mnie wzrokiem.Chyba uraziłam jego męską dumę.
Reszta lekcji minęła dość szybko i sprawnie.Prawie na każdej poznawaliśmy się i omawialiśmy system ocen.
Niby jest to sportowe liceum,ale ja się czuję dokładnie tak samo,jak w normalnym w Polsce.Jedynie tutaj dają ogromny nacisk na rozwój fizyczny i zakres wiadomości o siatkówce,co mi się bardzo podoba.
Treningi mamy codziennie o 9 i 16.Właśnie zmierzałam na jeden z nich.Weszłam do szatni razem z Oliwią i szybko się ubrałam.Gdy wychodziłyśmy los chciał,że potknęłam się i wpadłam na jakąś dziewczynę.
Usłyszałam głośny pisk,więc podniosłam się i ujrzałam leżącą na podłodze,całą mokrą nastolatkę.
-Przepraszam-odparłam i podałam jej dłoń,by mogła wstać.
-Wiesz gdzie mam twoje przepraszam?W dupie!Przez ciebie makijaż mi się zepsuł i do tego jeszcze poplamiłam swoją ulubioną różowiótką bluzkę.Choć tak naprawdę rodzice mi mogą kupić takich tysiące.Ale to nie zmienia faktu,że ci nie wybaczę.Lepiej zejdź mi z drogi,bo wystarczy jedno moje słowo,a wylecisz z tej szkoły-wstała,otrzepała się i odeszła godnie podnosząc głowę.
Parsknęłam śmiechem o mało co nie dławiąc się swoją śliną.
-To było boskie!-uśmiechnęła się Oliwka i przybiła ze mną piontkę.
Weszłyśmy na salę,gdzie dziewczyny już się rozgrzewały,więc nie tracąc czasu,dołączyłyśmy do nich.
*** 
Właśnie szykowałem się na popołudniowy trening.Moje myśli cały czas biegały wokół jednej osoby..Julii.
Żałowałem,że ją nie zatrzymałem przy sobie,że nie poleciałem za nią.Teraz muszę cierpieć i tak bardzo tęsknić.Wpakowywałem bluzkę do torby,gdy nagle usłyszałem głośne pukanie do moich drzwi.
Wstałem ociągając się i otworzyłem je na oścież.Do mojego domu wepchała się niska blondynka i rzuciła mi się na szyję.Zamknąłem drzwi i lekko ją odepchnąłem.
-Misiu,tak bardzo się stęskniłam-wymamrotała tuląc mnie dalej.
-O co ci kobieto chodzi?-warknąłem odrywając się od niej.
-Jak to?Przecież możemy stworzyć związek,Misiu-dotknęła zimną dłonią mój policzek i uśmiechnęła się cwaniacko.
-Daj mi święty spokój-fuknąłem odtrącając jej dłoń.
-Teraz już ci się to nie podoba?A wczoraj na imprezie,mam ci odświeżyć pamięć,co się działo?
Stanąłem,jak korek.Nie wiedziałem,co powiedzieć,nie umiałem wydusić z siebie,choćby jednego słowa.
-Co nic nie mówisz-uniosła kąciki ust w geście triumfu.-Nie pamiętasz,jak nam razem było dobrze.
Nie mogłem tego słuchać.Ta kobieta to jakaś psychopatka.Owszem dużo wypiłem na dyskotece,ale nie aż tyle,żeby nie pamiętać,co się działo.Chociaż,obraz mi się zamazuje,gdy zasnąłem na kanapie w domu Wojtaszka,dalej mam pustkę.Ta dziewczyna to moja dawna znajoma.Poznałem ją kiedyś na meczu,lecz nigdy mi się nie podobała.
-Wyjdź!-wywlokłem ją z mieszkania i zatrzasnąłem drzwi na klucz.
-To jeszcze nie koniec!Ciekawe,czy twoja dziewczyna o tym wie-usłyszałem jeszcze jej radosny głos.
Oparłem się o ścianę i zsunąłem chowając twarz w kolanach.
Najgorsze było to,że jeżeli Klaudia powie o tym Julce,to ona mi nie uwierzy,że to nie prawda.Przecież była już zdradzona.Nie zdołam jej wszystkiego wyjaśnić.Ale przecież nie zrobiłem nic złego,na pewno.. 
***
Prawie cały trening minął nam na zapoznaniu się.Zakolegowałam się z kilkoma naprawdę sympatycznymi dziewczynami,wszystkie tak samo jak ja kochały siatkówkę.
Wzięłam prysznic,ubrałam się i razem z Oliwią udałam się w kierunku domu.
-Ale ją załatwiłaś-parsknęła śmiechem.
Odwzajemniłam gest wpatrując się w chmury.
-A kim ona tak w ogóle jest?-spytałam zaciekawiona przenosząc wzrok na drobną dziewczynę.
-Ma na imię Magda.Jej ojciec to dyrektor tego liceum,dlatego lepiej z nią nie zadzierać.Jest bogata,chamska,nie liczy się ze zdaniem innych,a co najważniejsze,zawsze stawia na swoim-skończyła swój monolog Oliwka uśmiechając się nikle.
-Czyli już zapunktowałam u niej i dyrektorka!-jęknęłam szczerząc się,jak mysz do sera.
-Ciesz się,ciesz-mruknęła.-Zrobiłaś to po mistrzowsku.
Zatrzymałyśmy się przy moim domu.
-Do jutra-powiedziała Oliwia i mocno mnie przytuliła.
-Do jutra-odpowiedziałam jej i weszłam do mieszkania.
Rozebrałam się i rzuciłam torbę w kąt.Zauważyłam podpierającego się o fotel Kurka i uśmiechającego w moją stronę.
-Jestem gdzieś brudna?-spytałam wycierając ręką wargę.
-Nie,skąd ten pomysł?
-A no nie wiem,gapisz się na mnie tak bez powodu?-spojrzałam na niego z politowaniem.
-Jest sprawa-odparł pociągając mnie za ramię,bym znalazła się blisko niego.-Idziemy potańczyć.
-Co,gdzie,jak,o której,kiedy,odbiło ci?-zadałam mu masę pytań,nie czekając na odpowiedź.
-Już ci mówię-rzekł poważnie.-Koledzy robią dyskotekę,tutaj za rogiem i prosili,żebym wpadł.A więc ubierz się jakoś ładnie,wymaluj i te inne rzeczy-poruszył charakterystycznie brwiami.
Wlepiłam w niego zdezorientowany wzrok.
-No już,pośpiesz się-popchnął mnie w stronę mojego pokoju.
Zrezygnowana pobiegłam do pomieszczenia zamykając się.Wyrzuciłam z szafy pełno ubrań,w końcu wybierając najlepszą stylizację (link).Ubrałam się,włosy związałam w wysokiego kucyka i umalowałam trochę odważniej.
Jeżeli pan Kubiaczek może się bawić,to dlaczego ja nie?-pomyślałam chwytając jeszcze w rękę torebkę i zbiegłam do salonu,gdzie czekał już na mnie siatkarz.
-Możemy iść-powiedziałam pewnie.
Narzuciłam na plecy kurtkę,nałożyłam balerinki i wyszłam z mieszkania w towarzystwie Bartka.
Szliśmy przez ciągnące się ulice jakieś 10 minut,gdy nagle przyjmujący zatrzymał się pokazując ręką duży,oświetlony lokal.
-To tu-mruknął otwierając mi drzwi.
Weszliśmy do wielkiego pomieszczenia.Na suficie wisiały 2 duże kule dyskotekowe,a wokół było pełno ludzi z kieliszkami w rękach.Z głośników leciała głośno muzyka,przy której tańczyły różne osoby.Usiadłam na jednym z foteli rozglądając się na boki.
-Pójdę coś nam wziąć do picia-odparł po chwili Kurek i znikł w tłumie.
Próbowałam się wyluzować,lecz na marne.Cały czas moje myśli krążyły wokół Dzika.Chciałam wiedzieć,co teraz robi,jak minął mu dzień,z kim się spotyka.
-Proszę-uśmiechnął się do mnie siatkarz podając do ręki drinka.
-Dziękuję-odpowiedziałam mocząc usta w napoju.
-Poznaj Nikołaja i Siergieja-odezwał się po chwili wskazując na dwóch mężczyzn stojących obok nas.
-Jula,miło mi-podałam każdemu dłoń i znów usadowiłam się wygodnie na dawnym miejscu.
Kojarzyłam ich już z telewizji,z meczów.
-I jak zabawa?-spytał jeden z nich.
-Super-rzekłam wymuszając na swojej twarzy uśmiech.
-Staraliśmy się.Widzę,że jeżeli podoba się takiej pięknej kobiecie,to musieliśmy odwalić niezłą robotę-szturchnął w ramię swojego kumpla.
-Bez przesady-jęknęłam.-Fajnie jest-poklepałam go po ramieniu i wstałam.
-A ty gdzie się wybierasz?-spytał Bartek również ruszając się ze swojego miejsca.
-Potańczyć-mrugnęłam do niego.-Idziesz?
-Z tobą zawsze-zaśmiał się i pociągnął mnie na parkiet.
Przetańczyliśmy chyba z 7 piosenek,ale niestety zaczęło brakować mi tchu i dziwnie kręcić się w głowie.Podparłam się rękoma o blat,by nie spaść.
-Jula,co się stało?-spytał zatroskany Kurek wymachując przede mną dłońmi.
-Nic,chyba-wymruczałam.-Głowa mnie boli.
Obraz przed oczami zaczął mi się całkiem zamazywać.W końcu zobaczyłam już tylko ciemność,a później huk i krzyk.
***
Nagle Jula zemdlała padając na podłogę.Nie wiedziałem co robić,nogi mi się ugięły.Zacząłem krzyczeć,by ktoś dzwonił po pogotowie.
Uklęknąłem przy niej i ująłem jej twarz energicznie potrząsając.
-Jula!Jula!Żyjesz?!-wrzeszczałem,jak najęty,a do moich oczu zaczęły napływać małe łzy.
Myśl,że mogło coś jej się groźnego stać,że mogła umrzeć rozbrzmiewała w mojej głowie i nie pozwalała normalnie funkcjonować.
-Z drogi!-usłyszałem za sobą czyjeś głosy.
Odwróciłem się natychmiast ujrzając kilku lekarzy.Chwycili ją i położyli na noszach.
-Wyjdzie z tego?-spytałem spanikowany.
-Proszę nie zadawać teraz takich pytań-odpowiedział stanowczo jeden z nich pośpiesznie pakując się do karetki.
-Al.e.-nie zdążyłem już nic powiedzieć,bo odjechali na sygnale.
Nie wiedziałem co teraz robić.Do domu nie pójdę,bo nie zostawię jej samej.Do szpitala nie pobiegnę,bo za daleko.Nagle ktoś delikatnie szturchnął mnie w ramię.
-Weź-odpowiedział Nikołaj wkładając do mojej ręki kluczyki od auta.
-Dzięki stary-rzuciłem mu się na szyję i czym prędzej pobiegłem do pokazanego samochodu.
Wsiadłem i cały roztrzęsiony,z piskiem opon odjechałem.Kierunek-szpital.
Po jakiś 20 minutach byłem na miejscu.Nie zdziwię się,jeżeli do mojego kumpla przyjdzie pełno mandatów,ponieważ złamałem pewnie każde możliwe prawo.Wbiegłem do wielkiego,białego gmachu zatrzymując się w recepcji.
-Gdzie mogę znaleźć Julię Lipińską?-wydukałem.
-Cały czas prosto,a później w prawo i schodami na lewo-odparła recepcjonistka zauważając po chwili kim jestem.
-Dziękuję.
Poszedłem wskazaną drogą wpadając na jakiegoś lekarza.
-Przepraszam-mruknąłem podnosząc stertę papierków.
-Proszę uważać-powiedział spokojnie.
-Pan był u Julii Lipińskiej,dopiero co została przywieziona?-spytałem z nadzieją.
-Tak,a pan to ktoś z rodziny?-uniósł w górę jedną brew.
-Narzeczony-wypaliłem szybko nie zważając na konsekwencje.
-Jeszcze nic nie wiemy,będą przeprowadzone badanie.Jak będziemy już coś wiedzieć,to damy panu znać-uśmiechnął się delikatnie i złapał mnie za ramię.-Proszę być dobrej myśli.
Przytaknąłem potwierdzająco głową podchodząc do sali z numerem 43.Oparłem się o szybę i spoglądałem na nieprzytomną,drobną dziewczynę.Wtedy zdałem sobie sprawę,że to wszystko to moja wina,gdybym ją tam nie zaprowadził,nic by się nie stało.Choć jeszcze nie wiedziałem,co jej takiego jest.
***
Otworzyłam delikatnie oczy i ujrzałam białe pomieszczenie.Przymknęłam na chwilę powieki i przypomniałam sobie wszystko,tańczyłam i nagle zrobiło mi się słabo.Potem film się urywa.Westchnęłam głęboko przeczesując delikatnie palcami po posiniaczonych od igieł rąk.
-Już się pani obudziła?-usłyszałam głos pani pielęgniarki.
-Tak.Co mi jest,co się w ogóle stało?
-Miała pani bardzo dużą dawkę narkotyku w sobie.Prawdopodobnie ktoś coś pani dosypał do kubka.Na szczęście pogotowie w porę przyjechało i nic groźnego się nie stało.Zostanie pani kilka dni na badaniach,a później przepiszemy jakieś leki i wszystko wróci do normy-uśmiechnęła się szczerze.
-Tylko jest jeszcze coś-dodała zakładając ręce na piersiach.-Może się pani nie martwić.Dziecko jest całe i zdrowe.
-Jakie dziecko?-odparłam niedowierzająco.
-Przecież jest pani w 2 tygodniu ciąży.
_______________________________________________________________________
PRZEPRASZAM,PRZEPRASZAM,PRZEPRASZAM,że tak długo nic nie dodawałam.
Ale jak już wcześniej wspominałam,miałam wycieczkę,do tego brak czasu,treningi i mecze,a co najgorsze brak weny.Postaram się już dodawać na bieżąco,przynajmniej raz w tygodniu lub dwa.
Włochy pokonane! :D Brawo biało-czerwoni! :3
Pozdrawiam,buziaki ;*

sobota, 7 czerwca 2014

24 ROZDZIAŁ

Promyki słoneczne przedzierały się przez okno i wpadały do mojego pokoju grzejąc mi prosto w plecy,i rozjaśniając całe pomieszczenie.Otworzyłam delikatnie lewe oko oraz prawe i ujrzałam światło dzienne.
Niechętnie myślami wracałam do wczorajszego dnia.Miałam nadzieję,że z Bartkiem będę mogła się zaprzyjaźnić,lecz jak zwykle się przeliczyłam.Może inaczej bym zareagowała,gdyby tyle razy w moim życiu ktoś mnie nie oszukał,nie okłamał.
Wstałam ociągając się i podreptałam do łazienki.Wzięłam szybki prysznic,przemyłam twarz i zrobiłam nowy,delikatny makijaż.Ubrałam się (link) i chwyciłam w biegu pusty talerz po kanapkach.
Wyszłam z pokoju dokładnie rozglądając się czy nigdzie nie ma siatkarza.Spojrzałam przez uchylone drzwi pokoju Bartka i tak jak przeczuwałam,przyjmujący jeszcze spał.
Odetchnęłam z ulgą udając się do kuchni,gdzie pani Iwona przygotowywała śniadanie.
-Dzień dobry-mruknęłam wchodząc do pomieszczenia i odkładając naczynie do zlewu.-Wczoraj nie zdążyłam zanieść.
-Witaj skarbeńku.Jak się spało?-spytała uśmiechając się promiennie.
-Całkiem w porządku.Może w czymś pomóc?
-Nie.Poradzę sobie-machnęła ręką.-Siadaj.
Zrobiłam tak,jak mi kazała,wygodnie usadawiając się na krześle,przy stole.
-Wczoraj Kuba przekazał mi wystraszony,że kłóciliście się z Bartkiem-spojrzała na mnie ukradkiem.
-Poszło o jakieś bzdety-powiedziałam bawiąc się swoimi palcami.
-Mi możesz powiedzieć co się takiego stało-przestała kroić chleb i usiadła obok mnie z nadzieją,że wszystkiego się dowie.
-Nic-burknęłam.
-Chciałam,żebyś wiedziała,że mój syn nie jest złym człowiekiem.On wiele przeżył i teraz po prostu czuje się zagubiony.Dlatego,tak bardzo się cieszę,że jesteś tutaj,bo on poczuł się za ciebie odpowiedzialny.Teraz jest całkiem inny niż kiedyś.Teraz otwiera się przed nami,można z nim o wszystkim porozmawiać.To na prawdę twoja zasługa.Jeszcze nigdy nie był taki rozluźniony i radosny.Chciałabym,żebyś..
-Pani chciałaby,żebym stworzyła związek z Bartkiem,żebyśmy żyli długo i szczęśliwie.Ale tak się nie stanie.Ja mam swoje życie,swoje problemy i nie mam zamiaru wchodzić butami w cudze-przerwałam jej i chciałam odejść,lecz przytrzymała moją rękę.
-Mi wystarczy,że będziecie przyjaciółmi-odpowiedziała łagodnie.
W tym samym czasie drzwi otworzyły się i w progu stanął Kurek.Nie zwrócił na mnie uwagi.Podszedł do lodówki wyjmując mleko i nalewając je do szklanki.
-Ja idę zbudzić Adama-ulotniła się z kuchni pani Kurek.
Zostałam sama z siatkarzem.Tak naprawdę mogłam powiedzieć,że tylko sama.Przyjmujący zachowywał się,jakby mnie w ogóle tam nie było.
-Długo masz jeszcze zamiar się gniewać?-wziął kolejny łyk napoju.
-Tyle ile będzie trzeba-warknęłam wstając od stołu.
Pobiegł za mną i chwycił mój nadgarstek przyciągając do siebie.
-Co zrobiłem źle?
-Pytasz się jeszcze?-prychnęłam.-Żałujesz chociaż?Nie,więc o czym my mówimy.
-Żałuję-odpowiedział pewnie.
-Kłamać też dobrze potrafisz-wyswobodziłam się z jego uścisku.
-Ale ja naprawdę nie chcę się już kłócić.Popełniłem błąd,ale może damy radę znów być,nie wiem przyjaciółmi?-spojrzał na mnie błagalnie.
-Niech ci będzie-jęknęłam i przytuliłam go.
-Czyli po staremu-mruknął zadowolony wychodząc razem ze mną z kuchni.
-A wy gdzie?-usłyszałam głos za mną ujrzając mamę przyjmującego.
-Nie jesteśmy głodni-odkrzyknął Kuraś i mrugnął do mnie okiem.-Przynajmniej ja.
Udałam się do swojego pokoju i walnęłam na łóżko.Słońce grzało niemiłosiernie.Pogoda była naprawdę rewelacyjna,aż trudno uwierzyć,że kalendarz wskazywał 13 października.
Chwyciłam leżącego na stole laptopa uruchamiając go.Wlogowałam się na facebooka i skype,gdyż dawno nie odwiedzałam żadnych portali społecznościowych.Ktoś mógłby powiedzieć,że 'byłam nie na czasie'.
Odczytałam pełno wiadomości od Weroniki,koleżanek ze szkoły oraz kolegów.Odpisanie zajęło mi prawie 2 godziny.Gdy błądziłam po stronie głównej moim oczom ukazał się pewien post.

Czyżby Michał Kubiak, przyjmujący reprezentacji Polski miał nową dziewczynę?
Wczoraj wieczorem,po treningu dziennikarz zauważył siatkarza w towarzystwie nie brzydkiej,niskiej blondynki.Jak wiadomo Dziku ma już swoją wybrankę,która zostawiła go dla kariery i wyjechała do Rosji.Może przez nieobecność chce po prostu zapomnieć o niej?

Nie czytałam dalej.Miałam dość.Jak media mogą tak wyolbrzymiać sprawy.Teraz pewnie powinnam się zacząć bać,że ktoś sprzątnie mi Miśka sprzed oczu,lecz jak na mnie byłam bardzo spokojna.Jedyne co poczułam,to pewne ukłucie głęboko w sercu.Nie dopuszczałam do siebie myśli,że mógłby mnie zdradzić,że mógłby mnie tak skrzywdzić.Nie,nie zrobiłby tego.Chociaż....z Michała to wielki podrywacz jest.

Nie,Julka przystopuj!On cie kocha,a nie jakąś blondi.Może się okazać,że to jego kuzynka lub koleżanka,a ty zrobisz mu awanturę.Muszę pokazać,że nie jestem zazdrosna.
Nagle na środku ekranu ukazał się mały prostokąt z napisem: Igła i Zbyszek dzwoni.
Czym prędzej odebrałam uśmiechając się szeroko do wielkoludów.
-Witamy światową kobietę!Nie zapomniałaś tam o nas?-ożywił się na mój widok Krzysiu.
-Was się nie da zapomnieć.
-Racja-Bartman przeczesał palcami teatralnie swoje włosy.
-Posuń się,bo zaraz zlecę!-krzyknął Ignaczak popychając przyjaciela.
-Nikt nie będzie płakać-mrugnęłam do nich okiem.
-A idź ty,do diabła!-jęknął niepocieszony libero siadając na skrawku fotelu obok Zbyszka.
-Opowiadajcie,co tam się w Polsce dzieje-poprawiłam się na swoim miejscu.-Jakieś ploteczki?
-A no są!-odpowiedział ochoczo Igła nie dając temu drugiemu do głosu.-Winiar się żeni.Ślub będzie za jakieś 3 miesiące.Będziesz?Oczywiście,że będziesz.A i zapomniałbym Zbyszek to gej!
Parsknęłam śmiechem,a atakujący spojrzał na mnie złowrogim wzrokiem.
-Coś ty sobie ubzdurał!-warknął.
-Jak to co?Wczoraj dobierałeś się do mnie!-jęknął odsuwając się od niego.-Mówię ci Jula,ja mam tu piekło.Aż strach się bać.
-Wyobrażam sobie-odparłam uśmiechając się najsłodziej,jak tylko potrafiłam.
-Igła,tu się puknij!-Bartman uderzył go otwartą dłonią w czoło.
-Ał!Jeszcze używa wobec mnie przemocy!-rozżalił się Krzysiu.
-Dobra chłopcy,ja już muszę kończyć.Do zobaczenia!Buziaki-wysłałam im całusa w powietrzu.
-Pa!-odpowiedzieli chórem i rozłączyli się.
Zamknęłam laptopa i odłożyłam na wcześniejsze miejsce.Wzięłam do ręki telefon i zaczęłam oglądać moje i Michała wspólne zdjęcia.Od razu poprawił mi się humor,tak cholernie za nim tęskniłam.
Kolejna część dnia minęła mi bardzo szybko.Wyszłam na miasto razem z Bartkiem.Zakupiłam sobie piękną sukienkę wybraną przez niego (link).W sumie gust miał nawet całkiem przyzwoity.Później poszliśmy do kawiarni na małe ciasto i kawę.Ogólnie popołudnie minęło mi w bardzo miłej atmosferze,jak i towarzystwie.

Leżałam umyta,najedzona i ubrana w piżamę na łóżku i oglądałam jakiś kryminał w telewizji.Pozostali domownicy już dawno spali,tylko mnie jeszcze sen nie zmorzył.
Tak naprawdę to nie mogłam zasnąć.Jutro pierwszy dzień w szkole,nowi nauczyciele,nowe znajomości,nowe miejsce.Nie wiem czy uda mi się do tego wszystkiego zaaklimatyzować.Sami wiecie,jaka ta młodzież potrafi być okrutna wobec 'nowych'.Choć Bartek nieustannie mnie przekonuje,że na pewno zostanę polubiona przez całą szkołę,ponieważ mnie się nie da nie lubić.Mhm,jak mu tu wierzyć?
Po chwili usłyszałam ciche wibracje.Chwyciłam do ręki komórkę.Na ekranie widniał napis Misiek dzwoni.
Niechętnie odebrałam.Nie miałam ochoty z nim rozmawiać,skoro on wolał spotykać się z jakąś inną dziewczyną.
Misiek:No cześć kotek!Nie obudziłem Cie?-usłyszałam Jego głos,lecz coś mi się w nim nie podobało.
Ja:Właśnie miałam zamiar iść spać.
Po drugiej stronie słychać było głośną muzykę i pełno wrzasków,w tym damskich.
Ja:Halo,Michał nie słyszę Cie!
Michał:Damianku,nie oszczędzaj.Lej więcej,polewaj!-darł się nie zważając na to,że dalej ze mną rozmawia.
Michał:Aaa skarbie!Wracaj do Polski,do mnie,bo tęsknie.Czasami mam ochotę skoczyć z mostu-mamrotał.
Ja:Michał ogarnij się.Nie pij więcej,idź spać.Dobranoc,miłych słów.
Rozłączyłam się i położyłam telefon na półce.Miałam wszystkiego dosyć,więc zgasiłam lampkę i udałam się w krainę Morfeusza.

Następnego dnia,obudziłam się przez nieustanne dzwonienie mojego budzika,który wskazywał 6 rano.
Chwyciłam do ręki urządzenie zrzucając je z wielkim hukiem na podłogę.Poprawiłam się na łóżku i przymknęłam oczy w celu spania dalej.Niestety po niecałych kilku minutach do pokoju wparował Bartek.
-Wstajemy młoda damo!Nie ma wylegiwania się,dziś do szkoły!
-Mówisz,jak moja matka-jęknęłam przewracając się na drugi bok.
-Po to tu jestem-uśmiechnął się cwaniacko.-A teraz koniec spania!-krzyknął zabierając mi kołdrę i wyrywając poduszkę spod rąk.
-Jeszcze tego pożałujesz-warknęłam udając się do łazienki.
Wzięłam długi i gorący prysznic.Rozczesałam włosy i wyprostowałam je oraz zrobiłam delikatny makijaż.
Wyjęłam z szafy ubrania (link) i nałożyłam je na siebie.Nie chciałam wyglądać zbyt elegancko,ale pierwsze wrażenie trzeba było zrobić.
Od razu po odświeżeniu się poszłam do kuchni,gdzie Kurek robił śniadanie.
-Siadaj,jedz tosty-odparł pokazując ręką stół.
Zrobiłam tak jak mi kazał,w mig pochłaniając całe śniadanie.
-Dzięki-mruknęłam wstając i zanosząc talerz do zlewu.-Nie wiedziałam,że z ciebie taki kucharz jest.
-Mam jeszcze wiele skrytych talentów-wyszczerzył się do mnie i spojrzał na zegarek.-Z tego co wiem,zaczynasz o 9,a jest ósma trzydzieści.
-Cholera!-pisnęłam chwytając w ręce torebkę.
-Odprowadzić cie?-spytał zakładając ręce na piersi.
-Nie trzeba-machnęłam ręką,nakładając buty i narzucając na siebie płaszczyk.Pomachałam przyjmującemu i wyszłam z mieszkania.
Szłam szybkim tempem,omijając uliczki i aleję.Dobrze,że liceum znajdowało się dość bliko od domu Bartka,bo jeszcze tego by mi brakowało,żeby w pierwszym dniu wyrobić sobie opinię spóźnialskiej.Po chwili znalazłam się już przed wielkim budynkiem.Wokół niego panował chaos,pełno uczniów i uczennic chodziło po placu przytulając się i głośno rozmawiając.
Gdy wchodziłam do budynku poczułam na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych.Olałam to i weszłam do środka uderzając kogoś drzwiami.
-Mogłabyś uważać!?-warknęła poszkodowana dziewczyna wstając i masując obolałe miejsce .
-Przepraszam,to niechcąco- tłumaczyłam się.
-Oo widzę,że z Polski!-uśmiechnęła się szeroko podając mi rękę.-Oliwia jestem,miło mi.
-Jula-uścisnęłam jej dłoń odwzajemniając uśmiech.
-Na długo tu jesteś?
-6 miesięcy,a ty?
-Na stałe-wyszczerzyła się i wzięła mnie pod boki prowadząc do jakiejś sali.-Myślę,że mamy wiele wspólnego.
-Też tak sądzę-pokiwałam twierdząco głową wchodząc do dużej,żółtej sali wypełnionej wieloma osobami.
-Poznaj Emmę,Williego,Sarę i Roberta-pokazała po kolei 4 przyjaciół siedzących przy jednym stoliku i uśmiechających się do nas.
-Cześć-odparłam podając i uściskając dłoń każdego po kolei.
-Miło cie poznać-odpowiedzieli chórem i zajęli się rozmawianiem o jakiś innych rzeczach.
-Z czasem ich polubisz-szepnęła mi do ucha i zajęła miejsce obok swoich znajomych ,gdyż do klasy weszła niska,czarnowłosa kobieta.
Ubrana było w białą koszulę i czarną spódnicę,a włosy związała w wysokiego koka.W rękach trzymała plik kartek i zieloną teczkę.
-Witajcie-rzekła stanowczym głosem gładąc swoje rzeczy na stoliku i stanęła przed nami.Oliwka pociągnęła mnie za rękę,więc usiadłam obok niej.
-Nazywam się Kristina Welge i będę waszą wychowawczynią.Także w razie jakiś problemów,proszę zgłaszać się do mnie.Lekcje zaczynacie od jutra,treningi również.Plan został wysłany już do waszych opiekunów.Mam nadzieję,że to liceum się wam bardzo spodoba i będzie to wasz tak jakby drugi dom.No,to powodzenia.Możecie się poznać,bo wy wszyscy tutaj zgromadzeni,będziecie w jednej klasie.Tyle z mojej strony.Dziękuję za uwagę-usiadła za biurkiem nakładając na nos okulary i zaczęła bazgrolić coś na kartkach.
-Stara jędza-mruknęła Emma i parsknęła śmiechem.
-Nie lubicie jej?-spytałam z niedowierzaniem,gdyż według mnie wydawała się dosyć miła.
- Nikt jej nie lubi.Lepiej uważaj,najpierw udaję taką super panią,a jak przyjdzie co do czego to uwali cie na cacy.Nie możesz jej podpaść,bo wtedy masz taką wielką kreskę na całej lini-powiedział Robert i mrugnął do mnie okiem.
-Nie strasz jej,jest tu nowa!-uderzyła go w ramię Sara.
Zapoznałam się jeszcze z innymi osobami i bez bicia muszę stwierdzić,że wszystkich polubiłam.Są sympatyczni i radośni,a niektórzy to nawet za bardzo.
Wychodziłam z klasy w towarzystwie wysokiej brunetki,gdy nagle usłyszałam:
-Panna Lipińska proszona jest do gabinetu dyrektora.Natychmiast-ostatnie słowo było wypowiedziane z wielkim naciskiem.
Oliwia spojrzała na mnie z oczami w wielkości pięciozłotówek.
-Coś narobiła?-spytała.
Wzruszyłam ramionami i udałam się do miejsca,gdzie mnie proszono.Przed jeszcze wymieniłam się numerem z dziewczyną.Zapukałam delikatnie w drewniane drzwiczki.Gdy usłyszałam ciche 'Proszę ' weszłam do małego pomieszczenia wypełnionego książkami i zdjęciami.Zajęłam miejsce przed starszym mężczyzną.
-Dzień dobry-rzekłam niepewnie bawiąc się palcami.
-Jula,tak?-pokiwałam twierdząco głową.-A więc co robiłaś w sobotę około godziny 13,14?
-Ja przyjechałam właśnie w ten dzień tutaj i sama nie wiem,rozpakowywałam się.
-Dobrze,a więc przejdę do konkretów-odwrócił w moją stronę laptopa i włączył jakiś filmik,na którym JA z BARTKIEM włamywałam się do szkoły i odbijałam piłkę na sali gimnastycznej.A nie mówiłam,że to się źle skończy?Ale nie Kurek wie lepiej.
-To nazywasz rozpakowywaniem się?Wiesz,czym grozi włamanie się?To jest przestępstwo.Mógłbym to zgłosić na policję lub wyrzucić cie z tej szkoły,ale tego nie zrobię.Odbędziesz karę razem z tym swoim koleżką.Mógłbym wiedzieć kto to jest?
Zamyśliłam się.Było mi strasznie wstyd.
-To nie istotne.Ja zawiniłam-odparłam chowając wzrok w czubkach swych butów.
-W takim razie będziesz codziennie po swoich zajęciach i treningach zbierała piłki i sprzątała salę,skoro tak ci się podoba.Dziękuję,to wszystko.
-Dobrze.Przepraszam-wstałam i jak najszybciej wyszłam z gabinetu.
Teraz to Bartuś powinien mi stopy czyścić,że go nie wydałam.
Skierowałam się w stronę wyjścia i szłam w kierunku mieszkania.Gdy dopadłam wreszcie drzwi,w progu uśmiechem przywitał mnie Kurek.
-I jak?-wciągnął mnie do środka.
-Zabiję cię-warknęłam.-Przez ciebie muszę codziennie zamiatać podłogi na sali gimnastycznej.Przygody ci się zachciało.
-Ale o co chodzi?-powstrzymywał śmiech,lecz nieudolnie.
-Ty się jeszcze pytasz?No nie pamiętasz wypad w sobotę?Wszystko się nagrało i teraz karę muszę odbyć.Masz szczęście,że cie nie wkopałam-walnęłam się na kanapę.
Siatkarz przez chwilę stał jak kołek,jakby nie rozumiał co do niego powiedziałam.
-Ja się mogę przyznać.Najwyżej będę latał ze zmiotką-wypiął dumnie klatę.
-Nie będzie takiej potrzeby.Twoja reputacja na tym nie zyska.
-Ale ja chcę być uczciwy i się ze mną nie kłóć.Podejdę jutro do tego dyrektorka i z nim pogadam-posłał mi ciepły uśmiech.
-Dzięki-przytuliłam go i poszłam do swojego pokoju.
Oglądnęłam telewizję,zjadłam obiad,powydurniałam się trochę z Kurkiem i zmęczona opadłam na łóżko.
Najbardziej zdziwiło mnie,że przez cały dzień nie dostałam choćby jednego głupiego smsa od Michała.Nic,komplente zero..
Wzięłam prysznic,zjadłam kolację i położyłam się otulając szczelnie kołdrą.Po chwili poczułam wibracje.Sięgłam szybko po telefon,w nadzieji,że to Dziku.Nie mylilłam się.Odebrałam wiadomość.


Cześć.
Chciałem cie przeprosić,za moje zachowanie,za to wczorajsze.Ale nie wiem,co się ze mną dzieję,po prostu bardzo tęsknie i nie mogę sobie miejsca znaleźć.Wybacz mi.Pamiętaj,że cie cholernie kocham.
Dobranoc księżniczko ;*   
    
Uśmiechnęłam się do urządzenia i tak nagle cała wczorajsza złość minęła.A dziwne ciepło wypełniło moje ciało.


Przecież wiesz,że nie potrafię się na Ciebie gniewać.
Dobranoc księciu ;* 

Odpisałam i odłożyłam komórkę na miejsce.Z wielkim bananem na twarz,zasnęłam,gotowa na lepsze jutro.
________________________________________________________________________
Hejka kochani ;*
Kolejny rozdział oddaję w wasze ręce.
Z tego względu,że w środę jadę na wycieczkę,kolejny rozdział może pojawić się za tydzień albo szybciej.
Dziękuję za wszystkie komentarze,to motywuje :)
Muszę wspomnieć o wczorajszym meczu Polaków.Nasi zagrali świetnie,jak równy z równym.Należą im się wielkie brawa.Zabrakło kilku kończących akcji pod koniec seta i to Włosi schodzili by przegrani z boiska.
Jestem pewna,że jutro nie zabraknie wielu emocji i mam nadzieję,że tym razem to my będziemy się cieszyć ze zwycięstwa ;)
A odnosząc się jeszcze do wczorajszego meczu.Czy tylko mi wydawało się,że sędziowie w ogóle nie wiedzieli co się dzieje wokół nich?Włosi specjalnie też się nie popisali wymuszając punkty.-,-  
Pozdrawiam,buziaki! ;*

Czytasz=Komentujesz

poniedziałek, 2 czerwca 2014

23 ROZDZIAŁ

Wstałam około 8 rano.Niestety zostałam zbudzona przez natarczywe walenie w moje drzwi.Podeszłam i otworzyłam je na oścież.
-Wreszcie-wpadł do pokoju Bartek trzymając tacę z jedzeniem.-Mama kazała mi Cie zbudzić i poczęstować.Mam dopilnować,żebyś wszystko zjadła-poruszył charakterystycznie brwiami.
-Super-mruknęłam i pościeliłam łóżko.-Zawsze o tej porze wstajecie?-wychyliłam głowę spoglądając na przyjmującego.
-Dziś wyjątkowo-odparł konsumując kanapkę z szynką.
Usiadłam na dywanie i chwyciłam jajecznicę,pochłaniając ją.Byłam dość głodna.
-Spust to ty masz duży-stwierdził i wyszczerzył się do mnie.
-Fajnie masz.A mógłbyś łaskawie opuścić to pomieszczenie.Chcę się doprowadzić do normalności.
-Nie przeszkadzasz mi-wystawił do mnie język.
-Ale za to ty mi tak-popchałam go w stronę drzwi,które następnie zwinnym ruchem zamknęłam na klucz.
Odetchnęłam z ulgą.Dobrze,że obok znajdowała się łazienka.Uniknęłam spotkania z Kurkiem.
Wzięłam długi prysznic i umyłam włosy.Paradowałam po pokoju w samym ręczniku.Wynalazłam z szafy ubrania (link) i nałożyłam je na siebie.Wysuszyłam moją czuprynkę i polokowałam delikatnie końcówki.
Zrobiłam makijaż i wyprostowana stałam przed lustrem przyglądając się sobie.
Na zewnątrz może i widać było uśmiechniętą i ładną kobietę.Bez problemów,korzystającą z życia.Z wielkim poczuciem humoru i idealną rodziną.Ale w wewnątrz było kompletnie inaczej.Ja widziałam zagubioną,małą dziewczynkę.Stąpająca nieśmiało po świecie.
-Idziemy na spacer!-usłyszałam głos Bartka.
Nałożyłam na ramię torebkę i wyszłam z pokoju.Powędrowałam do salonu,w którym znajdował się siatkarz.Leżał na kanapie i oglądał jakieś bzdety historyczne.Nigdy nie lubiłam historii.
-Chcesz iść na ten spacer,czy nie?-stanęłam przed nim zasłaniając mu 2/4 ekranu.
-No idę,idę-odparł i wyłączył telewizję.-Mamo!Idziemy!-krzyknął i wyszliśmy na dwór.
Od razu lepiej mi się zrobiło,gdy zaczęłam wdychać świeże powietrze.Wkoło było tak pięknie.Pełno kwiatów i drzew.Szłam obok Bartka,który kątem oka spoglądał na mnie,jakby sprawdzał czy nigdzie nie uciekłam.
-Ładnie tu-przerwałam niezręczną ciszę.
-Wiem-odpowiedział uśmiechem.-Z tego Kubiaka to istny szczęściarz-westchnął chowając ręce do kieszeni.
-Szczęściarz to za dużo powiedziane.
-Wcale,że nie.Jak się poznaliście?-kontynuował.
-W całkiem niezłych okolicznościach.
Na samą myśl o tamtym pierwszym spotkaniu z Michałem jakieś ciepło wypełniło moje ciało.Pamiętam ten dzień,jak dziś.Byłam pewna,że żaden siatkarz nie zakocha się w zwykłej nastolatce.Ale po raz kolejny udowodniłam sobie,że marzenia się spełniają.
-Poszłam na mecz Polska-Włochy z przyjaciółką.Zajęłyśmy swoje miejsca i przyglądałyśmy się zawodnikom,nigdy wcześniej nie siedziałyśmy ich tak blisko.W międzyczasie Weronika poszła po popcorn. Gdy wróciła odwróciłam się w jej stronę i oberwałam z piłki w twarz od Miśka.Na początku ciężko mi było mu zaufać,ale się starał,więc dałam mu szansę.
-Kochasz go?-spojrzał na mnie dość poważnie.
-Bardzo-odpowiedziałam krótko.-Dlaczego nie grasz w reprezentacji?-dodałam bawiąc się kosmykami swych włosów.
-Miałem problemy rodzinne i zawodowe.Dorobiłem się kontuzji,moi rodzice chcieli się rozwieść,nie za dobre kontakty dzieliłem z zawodnikami.Dlatego najlepszym wyjściem została przeprowadzka,żeby od tego wszystkiego odpocząć.W skrócie o tamtym roku chciałbym zapomnieć,o tym zresztą też-westchnął.
-Nie chciałbyś wrócić?
-Jeżeli zostanę powołany przez nowego trenera,to czemu nie?-uśmiechnął się pierwszy raz od dłuższego czasu i zatrzymał przy jakimś wielkim blado różowym gmachu.-Tu będziesz chodziła do szkoły.Mam twój plan lekcji i treningów.
-Ale ta szkoła ogromna-otworzyłam ze zdziwienia usta.
-Przyzwyczaisz się-mrugnął do mnie.-Może chcesz wypróbować salę gimnastyczną?
-Jak to salę?Przecież jest zamknięte-pokazałam mu ręką bramę.
Nic sobie z tego nie zrobił tylko przeskoczył przez nią i znalazł się po drugiej stronie.
-Wchodzisz w to,czy się boisz?-poruszył charakterystycznie brwiami.
-A jeżeli nas nakryją?-porozglądałam się na boki.
-Nie panikuj-machnął ręką i spoglądał na mnie wyczekująco.
-Niech ci będzie,ale mnie łapiesz-parsknęłam śmiechem.  
Przełożyłam jedną nogę przez mur,a później drugą.Niestety,jak zawsze musiało się coś stać nie po mojej myśli.Gdy chciałam przeskoczyć,zaczepiłam spodniami o wystający gwóźdź i straciłam równowagę.Już przed oczami miałam siebie leżącą na ziemi.Jednak w ostatniej chwili poczułam czyjeś ciepłe i silne dłonie przytrzymujące mnie w biodrach.Odwróciłam się ujrzając siatkarza z promiennym uśmiechem.Spotkałam się z tajemniczym jego spojrzeniem i ustami,które w zbliżały się na niebezpieczną odległość.Przymknął na chwilę powieki i ułożył usta w tzw.'dziubek' przysuwając się do mnie.Skrzywiłam się delikatnie i chwyciłam do ręki kamień leżący na brzegu.Przytknęłam go do twarzy Bartka,który zaczął namiętnie miziać.Ten widok był komiczny,a zarazem odrażający.Po chwili jednak zorientował się,że coś jest nie tak i otworzył szeroko oczy odskakując na bok.
-Fuu-jęknął wystawiając na wierzch język.
-Twoja wybranka nie odwzajemniła pocałunków?-spytałam poruszając charakterystycznie brwiami i parsknęłam śmiechem.
-To nie śmieszne-odparł urażony.
-Gdybyś widział swoją minę,sądził byś inaczej-mrugnęłam do niego okiem i wstałam otrzepując się.
-Na to coś-wskazał palcem kamień,który trzymałam w rękach.-Mógł sikać pies lub mrówka.Będziesz mi dezynfekować buzię.
-To coś najprawdopodobniej w świecie dało ci kosza-wzruszyłam ramionami.-A poza tym nie ja kazałam ci wystawiać te usta w moją stronę.
Burknął coś pod nosem i zarzucił swoją torbę na ramię.
-Idziesz,czy będziesz tak stała?
-Idę-powiedziałam i udałam się za siatkarzem.
Weszliśmy oknem,które jakaś sprzątaczka zostawiła uchylone.A że Kurek miał długie ręce nie specjalnie się musiał natrudzić,by je otworzyć.  
Kierował się przez długi korytarz.Na ścianach pozawieszane były różnorodne plakaty mówiące o zdrowym odżywianiu i sporcie.Wyżej wisiały gablotki z pucharami i dyplomami dla szkoły.Było ich sporo.Na suficie pozawieszane były zdjęcia siatkarek i siatkarzy uczących się w tym liceum.
Dogoniłam przyjmującego,który grzebał coś w drzwiach.
-Masz wsuwkę?-spytał nie wychylając głowy.
Wyjęłam z kieszeni to,o co mnie prosił i podałam mu.
-Dzięki-mruknął przekręcając coś w zamku.-Gotowe-stanął i klasnął w ręce otwierając przy tym wejście.
-Panie przodem-skinieniem ręki wskazał na salę.
Weszłam do niej.Była bardzo duża,pomieściłaby zapewne wszystkie klasy.Na środku stała siatka,a obok porozwalane piłki.
-Przebierz się-Bartek rzucił we mnie jakąś bluzką i spodenkami .
-Tutaj?-spojrzałam na niego spod byka.-Chyba śnisz.
-Nie będę patrzeć.Zresztą sam się muszę ubrać-podszedł do trybun,odwrócił się plecami i zdjął swoją koszulkę odrzucając ją gdzieś na bok.Zobaczyłam jego mięśnie i wyrzeźbioną klatkę piersiową.
Julka ogarnij się,ty masz chłopaka-powiedziałam do siebie w myślach i niepewnie ściągnęłam bluzkę nakładając tą co mi dał siatkarz.To samo zrobiłam ze spodniami.Odwróciłam się czując jego wzrok na sobie.Stał podparty o bariery i spoglądał na mnie cwaniacko.
-Miałeś się nie patrzeć-warknęłam.
-Do twarzy ci w 6-mruknął poruszając charakterystycznie brwiami.
Uniosłam delikatnie materiał koszulki zauważając numer 6 na środku.
-Wolę trzynaście-wystawiłam w jego stronę język.
-Jeszcze zobaczymy-wziął do ręki piłkę i zaczął odbijać ją sposobem górnym.-Dołączysz się?-spojrzał na mnie kątem oka.
Westchnęłam stając na przeciw niego.
-Porozciągaj się-odparł i wyszczerzył,jak głupi do sera.
-Spadaj-prychnęłam robiąc kilka skłonów.
Po mojej chwilowej rozgrzewce zaczęliśmy odbijać.Oczywiście pan Bartuś musiał mnie denerwować odbijając do mnie piłkę raz blisko,raz daleko i tak cały czas.Biegałam tam i z powrotem,kiedy on tylko stał ruszając rękoma. Niestety taki już mój charakter,że nie chcę się poddać,a walczę do końca.
-Zmęczona?Przecież to dopiero początek-uśmiechnął się cwaniacko.
-Kuźwa wal się!-odpowiedziałam ze złością rzucając w niego piłką.
-Ostra!Lubię takie-odparł unosząc w górę jedną brew.
-Przysięgam,że zaraz oberwiesz!-ruszyłam się gwałtownie z miejsca goniąc przyjmującego po całej sali.W końcu go dopadłam,przyciskając do ściany i nie dając mu żadnego sposobu ucieczki.
-Poddaję się!-rzekł wystraszony.-Nie zabijaj-zaskomlał chowając twarz w rękach.
-Gdybym ruszyła te twoją buźkę,to prześladowałyby mnie tysiące fanek najlepszego siatkarza.
-Mój urok osobisty-rozmarzył się.
-Mam za to lepszy pomysł-uśmiechnęłam się.-Robisz za karę 200 pompek i przysiadów,a także przez 2 tygodnie śniadanie do łóżka,ale o 11 w wek-kandy,a 7.30 w dni robocze.
-No dobra-westchnął i przykucnął na podłodze wypełniając swoją karę.
Reszta treningu minęła nam dość szybko.Atakowaliśmy,zagrywaliśmy i plasowaliśmy.W końcu,gdy zegar wskazał 16 zaczęliśmy zbierać się do domu.Wzięłam swoje rzeczy i poszłam wziąć prysznic,gdyż jak się okazało szatnie były otwarte.
***
Gdy Jula poszła się odświeżyć usłyszałem wibracje czyjegoś telefonu.Pomacałem po kieszeni,lecz to nie był mój.Porozglądałem się na wszystkie strony i zauważyłem leżącą na podłodze komórkę.Podniosłem ją szybko,a na wyświetlaczu widniał napis Misiek dzwoni.Nie wiedziałem co zrobić.Pod wpływem impulsu kliknąłem na czerwoną słuchawkę i odrzuciłem połączenie.W końcu i tak nie mogłaby teraz rozmawiać,a ja nie miałem zamiaru mu się tłumaczyć,dlaczego odbieram jej telefon.Znam Michała i wiem,jaki potrafi być upierdliwy i wybuchowy.Więc tak naprawdę chyba dobrze zrobiłem,uniknąłem problemów i wyrzutów.
Nagle z szatni wyszła ubrana i umyta Jula.Była piękna.Nie,nie zakochałem się w niej po prostu ją lubiłem,jak siostrę.Wiedziałem dobrze,że nie mam u niej szans,więc się nie łudziłem.
***
-Prysznic wolny-mruknęłam pokazując palcem szatnie.
-Idę już-odparł lekko rozkojarzony chwytając w ręce swoje rzeczy.-Twój telefon!-wcisnął mi do ręki urządzenie i pobiegł.
-Ktoś dzwonił?!-krzyknęłam za nim,lecz nie uzyskałam odpowiedzi.
Wpakowałam komórkę do torby i wyczekiwałam siatkarza.
  Siedział w tej łazience chyba dłużej,niż ja.Z nim gorzej,niż z dzieckiem.W końcu wyszedł z lekko niewyraźną miną.
-Coś nie tak?-uniosłam brew do góry spoglądając na przyjmującego.
-W porządku-wypalił i zarzucił torbę na ramię.-Wracamy?
-Jasne-udałam się za nim.-Ale mnie nie oszukasz-dodałam szczerząc się.
Wymusił na swojej twarzy uśmiech i dźgnął mnie w bok.Ocho! Powraca stary Kurek.
Przeskoczyliśmy przez okno,a później płot.Tym razem nie zaliczyłam gleby,byłam asekurowana przez tego wielkoluda.Całą drogę powrotną przegadaliśmy.Głównym naszym tematem rozmów była oczywiście siatkówka.Gdy wróciliśmy do mieszkania,siłą zostałam zaprowadzona do kuchni,w celu zjedzenia obiadu.
-Siadaj maleńka.Jeszcze tylko wy nie jedliście.Kto to widział obiad o 17 jeść?-mówiła,tak jakby do siebie nakładając mi na talerz ziemniaki z surówką i schabowym.
-Oj mamo nie przesadzaj.Musiałem jej pokazać teren-mrugnął do mnie okiem i zajął się jedzeniem.
Pani Iwona położyła na przeciw mnie naczynie i usiadła obok przyglądając się nam.
-Słodcy jesteście-wypaliła,a ja o mało co się nie zadławiłam.
Bartek skarcił ją wzrokiem.
-Jula ma chłopaka-powiedział z wielkim naciskiem na ostatni wyraz.
Mina mamy siatkarza chwilowo zrzedła.
-Rozumiem-rzekła.-Chciałam Jula,żebyś wiedziała,że zawsze możesz na mnie liczyć,porozmawiać,jak córka z matką.
Której nigdy nie miałam-pomyślałam.Wstałam grzecznie dziękując za poczęstunek i wybrałam się do pokoju.Usiadłam na łóżku wyjmując z torby książkę Kosogłos i wciągnęłam się w czytanie.Od tego drugiego świata wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu.Spojrzałam na wyświetlacz: Wera dzwoni.
Przycisnęłam zieloną słuchawkę i usłyszałam ciepły i radosny głos po drugiej stronie.
Wera:No Cześć!Już zapomniałaś o swojej przyjaciółce? 
Ja:Właśnie miałam do ciebie dzwonić.
Wera:No jasne,jasne.A w tej bajce były smoki?-zaśmiała się.
Ja:A żebyś wiedziała!
Wera:Jak się trzymasz?
Ja:W miarę.Bardzo,bardzo tęsknie.
Wera:Ja też.Szybko zleci,już odliczam dni w kalendarzu.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Wera!Rusz się!-usłyszałam.
Wera:Ja już musze iść.Umówiłam się na randkę!-pisnęła.
Ja:To biegnij.Połamania nóg!
Wera:Ej,ale bez takich.Pa,kocham Cie.
Ja:Buziaki.
I rozłączyła się.Spojrzałam na ekran komórki i wykręciłam numer Michała.Dziwiło mnie,że przez prawie cały dzień nie dzwonił i nie pisał.Możliwe,że miał treningi.Pierwszy sygnał głucho,drugi,trzeci.W końcu za czwartym razem usłyszałam Jego ciepły i męski głos.
Michał:Po co dzwonisz?
Zatkało mnie.Ja,głupia myślałam,że będzie się cieszyć,że chcę z nim porozmawiać.Siedziałam na łóżku i nie mogłam wydusić z siebie choćby jednego słowa.
Ja:Michał o co ci chodzi?-wydukałam.
Michał:Mi o co chodzi?To ty najpierw odrzucasz moje połączenia,kiedy do ciebie dzwonię.Aż tak byłaś zajęta?
Ja:Ale ja nawet nie wiedziałam,że dzwoniłeś do mnie.
Michał:Yhym-mruknął.
Ja:Nie musisz mi wierzyć.Związek polega na zaufaniu.Dzwoniąc do Ciebie myślałam,że będę mogła z Tobą porozmawiać i wyżalić się.Jak zwykle się pomyliłam.Jeżeli w końcu przemyślisz wszystko.Czy to w ogóle ma sens tak na odległość,skoro robisz mi kłótnie z nie wiadomo jakiego powodu,to po prostu napisz.
Cześć.
Rozłączyłam się rzucając telefon na sam koniec łóżka.Tysiąc myśli latało mi po głowie,a ja nie umiałam ich poukładać.Dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać,czy nasz związek to przetrwa.To 2 dzień,a Michał już wyobraża sobie zbyt wiele.Po kilkunastu minutach wstałam i udałam się do pokoju Bartka,w celu wyjaśnienia sprawy.Zapukałam delikatnie kilka razy w drzwi,a po chwili otworzył je uśmiechnięty siatkarz.
-Co się stało,że mnie odwiedzasz?-wpuścił mnie do środka.
Usiadłam na kanapie i spojrzałam na niego dość poważnie.
-Nie będę obijać w bawełnę-powiedziałam.-Czy,gdy byłam w łazience lub gdzieś indziej to dzwonił mój telefon?
Kurek siedział chwilę w ciszy,spuszczając wzrok na czubki swych butów.Zdziwiło mnie to bardzo.Powtórzyłam więc pytanie.
-Nie-rzekł cichutko.
-Na pewno?Może słyszałeś-drążyłam temat,bo wiedziałam,że coś go gryzie.Coś,o czym nie wiem,a powinnam wiedzieć.
-No dobra-westchnął.-Masz mnie.Tak,dzwonił twój telefon.I tak,to był Michał.Ale ja nie chciałem odbierać,więc odrzuciłem połączenie.Przepraszam nie powinienem.
Przełknęłam ślinę,nie wiedząc to co słyszę.W jednej chwili odebrało mi mowę.
-Dlaczego w ogóle dotykałeś go?-spytałam.-Wiesz,nie byłabym na Ciebie zła gdybyś mi chociaż o tym powiedział.A co jeżeli coś by się stało Michałowi,a ja bym o tym nie wiedziała?
-Nie przesadzaj.Mógł przedzwonić jeszcze raz-wzruszył ramionami.
-Żebyś znowu odrzucił?!-tym razem wstałam.Emocje wzięły górą.
-Już ci zrobił awanturę.Dziku taki jest.On nie umie być wiernym-odparł jakby sam do siebie.
Spoliczkowałam go i wybiegłam z pokoju napotykając na swojej drodze Kubusia.
Stał z oczami w wielkości pięciozłotówek i wpatrywał we mnie.
-Kubuś co się stało?-uklękłam przy nim obejmując jego małą rączkę.
-Czemu się kłócicie?Słychać was w całym domu-odpowiedział przestraszony.
Przytuliłam go do siebie i spojrzałam głęboko w oczy.
-Nie raz tak jest,że dorośli się kłócą i nie potrafią dojść do porozumienia.Posprzeczaliśmy się tylko.Już jest w porządku.
-Jeżeli jakaś osoba nie potrafi spojrzeć prawdzie w oczy,to tak jest-spod drzwi wychylił się Bartek dodając swoje pięć groszy.
-Jeżeli jakaś osoba dotyka czyjeś rzeczy i nie potrafi się głupio przyznać-prychnęłam wchodząc do swojego lokum zamykając z impetem drzwi.
Za dużo wrażeń,jak na jeden dzień.Wzięłam szybki prysznic.Usłyszałam z dołu,że kolacja gotowa,lecz nie miałam ochoty nic jeść.Odkrzyknęłam tylko,że zjem później i wzięłam się za czytanie mojej książki.
Z transu wyrwał mnie dźwięk przychodzącego smsa.Chwyciłam urządzenie nie dające mi spokoju i odczytałam w myślach wiadomość.

Przemyślałem wszystko,tak jak mi kazałaś i wiem,że chcę być z Tobą,choćby miały nas dzielić 1 000 000 kilometrów.Kocham Cie i to nigdy się nie zmieni.Tylko nie raz nie potrafię panować nad swoją zazdrością.Mam nadzieję,że mi wybaczysz.Przepraszam :(

Odetchnęłam z ulgą.Przez chwilę myślałam,że to mógł być już koniec.

Nie gniewam się.Tez Cie Kocham.Dobranoc Misiu.

Odpisałam i wyłączyłam komórkę,by nikt mi już nie zawracał głowy.
Gdy zegar wskazał 22,a mój żołądek dawał się we znaki,zeszłam na dół po jakiekolwiek kanapki.Z tego co wiem pani Iwona zostawiła je dla mnie na stole,gdyż nie darowałaby sobie,gdybym czegoś nie przekąsiła.
Wzięłam w biegu przygotowaną kolację i ruszyłam do swojego pokoju.Spotykając po drodze siatkarza.I czego się tu dziwić,w końcu to jego dom.Ominęłam go szybko.Nawet na mnie nie spojrzał,zresztą ja też nie.
Co on sobie myślał,że będę się przed łasić.
Weszłam do swojego małego pomieszczenia.Zjadłam posiłek.Przebrałam się w piżamę i otuliłam kołdrą,głęboko zasypiając.
 ______________________________________________________________________________
Witajcie kochani! ;*
Mam nadzieję,że rozdział się wam spodoba.Jest dłuższy,tak jak obiecałam ;)
Chciałam podziękować wszystkim za tyle miłych i motywujących komentarzy,a także za prawie 11 000 wyświetleń!Jesteście wspaniali! :D
Nie byłabym sobą,gdybym nie wspomniała o zwycięstwie biało-czerwonych.To było coś pięknego.
Brazylia pokonana NANANANA!
Włochy,kolej na was :D
Chcę jeszcze wspomnieć,że czytam wszystkie Wasze blogi.Jeżeli nie raz nie komentuję to znaczy,że nie mam czasu.Ale spokojnie,u wszystkich jestem na bieżąco i staram się pozostawiać po sobie znak,po każdym przeczytanym rozdziale,ale nie raz to jest bardzo trudne.Dlatego też bardzo bym prosiła o informowanie mnie o waszych nowych rozdziałach w zakładce 'Spam'. ;)
Do zobaczenia (środy lub czwartku). Pozdrawiam Was kochani i ściskam mocno! ;*