Na wstępie PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM i PRZEPRASZAM.
Miałam dodawać normalnie rozdziały, ale brak czasu, brak weny i nauka, Wszystko zwaliło się naraz i nie miałam jak i kiedy. Dalej nie wiem,czy będę w stanie dokończyć to opowiadanie. Strasznie się z nim związałam, dlatego wydaje mi się,że powrócę tu niedługo i dokończę historii Julii i Michała.
Ale chciałabym Was serdecznie zaprosić na moje nowe opowiadanie. Michał Winiarski w roli głównej :)
Liczę na Was i na Wasze komentarze, bo wy przecież bardzo dobrze wiecie, jak one motywują.
Mam nadzieję,że Wam się spodoba i zostaniecie ze mną do końca ;)
Zapraszam!
http://uwielbiaj-mnie-mimo-wszystko.blogspot.com/
niedziela, 21 grudnia 2014
czwartek, 16 października 2014
32 ROZDZIAŁ
31 Grudzień
Stałam przed lustrem ostatni raz przed wyjściem wpatrując się w swoje odbicie.Tak,to już dziś razem z tak naprawdę Naszą siatkarską rodziną powitamy Nowy Rok.Cieszyłam się niezmiernie,że po tak długiej przerwie wreszcie zobaczę wszystkich chłopaków.Tęskniłam za nimi bardzo.Każdy z nich na swój własny sposób był wyjątkowy,a razem tworzyli taki kolektyw.Ubrałam się może zbyt elegancko (link),ale no taka już moja natura,że chcę ładnie wyglądać, bo w tedy się dobrze czuję. Włosy związałam w koka (link) i pomalowałam się delikatnie.Wyszłam z łazienki i zauważyłam podpartego o blat stołu kuchennego Kubiaka.Ubrany był w błękitną koszulę (link) i czarne spodnie.Mówiąc krótko-wyglądał bardzo przystojnie.
-No wreszcie-uśmiechnął się na mój widok.-Myślałem,że będę czekać pół wieku.
-Jak już to jedyną godzinę i to w cale nie jest tak długo-mruknęłam podchodząc do drzwi i nakładając czarne szpilki.
Nagle poczułam jak czyjeś wielkie łapska obejmują mnie od tyłu w talii.Odwróciłam się przodem do siatkarza zarzucając mu ręce na szyję.
-Wyglądasz nieziemsko-wymruczał mi do ucha,a przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
-Ty też niczego sobie-złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku,który trwałby jeszcze dłużej, gdyby telefon Miśka nie zaczął natarczywie dzwonić.
-Ja pierdole,kto mi tu teraz dzwoni-powiedział pod nosem odbierając komórkę.
Michał:No cześć.
Michał:Tak jeszcze w domu.
Michał:Dobra już wyjeżdżamy!
Rozłączył i spojrzał na mnie zawiedziony.
-Musimy już jechać.Igła się niecierpliwi.
Pokiwałam twierdząco głową zakładając jeszcze płaszczyk i wyszliśmy z mieszkania.
Droga minęła nam dość szybko i sprawnie.Już po 30 minutach byliśmy pod domem państwa. Ignaczaków, który jak zwykle prezentował się przepięknie.Kubiak zapukał do drewnianych drzwi,a po chwili w progu ukazał się szczęśliwy Krzysiu i Iwona.
-Wchodźcie-gestem ręki zaprosiła nas do środka.
-Niech postoją na dworze-uśmiechnął się do niej,co poskutkowało tylko jej cichym westchnieniem.
Od razu wyczułam, że ich relacje są napięte i jednak mu nie wybaczyła tej zdrady. Szkoda mi było go strasznie,bo starał się,ale czy ktoś mu kazał wskakiwać do łóżka innej panience?
Nie,więc teraz ma za swoje.
Weszliśmy do salonu, gdzie za kilka godzin impreza będzie trwać w najlepsze. Na suficie wisiała wielka kula dyskotekowa, koło telewizora stały dwa ogromne głośniki, a fotele były poodsuwane w kąt wraz ze stołem,co dało na środku pokoju idealny parkiet. Jak na razie to siatkarze siedzieli na podłodze i oglądali jakiś kabaret.Michał i Igła dołączyli do nich,a ja skorzystałam z okazji i poszłam pomóc Iwonce w kuchni.
Zauważyłam,że jest przygnębiona i jakby bez życia.
-Coś się stało?-spojrzałam na nią uśmiechając się szczerze.
-Wszystko-odpowiedziała ze łzami w oczach.-Nie wiem czy wiesz,ale Krzysiek mnie zdradził.
Rozpłakała się na dobre,a ja nie zastanawiając się długo mocno ją do siebie przytuliłam.
-Ja nie mam pojęcia co robić.Czy mu wybaczyć,czy nie?Niby robi wszystko,by było jak dawniej,ale ja tak nie potrafię po prostu zapomnieć.Tak się nie da.Za każdym razem,gdy próbuje o tym nie myśleć i wrócić do normalność,to wyobrażam go sobie z inną kobietą i wtedy jestem bezsilna.
-Spokojnie-pogłaskałam ją po plecach.-Igła źle postąpił, nic go nie usprawiedliwia. Ale jeżeli on Ciebie naprawdę kocha to może zasługuje na drugą szansę? Nie teraz, nie już, ale za jakiś czas, gdy to wszystko nie będzie takie świeże.
-Może i masz rację,ale to strasznie trudne-próbowała ochłonąć wycierając oczy pełne słonej cieczy.
-Będzie dobrze-mrugnęłam do niej okiem.
-Mam nadzieję-na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech.-Pozwól,że teraz pójdę do łazienki się ogarnąć.
Jak powiedziała,tak zrobiła. Wyszła z kuchni unikając spojrzeń zgromadzonych.
-Czy tam stoi Julia Lipińska?-skrzywił się Winiar na mój widok.
-Nie, kosmita-zaśmiałam się cicho.
-To naprawdę ona!-krzyknął wstając i przytulając mnie mocno.-Nie widziałem cie tyle czasu,że chyba zapomniałem jak wyglądasz.
-Teraz powinnam się na ciebie i resztę obrazić,ale tego nie zrobię bo za bardzo was ubóstwiam-wbiłam mu palec w żebro.
-Rozumiem,nasz urok osobisty-wypiął dumnie klatę Fabian.
-Na wszystkie to działa-machnął ręką Karol.
-No cóż każdego zarażamy naszą zajebistością-poruszył zabawnie brwiami Wronka zamykając mnie w swoich silnych ramionach.
-Kocham Was chłopaki!-odrzekłam rozbawiona witając się z każdym po kolei.
Usiedliśmy wszyscy razem w kółku i jak nastolatkowie zaczęliśmy grać w butelkę na wyzwania.
Po niedługim czasie do pomieszczenia weszły drugie połówki wielkoludów. Oczywiście wyściskałam każdą z osobna.W końcu nie widziałyśmy się przez 4 miesiące. Pozmieniały się strasznie, Dagmara spodziewa się drugiego dziecka, a Ola z Kłosem planują ślub.Szykuję się ciekawy rok.
-Dołączycie do nas,prawda?-spytał Mariusz, choć tak naprawdę stwierdził klepiąc obok siebie wolne miejsce.
Nie trzeba je było długo przekonywać. Usadowiły się wygodnie obok swoich ukochanych. Zauważyłam,że Andrzej przyszedł sam. Wpatrywał się głupio w podłogę chcąc uniknąć jakichkolwiek pytań ze strony swych przyjaciół. Widać było, że czuł się niezręcznie i właśnie w tym samym czasie do głowy wpadł mi chory, a zarazem ciekawy pomysł. Przecież Weronika, moja przyjaciółka też jest wolna i mogłabym z małą pomocą przyjmującego ich razem połączyć. Uśmiechnęłam się pod nosem na samą myśl o ich zeswataniu ze sobą.
-No to gramy!-klasnął w ręce Krzysiu kręcąc pustą butelką od coca-coli.
Modliłam się tylko w duchu, by nie wypadło na mnie. Przedmiot kręcił się w kółko,aż końcu zatrzymał się przy wystraszonym Zatorskim.
-O, Pawełku kochany-wyszczerzył się libero.-Posprzątaj sedes.
-Tu się jebnij-siatkarz puknął się w czoło.
-Tylko żartowałem-zaśmiał się.-Przebierz się w jakąś sukienkę i zaśpiewaj dla nas!
Myślałam, że tam padnę patrząc na minę Zatora. Biedny nie wiedział, co ma robić, a Igła wcale go nie oszczędzał. Popchał go w stronę szafy Iwonki i wręcz siłą władował do łazienki. Wszyscy w skupieniu czekaliśmy, aż wyjdzie. W końcu pojawił się ubrany w różową mini spódniczkę i niebieski stanik. Stanął skrępowany na środku nakładając jeszcze czerwone okulary oraz narzucając na szyję niebieski szalik i zaczął lekko podrygiwać w takt piosenki ''Ty jesteś ruda''. Nie trzeba było długo czekać aż się rozkręci. Darł się w niebo głosy i wypinał każdą część ciała. O mało co nie posikałam się ze śmiechu, zresztą każdy śmiał się i nagrywał pokaz talent show Pawełka.Nie zdziwię się, jak niedługo ten filmik zostanie wrzucony na Igłą Szyte, a liczba hotek libero wzrośnie.
Po jakieś godzinie skończyliśmy grać.W ciągu tego czasu Kubiak wraz z Karolem odgrywali rolę Jacka i Rose z Titanica.Igła padał na kolana i mówił,jak bardzo nas wielbi i kocha. Winiar z Drzyzgą na baranach latali jak wariaci po całym domu i krzyczeli, że są najgłupsi na świecie. Możdżonek robił striptiz ( tylko do bokserek), a Buszek wypił wymyślony i przygotowany napój przez Piotrka. Wlazły z Wroną zatańczyli wolny taniec, a Konarski musiał siedzieć przez cały czas z kostkami lodu w spodniach. Na koniec Mika zadzwonił do jakieś starszej pani i wkręcał ją, że wygrała pralkę i ma się zjawić w Biedronce.
Na szczęście, ja nie miałam w cale takich trudnych zadań. Raz tylko szłam na dwór,by zabrać piasek i przynieść go Bartmanowi,by mógł go obejrzeć.
-Nie chcę być wredny, wścibski, absolutnie bez kultury, ale czy ci się trochę nie przytyło Kubiakowa?-zwrócił się do mnie Karol lekko się krzywiąc i unosząc ręce w geście obrony.
Całkiem zapomniałam, że nie powiedziałam im o ciąży. A dzięki mojej sukience wyraźnie widać było mój zaokrąglony lekko brzuch.Spojrzałam na Dzika, który pokiwał twierdząco głową.
-Bo my z Michałem spodziewamy się dziecka-powiedziałam spokojnie wlepiając wzrok w wielkoludów.
-O ja pierdole!-parsknął Zagumny.
-Ja to wiedziałem,że oni w nocy grzeczni nie są-pogroził nam palcem Fabian.
-Będą małe Kubiaki!-zaśmiał się Mariusz.-Ale ja niańczyć nie będę.
-Spisałeś się Misiek na medal, mam rozumieć, że to dzięki moim lekcjom-szturchnął go w ramię Winiarski.
Za to ich dziewczyny były podekscytowane i prze szczęśliwe,co najmniej jakby to one miały za siedem miesięcy rodzić. Wyściskały mnie mocno i ucałowały za wszystkie czasy. Bardzo je lubiłam, zawsze mogłam na nie liczyć, w końcu miałyśmy wszystkie wiele wspólnego.
Gdy zegar wskazał godzinę 20 z głośników poleciała głośna muzyka,a na stole pojawił się alkohol.
Siedziałam spokojnie w salonie rozmawiając z Moniką,żoną Mariusza,gdy cała reszta świetnie się bawiła.
-Czy mógłbym panią prosić do tańca?-odwróciłam się ujrzawszy uśmiechniętego Kubiaka z wyciągniętą w moją stronę dłonią.
-Ależ oczywiście-odpowiedziałam poważnie wstając i prowadząc go na tak zwany parkiet.
Objął mnie w pasie,a ja zarzuciłam mu ręce na szyi kładąc głowę na jego ramieniu. Akurat w tym samym momencie poleciał wolny kawałek, specjalnie dedykowany dla Nas. Kołysaliśmy się delikatnie w rytm piosenki.
-Kocham Cię,wiesz?-szepnął mi do ucha.
-Wiem-uśmiechnęłam się pod nosem aromatyzując się zapachem Jego perfum.
Niestety muzyka,jak szybko się zaczęła,tak szybko się skończyła.Oderwaliśmy się od siebie,by po chwili znowu zostać poproszonym o kolejny taniec.Zatańczyłam raczej z wszystkimi siatkarzami i to chyba po kilka razy. Zmęczona opadłam na kanapę obok Igły,Winiarskiego,Piotrka i Oli.
-Jak za starych dobrych czasów-wyszczerzył się Krzysiu opijając z chłopakami któreś to już z kolei ich zdrowie.
-Tak tylko,że teraz ja już się nie napiję-wzruszyłam ramionami.
-A no właśnie ty w ciąży jesteś!No to Twoje zdrowie!-łyknął kolejny kieliszek wódki.
Trochę zaczynałam się o niego martwić. Zawsze pił z większym umiarem, a teraz jakby to nie ten sam człowiek.
-Igła nie pij już. Co za dużo, to nie zdrowo-przytrzymałam jego rękę, która skierowana była w butelkę czystej.
-Ale ja i tak już nie mam dla kogo żyć, jedyne co mi zostało, to dzieci-zaśmiał się ironicznie drapiąc się po włosach.
-Nie prawda!-oburzyłam się, zgromadzeni przy stole wpatrywali się we mnie uważnie.-Jesteś wspaniałym siatkarzem, mężem i ojcem. Owszem zachowałeś się jak kretyn, ale każdy ma prawo popełniać błędy. Przecież musisz walczyć,no! To właśnie Ty mnie nauczyłeś,że mamy dążyć do upragnionego celu i nigdy się nie poddawać, więc teraz nie zachowuj się jak zadufana w sobie księżniczka-skończyłam swój monolog.
-Masz rację-uśmiechnął się.-Ale to wszystko jutro.
Westchnęłam zrezygnowana domyślając się,że dziś nic do niego nie dotrze.
(...)
-Bierzcie wszyscy kieliszki jeszcze 10 sekund!-krzyknęła głośno Iwonka otwierając drzwi wejściowe i wypraszając po kolei gości na zewnątrz.
Pociągnęłam Kubiaka ze sobą i stanęłam wśród wszystkich wielkoludów ledwo co trzymających się na nogach.
-10! 9! 8! 7! 6! 5! 4! 3! 2! 1!-odliczaliśmy wspólnie-NOWY ROK! 2014!-wszyscy zaczęli skakać z radości.
Igle udało się otworzyć szampana,a korek wystrzelił gdzieś do krzaków.
Spojrzałam w niebo wypełnione różnorodnymi fajerwerkami (link). Wyglądało to po prostu przepięknie.Po chwili poczułam na swoich biodrach czyjeś dłonie.
Napiłam się swojego soku pomarańczowego i odwróciłam w stronę przyjmującego.
-Życzę Ci skarbie,by ten rok był dla Ciebie jeszcze piękniejszy niż tamten-uśmiechnął się.
-Ja nie będę Ci życzyć żadnych medali i sukcesów,bo wiesz że w to wierzę z całego serca.Ja po prostu chcę żebyś był szczęśliwy-wpiłam się namiętnie w jego wargi.
-Kocham Cię,kotek-szepnął między pocałunkami.
-Ja Ciebie jeszcze bardziej.
__________________________________________________________________________
Witajcie kochani! :D
Jest i kolejny. Mam nadzieję,że Wam się spodoba.Następny przewiduje na poniedziałek,jak dobrze pójdzie.
Pozdrawiam i do następnego ;*
Stałam przed lustrem ostatni raz przed wyjściem wpatrując się w swoje odbicie.Tak,to już dziś razem z tak naprawdę Naszą siatkarską rodziną powitamy Nowy Rok.Cieszyłam się niezmiernie,że po tak długiej przerwie wreszcie zobaczę wszystkich chłopaków.Tęskniłam za nimi bardzo.Każdy z nich na swój własny sposób był wyjątkowy,a razem tworzyli taki kolektyw.Ubrałam się może zbyt elegancko (link),ale no taka już moja natura,że chcę ładnie wyglądać, bo w tedy się dobrze czuję. Włosy związałam w koka (link) i pomalowałam się delikatnie.Wyszłam z łazienki i zauważyłam podpartego o blat stołu kuchennego Kubiaka.Ubrany był w błękitną koszulę (link) i czarne spodnie.Mówiąc krótko-wyglądał bardzo przystojnie.
-No wreszcie-uśmiechnął się na mój widok.-Myślałem,że będę czekać pół wieku.
-Jak już to jedyną godzinę i to w cale nie jest tak długo-mruknęłam podchodząc do drzwi i nakładając czarne szpilki.
Nagle poczułam jak czyjeś wielkie łapska obejmują mnie od tyłu w talii.Odwróciłam się przodem do siatkarza zarzucając mu ręce na szyję.
-Wyglądasz nieziemsko-wymruczał mi do ucha,a przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
-Ty też niczego sobie-złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku,który trwałby jeszcze dłużej, gdyby telefon Miśka nie zaczął natarczywie dzwonić.
-Ja pierdole,kto mi tu teraz dzwoni-powiedział pod nosem odbierając komórkę.
Michał:No cześć.
Michał:Tak jeszcze w domu.
Michał:Dobra już wyjeżdżamy!
Rozłączył i spojrzał na mnie zawiedziony.
-Musimy już jechać.Igła się niecierpliwi.
Pokiwałam twierdząco głową zakładając jeszcze płaszczyk i wyszliśmy z mieszkania.
Droga minęła nam dość szybko i sprawnie.Już po 30 minutach byliśmy pod domem państwa. Ignaczaków, który jak zwykle prezentował się przepięknie.Kubiak zapukał do drewnianych drzwi,a po chwili w progu ukazał się szczęśliwy Krzysiu i Iwona.
-Wchodźcie-gestem ręki zaprosiła nas do środka.
-Niech postoją na dworze-uśmiechnął się do niej,co poskutkowało tylko jej cichym westchnieniem.
Od razu wyczułam, że ich relacje są napięte i jednak mu nie wybaczyła tej zdrady. Szkoda mi było go strasznie,bo starał się,ale czy ktoś mu kazał wskakiwać do łóżka innej panience?
Nie,więc teraz ma za swoje.
Weszliśmy do salonu, gdzie za kilka godzin impreza będzie trwać w najlepsze. Na suficie wisiała wielka kula dyskotekowa, koło telewizora stały dwa ogromne głośniki, a fotele były poodsuwane w kąt wraz ze stołem,co dało na środku pokoju idealny parkiet. Jak na razie to siatkarze siedzieli na podłodze i oglądali jakiś kabaret.Michał i Igła dołączyli do nich,a ja skorzystałam z okazji i poszłam pomóc Iwonce w kuchni.
Zauważyłam,że jest przygnębiona i jakby bez życia.
-Coś się stało?-spojrzałam na nią uśmiechając się szczerze.
-Wszystko-odpowiedziała ze łzami w oczach.-Nie wiem czy wiesz,ale Krzysiek mnie zdradził.
Rozpłakała się na dobre,a ja nie zastanawiając się długo mocno ją do siebie przytuliłam.
-Ja nie mam pojęcia co robić.Czy mu wybaczyć,czy nie?Niby robi wszystko,by było jak dawniej,ale ja tak nie potrafię po prostu zapomnieć.Tak się nie da.Za każdym razem,gdy próbuje o tym nie myśleć i wrócić do normalność,to wyobrażam go sobie z inną kobietą i wtedy jestem bezsilna.
-Spokojnie-pogłaskałam ją po plecach.-Igła źle postąpił, nic go nie usprawiedliwia. Ale jeżeli on Ciebie naprawdę kocha to może zasługuje na drugą szansę? Nie teraz, nie już, ale za jakiś czas, gdy to wszystko nie będzie takie świeże.
-Może i masz rację,ale to strasznie trudne-próbowała ochłonąć wycierając oczy pełne słonej cieczy.
-Będzie dobrze-mrugnęłam do niej okiem.
-Mam nadzieję-na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech.-Pozwól,że teraz pójdę do łazienki się ogarnąć.
Jak powiedziała,tak zrobiła. Wyszła z kuchni unikając spojrzeń zgromadzonych.
-Czy tam stoi Julia Lipińska?-skrzywił się Winiar na mój widok.
-Nie, kosmita-zaśmiałam się cicho.
-To naprawdę ona!-krzyknął wstając i przytulając mnie mocno.-Nie widziałem cie tyle czasu,że chyba zapomniałem jak wyglądasz.
-Teraz powinnam się na ciebie i resztę obrazić,ale tego nie zrobię bo za bardzo was ubóstwiam-wbiłam mu palec w żebro.
-Rozumiem,nasz urok osobisty-wypiął dumnie klatę Fabian.
-Na wszystkie to działa-machnął ręką Karol.
-No cóż każdego zarażamy naszą zajebistością-poruszył zabawnie brwiami Wronka zamykając mnie w swoich silnych ramionach.
-Kocham Was chłopaki!-odrzekłam rozbawiona witając się z każdym po kolei.
Usiedliśmy wszyscy razem w kółku i jak nastolatkowie zaczęliśmy grać w butelkę na wyzwania.
Po niedługim czasie do pomieszczenia weszły drugie połówki wielkoludów. Oczywiście wyściskałam każdą z osobna.W końcu nie widziałyśmy się przez 4 miesiące. Pozmieniały się strasznie, Dagmara spodziewa się drugiego dziecka, a Ola z Kłosem planują ślub.Szykuję się ciekawy rok.
-Dołączycie do nas,prawda?-spytał Mariusz, choć tak naprawdę stwierdził klepiąc obok siebie wolne miejsce.
Nie trzeba je było długo przekonywać. Usadowiły się wygodnie obok swoich ukochanych. Zauważyłam,że Andrzej przyszedł sam. Wpatrywał się głupio w podłogę chcąc uniknąć jakichkolwiek pytań ze strony swych przyjaciół. Widać było, że czuł się niezręcznie i właśnie w tym samym czasie do głowy wpadł mi chory, a zarazem ciekawy pomysł. Przecież Weronika, moja przyjaciółka też jest wolna i mogłabym z małą pomocą przyjmującego ich razem połączyć. Uśmiechnęłam się pod nosem na samą myśl o ich zeswataniu ze sobą.
-No to gramy!-klasnął w ręce Krzysiu kręcąc pustą butelką od coca-coli.
Modliłam się tylko w duchu, by nie wypadło na mnie. Przedmiot kręcił się w kółko,aż końcu zatrzymał się przy wystraszonym Zatorskim.
-O, Pawełku kochany-wyszczerzył się libero.-Posprzątaj sedes.
-Tu się jebnij-siatkarz puknął się w czoło.
-Tylko żartowałem-zaśmiał się.-Przebierz się w jakąś sukienkę i zaśpiewaj dla nas!
Myślałam, że tam padnę patrząc na minę Zatora. Biedny nie wiedział, co ma robić, a Igła wcale go nie oszczędzał. Popchał go w stronę szafy Iwonki i wręcz siłą władował do łazienki. Wszyscy w skupieniu czekaliśmy, aż wyjdzie. W końcu pojawił się ubrany w różową mini spódniczkę i niebieski stanik. Stanął skrępowany na środku nakładając jeszcze czerwone okulary oraz narzucając na szyję niebieski szalik i zaczął lekko podrygiwać w takt piosenki ''Ty jesteś ruda''. Nie trzeba było długo czekać aż się rozkręci. Darł się w niebo głosy i wypinał każdą część ciała. O mało co nie posikałam się ze śmiechu, zresztą każdy śmiał się i nagrywał pokaz talent show Pawełka.Nie zdziwię się, jak niedługo ten filmik zostanie wrzucony na Igłą Szyte, a liczba hotek libero wzrośnie.
Po jakieś godzinie skończyliśmy grać.W ciągu tego czasu Kubiak wraz z Karolem odgrywali rolę Jacka i Rose z Titanica.Igła padał na kolana i mówił,jak bardzo nas wielbi i kocha. Winiar z Drzyzgą na baranach latali jak wariaci po całym domu i krzyczeli, że są najgłupsi na świecie. Możdżonek robił striptiz ( tylko do bokserek), a Buszek wypił wymyślony i przygotowany napój przez Piotrka. Wlazły z Wroną zatańczyli wolny taniec, a Konarski musiał siedzieć przez cały czas z kostkami lodu w spodniach. Na koniec Mika zadzwonił do jakieś starszej pani i wkręcał ją, że wygrała pralkę i ma się zjawić w Biedronce.
Na szczęście, ja nie miałam w cale takich trudnych zadań. Raz tylko szłam na dwór,by zabrać piasek i przynieść go Bartmanowi,by mógł go obejrzeć.
-Nie chcę być wredny, wścibski, absolutnie bez kultury, ale czy ci się trochę nie przytyło Kubiakowa?-zwrócił się do mnie Karol lekko się krzywiąc i unosząc ręce w geście obrony.
Całkiem zapomniałam, że nie powiedziałam im o ciąży. A dzięki mojej sukience wyraźnie widać było mój zaokrąglony lekko brzuch.Spojrzałam na Dzika, który pokiwał twierdząco głową.
-Bo my z Michałem spodziewamy się dziecka-powiedziałam spokojnie wlepiając wzrok w wielkoludów.
-O ja pierdole!-parsknął Zagumny.
-Ja to wiedziałem,że oni w nocy grzeczni nie są-pogroził nam palcem Fabian.
-Będą małe Kubiaki!-zaśmiał się Mariusz.-Ale ja niańczyć nie będę.
-Spisałeś się Misiek na medal, mam rozumieć, że to dzięki moim lekcjom-szturchnął go w ramię Winiarski.
Za to ich dziewczyny były podekscytowane i prze szczęśliwe,co najmniej jakby to one miały za siedem miesięcy rodzić. Wyściskały mnie mocno i ucałowały za wszystkie czasy. Bardzo je lubiłam, zawsze mogłam na nie liczyć, w końcu miałyśmy wszystkie wiele wspólnego.
Gdy zegar wskazał godzinę 20 z głośników poleciała głośna muzyka,a na stole pojawił się alkohol.
Siedziałam spokojnie w salonie rozmawiając z Moniką,żoną Mariusza,gdy cała reszta świetnie się bawiła.
-Czy mógłbym panią prosić do tańca?-odwróciłam się ujrzawszy uśmiechniętego Kubiaka z wyciągniętą w moją stronę dłonią.
-Ależ oczywiście-odpowiedziałam poważnie wstając i prowadząc go na tak zwany parkiet.
Objął mnie w pasie,a ja zarzuciłam mu ręce na szyi kładąc głowę na jego ramieniu. Akurat w tym samym momencie poleciał wolny kawałek, specjalnie dedykowany dla Nas. Kołysaliśmy się delikatnie w rytm piosenki.
-Kocham Cię,wiesz?-szepnął mi do ucha.
-Wiem-uśmiechnęłam się pod nosem aromatyzując się zapachem Jego perfum.
Niestety muzyka,jak szybko się zaczęła,tak szybko się skończyła.Oderwaliśmy się od siebie,by po chwili znowu zostać poproszonym o kolejny taniec.Zatańczyłam raczej z wszystkimi siatkarzami i to chyba po kilka razy. Zmęczona opadłam na kanapę obok Igły,Winiarskiego,Piotrka i Oli.
-Jak za starych dobrych czasów-wyszczerzył się Krzysiu opijając z chłopakami któreś to już z kolei ich zdrowie.
-Tak tylko,że teraz ja już się nie napiję-wzruszyłam ramionami.
-A no właśnie ty w ciąży jesteś!No to Twoje zdrowie!-łyknął kolejny kieliszek wódki.
Trochę zaczynałam się o niego martwić. Zawsze pił z większym umiarem, a teraz jakby to nie ten sam człowiek.
-Igła nie pij już. Co za dużo, to nie zdrowo-przytrzymałam jego rękę, która skierowana była w butelkę czystej.
-Ale ja i tak już nie mam dla kogo żyć, jedyne co mi zostało, to dzieci-zaśmiał się ironicznie drapiąc się po włosach.
-Nie prawda!-oburzyłam się, zgromadzeni przy stole wpatrywali się we mnie uważnie.-Jesteś wspaniałym siatkarzem, mężem i ojcem. Owszem zachowałeś się jak kretyn, ale każdy ma prawo popełniać błędy. Przecież musisz walczyć,no! To właśnie Ty mnie nauczyłeś,że mamy dążyć do upragnionego celu i nigdy się nie poddawać, więc teraz nie zachowuj się jak zadufana w sobie księżniczka-skończyłam swój monolog.
-Masz rację-uśmiechnął się.-Ale to wszystko jutro.
Westchnęłam zrezygnowana domyślając się,że dziś nic do niego nie dotrze.
(...)
-Bierzcie wszyscy kieliszki jeszcze 10 sekund!-krzyknęła głośno Iwonka otwierając drzwi wejściowe i wypraszając po kolei gości na zewnątrz.
Pociągnęłam Kubiaka ze sobą i stanęłam wśród wszystkich wielkoludów ledwo co trzymających się na nogach.
-10! 9! 8! 7! 6! 5! 4! 3! 2! 1!-odliczaliśmy wspólnie-NOWY ROK! 2014!-wszyscy zaczęli skakać z radości.
Igle udało się otworzyć szampana,a korek wystrzelił gdzieś do krzaków.
Spojrzałam w niebo wypełnione różnorodnymi fajerwerkami (link). Wyglądało to po prostu przepięknie.Po chwili poczułam na swoich biodrach czyjeś dłonie.
Napiłam się swojego soku pomarańczowego i odwróciłam w stronę przyjmującego.
-Życzę Ci skarbie,by ten rok był dla Ciebie jeszcze piękniejszy niż tamten-uśmiechnął się.
-Ja nie będę Ci życzyć żadnych medali i sukcesów,bo wiesz że w to wierzę z całego serca.Ja po prostu chcę żebyś był szczęśliwy-wpiłam się namiętnie w jego wargi.
-Kocham Cię,kotek-szepnął między pocałunkami.
-Ja Ciebie jeszcze bardziej.
__________________________________________________________________________
Witajcie kochani! :D
Jest i kolejny. Mam nadzieję,że Wam się spodoba.Następny przewiduje na poniedziałek,jak dobrze pójdzie.
Pozdrawiam i do następnego ;*
czwartek, 9 października 2014
31 ROZDZIAŁ
Wracaliśmy wszyscy razem z kościoła.Szedłem wraz z Igłą z tyłu trochę licznej grupy.Zauważyłem,że przyjaciel jest jakiś nie w humorze.Krążył wzrokiem po śniegu na drzewach.
-Krzysiu,coś nie tak?-spytałem spoglądając na niego.
-Z Iwoną się pokłóciłem-westchnął.
-Kobiety takie są.Przejdzie jej-poklepałem go po ramieniu uśmiechając się delikatnie.
Nagle poczułem wibracje w kieszeni.Wyjąłem telefon, Nieznany numer dzwonił.Nacisnąłem zieloną słuchawkę.
-Halo,Michał?-odparł ktoś po drugiej stronie.
-Tak.
-Tu Błażej.Mamy problem.
-Jaki?-zdziwiłem się strasznie jego telefonem.
-Bo,Jula zemdlała.Ja nie wiem jak to się stało-powiedział wystraszony.
Serce zaczęło bić mi,jak oszalałe.Zdążyłem tylko wydukać:
-Zaraz będę.
I wręcz zacząłem biec w stronę domu.Ignaczak nie pytając nawet o co chodzi kierował się za mną.Po jakiś 10 minutach byliśmy na miejscu.Zmachany otworzyłem drzwi od mieszkania i wparowałem do niego rozglądając się na boki.
-A tak w ogóle to czemu biegliśmy?-parsknął Igła.
Nie słuchałem go tylko od razu poszedłem do naszego pokoju.Na łóżku leżała Jula,a Błażej trzymał jej okład na czole.
-O Kurwa-zamknął sobie usta ręką Krzysiu wchodząc do pomieszczenia.
-Już jest lepiej-uśmiechnął się mój brat.-Kontaktuje.
-Dziękuję-ukląkłem przy łóżku biorąc jej małą dłoń do ręki i całując delikatnie.
-Nie ma sprawy-podszedł do mnie i poklepał po ramieniu.
Odprowadziłem go spojrzeniem do drzwi,aż zniknął za progiem.Czułem,że nasze kontakty mogą ulec zmianie.I to zmianie na lepsze!Byłem prze szczęśliwy,że może wreszcie odzyskam brata.
***
Otworzyłam delikatnie jedno oko,a później drugie.Na pierwszy plan wbił się Michał siedzący na łóżku i ściskający mą dłoń.
-Już wszystko w porządku-szepnęłam próbując wymusić na swojej twarzy mały uśmiech.
-Martwiłem się-pocałował mnie delikatnie chowając kosmyki wychodzących mych włosów za ucho.
-Nic się nie stało.Po prostu zakręciło mi się w głowie-pogłaskałam Go po jego przydługawej już czuprynie.
-Od razu jak wrócimy do Jastrzębia,jedziemy do lekarza-spojrzał na mnie bardzo poważnie.
Tak naprawdę to nawet nie chciałam się z nim kłócić.Od jakiegoś już czasu miewam częste bóle brzucha i głowy,ale nikomu o tym nie mówię,bo nie ma czym się chwalić.Zawsze wydaje mi się,że to przez ciąże.Może jednak lepiej zrobić jakieś badania i być pewną,że jest dobrze.
Pokiwałam twierdząco głową.
Po chwili do pokoju wparowała mama Michała wraz z ciotkami i Alicją.
-Dziecko kochane!Co się stało?-złapała się za głowę.
-Straciłam przytomność-odpowiedziałam spokojnie.
-Matko,skarbie! Ja już Ci idę zrobić herbatę z cytryną-krzyknęła wybiegając.
-Tak to jest w tych czasach,jak się o siebie nie dba i faszeruje jakimiś głupstwami-dodała swoje jakże ważne pięć groszy ciotka Kubiaka i wyszła,a wraz z nią pozostali.
-Misiu,chcę zostać sama-skrzywiłam się delikatnie spoglądając na zaskoczonego siatkarza.-Doprowadzić się do porządku.
-Nie ma sprawy,ale jakby co to jestem w salonie-cmoknął mnie w czoło i dostosował się do mojej prośby.
Westchnęłam głęboko zostając sama.Poleżałam jeszcze z 30 minut i wreszcie wstałam chcąc się ogarnąć.Przebrałam się ( link ) w coś wygodniejszego i uczesałam w wysokiego koka.Gotowa zeszłam na dół do kuchni.
-A ty słonko nie miałaś odpoczywać?-uśmiechnęła się promiennie na mój widok pani Ania.
-Już się o wiele lepiej czuje.
-Bardzo się z tego cieszę-chwyciła kubek gorącej herbaty i podała mi go.-Wypij.
Przejęłam go od niej dziękując i powędrowałam do dużego pokoju,gdzie na kanapie wylegiwał się przyjmujący.Pokiwałam z politowaniem głową siadając obok niego.
-Powinnaś leżeć-powiedział obejmując mnie jedną rękę w pasie.
-Już jest wszystko w porządku.Nie musi się każdy ze mną obchodzić jak z jajkiem,dzieckiem nie jestem-westchnęłam i oparłam głowę o miśkowe ramię.
-No przecież wiem.Ale czasami się tak zachowujesz-pocałował mnie czule w skroń.-Dziś wracamy do domu.
-Widzę,że już za mnie zaplanowałeś-mruknęłam.
-Sama mówiłaś,że ci to obojętne-oburzył się lekko.
-No bo obojętne-wzruszyłam ramionami.-Podpuszczam Cię Misiek-wyszczerzyłam się siadając mu na kolanach i całując delikatnie.
Po 2 godzinach byliśmy już spakowani i tak naprawdę czekaliśmy tylko na Igłę,którego mieliśmy podwieźć do domu.Z każdym po kolei się pożegnaliśmy.Pani Ania obiecała,że odwiedzi nas w wolnej chwili i naładowała nam tyle jedzenia,że chyba i stado słoni by tego nie zjadło.Najbardziej zdziwił mnie fakt,iż Kubiak i Błażej przytulili się i z tego co słyszałam to pogodzili.Czyli jednak udało mi się ich pogodzić!Mogę być z siebie dumna,jedyna rzecz do której się przydałam.Z Alicją przyrzekłyśmy sobie,że nie stracimy kontaktu i razem wybierzemy się na jakiś mecz.Zresztą obiecała mi to,więc będzie musiała słowa dotrzymać.
Gdy Krzysiu już był gotowy wyruszyliśmy w podróż. Kierunek-Jastrzębie.W połowie drogi zachciało mi się spać.Oparłam głowę o fotel,usłyszałam coś w rodzaju: Zapraszam Was na Sylwka! i zasnęłam.
-Jula!Kochanie wstawaj!-usłyszałam nad swoim uchem i gwałtownie ruszyłam się z miejsca.
-Już jesteśmy?-ziewnęłam przecierając oczy.
-Tak-mruknął wychodząc z samochodu.
-Mógłbyś być bardziej romantyczny, na przykład wziąć mnie na ręce i zanieść do sypialni-również opuściłam auto.-A nie krzyczeć mi nad uchem.
-Za gruba jesteś-zaśmiał się i mrugnął do mnie.
Spojrzałam na niego spod byka.Chyba jeszcze nie był pewny co powiedział.Dla niego do był głupi żart,a mnie to zabolało.Bo w końcu przez ciąże się tyję i sama wiem,że nie wyglądam już teraz najszczuplej.
A co dopiero będzie w 9 miesiącu,chyba w drzwiach się nie zmieszczę.Bynajmniej nie mam ochoty,by mi o tym przypominał.Jeżeli uważa,że nie jestem dla niego wystarczająco atrakcyjna i już mu się nie podobam,to może mi po prostu powiedzieć.
Wyminęłam go szybko kierując się do mieszkania.Lecz przez to,że był większy,sprawniejszy i co najważniejsze szybszy dogonił mnie niemal po chwili.Położył te swoje łapska na moich biodrach i oparł o ścianę.
-Przepraszam,to nie miało tak zabrzmieć.To miał być tylko żart-oparł swoje czoło o moje.
Chciałam mu się wyrwać,udawać obrażoną i się trochę z nim podroczyć,ale nie potrafiłam.Przy jego dotyku,spojrzeniu wszystkie problemy znikały.
-Przykro mi,ale kiepski.Po prostu powiedz mi,że nie chcesz już ze mną być bo tyję-wbiłam mu palec w żebro.
-Co ty za bzdury opowiadasz?-oburzył się.-Kocham Cię taką jaką jesteś,mogłabyś i przytyć 100 kg,a moje uczucia i tak by się nie zmieniły.A teraz chodź do mieszkania,bo nie będziemy tak na dworze stać.
Musnął delikatnie me wargi i przekręcił klucz w zamku wpuszczając nas do środka.
Reszta wieczoru minęła dość szybko i przyjemnie.Zjedliśmy wspólnie kolację i pooglądaliśmy komedię,a i zapomniałam dodać,że noc została oczywiście zapieczętowana miłym akcentem.
____________________________________________________________________________
Witajcie ponownie! :D
Dość krótki rozdział,jak na mnie i taki o niczym. ;/ Szczerze to mi się nie podoba.
Już mogę Wam obiecać,że następny pojawi się we wtorek wieczorem lub środę rano i będzie o wiele dłuższy oraz ciekawszy.Już się wzięłam za pisanie,więc powinnam spokojnie zdążyć. Przepraszam,że nie komentuje nieraz Waszych rozdziałów,ale to przez to,że późno wracam przeważnie do domu i po prostu nie mam na nic czasu ani siły po treningach.Obiecuję się poprawić! :))
#StayStrongGrzesiu! <3 p="">Mam też prośbę,byście zostawiali po sobie ślad w komentarzu.Może to być jedna głupia minka,ale dla mnie ona bardzo dużo znaczy,bo wiem,że mam dla kogo pisać,a nie np. do ściany.
Pozdrawiam serdecznie! ;*
3>
-Krzysiu,coś nie tak?-spytałem spoglądając na niego.
-Z Iwoną się pokłóciłem-westchnął.
-Kobiety takie są.Przejdzie jej-poklepałem go po ramieniu uśmiechając się delikatnie.
Nagle poczułem wibracje w kieszeni.Wyjąłem telefon, Nieznany numer dzwonił.Nacisnąłem zieloną słuchawkę.
-Halo,Michał?-odparł ktoś po drugiej stronie.
-Tak.
-Tu Błażej.Mamy problem.
-Jaki?-zdziwiłem się strasznie jego telefonem.
-Bo,Jula zemdlała.Ja nie wiem jak to się stało-powiedział wystraszony.
Serce zaczęło bić mi,jak oszalałe.Zdążyłem tylko wydukać:
-Zaraz będę.
I wręcz zacząłem biec w stronę domu.Ignaczak nie pytając nawet o co chodzi kierował się za mną.Po jakiś 10 minutach byliśmy na miejscu.Zmachany otworzyłem drzwi od mieszkania i wparowałem do niego rozglądając się na boki.
-A tak w ogóle to czemu biegliśmy?-parsknął Igła.
Nie słuchałem go tylko od razu poszedłem do naszego pokoju.Na łóżku leżała Jula,a Błażej trzymał jej okład na czole.
-O Kurwa-zamknął sobie usta ręką Krzysiu wchodząc do pomieszczenia.
-Już jest lepiej-uśmiechnął się mój brat.-Kontaktuje.
-Dziękuję-ukląkłem przy łóżku biorąc jej małą dłoń do ręki i całując delikatnie.
-Nie ma sprawy-podszedł do mnie i poklepał po ramieniu.
Odprowadziłem go spojrzeniem do drzwi,aż zniknął za progiem.Czułem,że nasze kontakty mogą ulec zmianie.I to zmianie na lepsze!Byłem prze szczęśliwy,że może wreszcie odzyskam brata.
***
Otworzyłam delikatnie jedno oko,a później drugie.Na pierwszy plan wbił się Michał siedzący na łóżku i ściskający mą dłoń.
-Już wszystko w porządku-szepnęłam próbując wymusić na swojej twarzy mały uśmiech.
-Martwiłem się-pocałował mnie delikatnie chowając kosmyki wychodzących mych włosów za ucho.
-Nic się nie stało.Po prostu zakręciło mi się w głowie-pogłaskałam Go po jego przydługawej już czuprynie.
-Od razu jak wrócimy do Jastrzębia,jedziemy do lekarza-spojrzał na mnie bardzo poważnie.
Tak naprawdę to nawet nie chciałam się z nim kłócić.Od jakiegoś już czasu miewam częste bóle brzucha i głowy,ale nikomu o tym nie mówię,bo nie ma czym się chwalić.Zawsze wydaje mi się,że to przez ciąże.Może jednak lepiej zrobić jakieś badania i być pewną,że jest dobrze.
Pokiwałam twierdząco głową.
Po chwili do pokoju wparowała mama Michała wraz z ciotkami i Alicją.
-Dziecko kochane!Co się stało?-złapała się za głowę.
-Straciłam przytomność-odpowiedziałam spokojnie.
-Matko,skarbie! Ja już Ci idę zrobić herbatę z cytryną-krzyknęła wybiegając.
-Tak to jest w tych czasach,jak się o siebie nie dba i faszeruje jakimiś głupstwami-dodała swoje jakże ważne pięć groszy ciotka Kubiaka i wyszła,a wraz z nią pozostali.
-Misiu,chcę zostać sama-skrzywiłam się delikatnie spoglądając na zaskoczonego siatkarza.-Doprowadzić się do porządku.
-Nie ma sprawy,ale jakby co to jestem w salonie-cmoknął mnie w czoło i dostosował się do mojej prośby.
Westchnęłam głęboko zostając sama.Poleżałam jeszcze z 30 minut i wreszcie wstałam chcąc się ogarnąć.Przebrałam się ( link ) w coś wygodniejszego i uczesałam w wysokiego koka.Gotowa zeszłam na dół do kuchni.
-A ty słonko nie miałaś odpoczywać?-uśmiechnęła się promiennie na mój widok pani Ania.
-Już się o wiele lepiej czuje.
-Bardzo się z tego cieszę-chwyciła kubek gorącej herbaty i podała mi go.-Wypij.
Przejęłam go od niej dziękując i powędrowałam do dużego pokoju,gdzie na kanapie wylegiwał się przyjmujący.Pokiwałam z politowaniem głową siadając obok niego.
-Powinnaś leżeć-powiedział obejmując mnie jedną rękę w pasie.
-Już jest wszystko w porządku.Nie musi się każdy ze mną obchodzić jak z jajkiem,dzieckiem nie jestem-westchnęłam i oparłam głowę o miśkowe ramię.
-No przecież wiem.Ale czasami się tak zachowujesz-pocałował mnie czule w skroń.-Dziś wracamy do domu.
-Widzę,że już za mnie zaplanowałeś-mruknęłam.
-Sama mówiłaś,że ci to obojętne-oburzył się lekko.
-No bo obojętne-wzruszyłam ramionami.-Podpuszczam Cię Misiek-wyszczerzyłam się siadając mu na kolanach i całując delikatnie.
Po 2 godzinach byliśmy już spakowani i tak naprawdę czekaliśmy tylko na Igłę,którego mieliśmy podwieźć do domu.Z każdym po kolei się pożegnaliśmy.Pani Ania obiecała,że odwiedzi nas w wolnej chwili i naładowała nam tyle jedzenia,że chyba i stado słoni by tego nie zjadło.Najbardziej zdziwił mnie fakt,iż Kubiak i Błażej przytulili się i z tego co słyszałam to pogodzili.Czyli jednak udało mi się ich pogodzić!Mogę być z siebie dumna,jedyna rzecz do której się przydałam.Z Alicją przyrzekłyśmy sobie,że nie stracimy kontaktu i razem wybierzemy się na jakiś mecz.Zresztą obiecała mi to,więc będzie musiała słowa dotrzymać.
Gdy Krzysiu już był gotowy wyruszyliśmy w podróż. Kierunek-Jastrzębie.W połowie drogi zachciało mi się spać.Oparłam głowę o fotel,usłyszałam coś w rodzaju: Zapraszam Was na Sylwka! i zasnęłam.
-Jula!Kochanie wstawaj!-usłyszałam nad swoim uchem i gwałtownie ruszyłam się z miejsca.
-Już jesteśmy?-ziewnęłam przecierając oczy.
-Tak-mruknął wychodząc z samochodu.
-Mógłbyś być bardziej romantyczny, na przykład wziąć mnie na ręce i zanieść do sypialni-również opuściłam auto.-A nie krzyczeć mi nad uchem.
-Za gruba jesteś-zaśmiał się i mrugnął do mnie.
Spojrzałam na niego spod byka.Chyba jeszcze nie był pewny co powiedział.Dla niego do był głupi żart,a mnie to zabolało.Bo w końcu przez ciąże się tyję i sama wiem,że nie wyglądam już teraz najszczuplej.
A co dopiero będzie w 9 miesiącu,chyba w drzwiach się nie zmieszczę.Bynajmniej nie mam ochoty,by mi o tym przypominał.Jeżeli uważa,że nie jestem dla niego wystarczająco atrakcyjna i już mu się nie podobam,to może mi po prostu powiedzieć.
Wyminęłam go szybko kierując się do mieszkania.Lecz przez to,że był większy,sprawniejszy i co najważniejsze szybszy dogonił mnie niemal po chwili.Położył te swoje łapska na moich biodrach i oparł o ścianę.
-Przepraszam,to nie miało tak zabrzmieć.To miał być tylko żart-oparł swoje czoło o moje.
Chciałam mu się wyrwać,udawać obrażoną i się trochę z nim podroczyć,ale nie potrafiłam.Przy jego dotyku,spojrzeniu wszystkie problemy znikały.
-Przykro mi,ale kiepski.Po prostu powiedz mi,że nie chcesz już ze mną być bo tyję-wbiłam mu palec w żebro.
-Co ty za bzdury opowiadasz?-oburzył się.-Kocham Cię taką jaką jesteś,mogłabyś i przytyć 100 kg,a moje uczucia i tak by się nie zmieniły.A teraz chodź do mieszkania,bo nie będziemy tak na dworze stać.
Musnął delikatnie me wargi i przekręcił klucz w zamku wpuszczając nas do środka.
Reszta wieczoru minęła dość szybko i przyjemnie.Zjedliśmy wspólnie kolację i pooglądaliśmy komedię,a i zapomniałam dodać,że noc została oczywiście zapieczętowana miłym akcentem.
____________________________________________________________________________
Witajcie ponownie! :D
Dość krótki rozdział,jak na mnie i taki o niczym. ;/ Szczerze to mi się nie podoba.
Już mogę Wam obiecać,że następny pojawi się we wtorek wieczorem lub środę rano i będzie o wiele dłuższy oraz ciekawszy.Już się wzięłam za pisanie,więc powinnam spokojnie zdążyć. Przepraszam,że nie komentuje nieraz Waszych rozdziałów,ale to przez to,że późno wracam przeważnie do domu i po prostu nie mam na nic czasu ani siły po treningach.Obiecuję się poprawić! :))
#StayStrongGrzesiu! <3 p="">Mam też prośbę,byście zostawiali po sobie ślad w komentarzu.Może to być jedna głupia minka,ale dla mnie ona bardzo dużo znaczy,bo wiem,że mam dla kogo pisać,a nie np. do ściany.
Pozdrawiam serdecznie! ;*
3>
piątek, 26 września 2014
30 ROZDZIAŁ
Wróciliśmy około 18 do domu i już na wejściu dostało nam się,za to,że wychodzimy bez słowa i nie ma nas pół dnia.Zjedliśmy wszyscy wspólnie kolację.Michała kontakty z Błażejem ani nie poprawiły się,ani nie pogorszyły.Można by powiedzieć,że są takie same.Nie rozmawiają ze sobą,unikają się,a rzadkością jest nawet jak na siebie spojrzą.Chyba będę musiała z Ignaczakiem pogadać i wziąć sprawy w swoje ręce.
Wstałam od stołu,podziękowałam i skierowałam się w stronę pokoju.Byłam strasznie zmęczona i jak najszybciej chciałam wymazać dzisiejszy dzień albo przynajmniej jego połowę.Wzięłam odprężający i gorący prysznic.Przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka.Kubiak przesiadywał w salonie ze swoim przyjacielem.Skąd to wiem?Nie trudno się domyślić,słychać ich było pewnie i na drugim końcu miasta.Wzięłam się za czytanie mojej książki.Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi,a po chwili w progu stanęła drobniutka dziewczynka.
-Ciociu,mogę wejść?-spytała Amelka spoglądając na mnie tymi swoimi przesłodkimi oczkami.
-Jasne,chodź!-poklepałam miejsce obok siebie odkrywając kawałek kołdry,pod którą zaraz sprawnie wślizgnęła się.-Co cie do mnie sprowadza?-uśmiechnęłam się promiennie odkładając lekturę na półkę.
-Bo wies,ja myślę,ze mnie nikt nie kocha-mruknęła smutna opierając główkę o moje ramię.
-Co ty za bzdury opowiadasz?Mamusia cie kocha,tatuś,dziadkowie,ja,wujek,twój braciszek.
-Nie prawda!Oni tak mówią,żeby miec swięty spokój.Dorosli nigdy nie mówią prawdy!-krzyknęła oburzona.
Zaszokowały mnie jej słowa.Choć miała dopiero 5 lat to już wypowiadała się o takich poważnych sprawach.Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć,każde moje wypowiedziane słowo,ona mogła inaczej zinterpretować.
-Skarbie skąd wytrzasnęłaś taki pomysł?-pogłaskałam ją delikatnie po włosach.
-Bo mama mną się w ogóle nie intelesuje.Wsystko musę lobić sama-burknęła nieśmiało.-A telaz jesce cały czas kłóci się z tatusiem.
-Kochanie,czasami tak jest,że dorośli się nie dogadują i wtedy mniej czasu poświęcają swoim pociechom,ale to nie zmienia faktu,że twoi rodzice cie strasznie kochają i nigdy nie przestaną.Nie masz powodów,żeby się martwić-uśmiechnęłam się promiennie.
-Dziękuję ciociu!Jesteś najleeeepszą ciocią na świecie!-mocno się do mnie wtuliła.
Poczułam jak moje serce wypełnia takie ciepło.Niby to są tylko puste słowa wypowiedziane przez nieświadomą jeszcze dziewczynkę,ale jednak strasznie radosne.Doradziłam jej i pomogłam,a to znaczy że aż taką straszną matką to ja nie będę.
Amelka pożegnała się ze mną buziakiem w policzek i wesoła wyszła z mojego pokoju.Westchnęłam zgaszając lampkę i położyłam się ponownie na łóżku otulając szczelnie kołdrą,a po chwili zmorzył mnie sen.
Przewracałam się z boku na bok,aż wreszcie zdecydowałam,że dłużej spać nie będę.Odwróciłam się w stronę Kubiaka,który głośno chrapał i zwinnie wyślizgnęłam się spod przygniatającej mnie Jego ręki.
Wyjęłam z szafy ubrania i poszłam do łazienki.Wzięłam szybki prysznic,ubrałam się (link) i pomalowałam,a włosy delikatnie pofalowałam.Spojrzałam w lustro dotykając delikatnie mego brzuszka,który już powolutku się zaokrąglał.W końcu to niedługo drugi miesiąc zleci.Uśmiechnęłam się sama do siebie myśląc o małej kruszynce biegającej po domu.Wyobrażałam sobie moje maleństwo w reprezentacyjnej koszulce Miśka na meczu.Sama nie wiem,dlaczego wcześniej chciałam podjąć się aborcji.Gdybym to zrobiła pewnie przez resztę życia bym sobie tego nie wybaczyła.Wyszłam z pomieszczenia kierując się do kuchni,gdzie przygotowywała śniadanie pani Ania wraz z Alicją.
-Dzień dobry-przywitałam się siadając na krześle.
-Witaj skarbeńku-rozchmurzyła się mama Miśka.-Jedz,na zdrowie-położyła na stole talerz z różnymi kanapkami.
-Dziękuję-posłałam ciepły uśmiech w jej stronę i w mig pochłaniałam jedzenie.
-Apetyt dzięki tej ciąży masz wspaniały-parsknęła Alicja siadając obok mnie.
-Aż sama się sobie dziwię-mruknęłam.
Po niedługim czasie do pomieszczenia wparował Igła wraz z Kubiakiem.Mój chłopak podszedł do mnie i skradł mi siarczystego buziaka w usta.
-Ale nie przy ludziach!-skrzywił się Krzysiu.
Zaśmiałam się przytulając przyjaciela.Zauważyłam,że od wczoraj jest jakiś inny,taki radosny.Może pogodził się z Iwoną?Chociaż nie sądzę,żeby ona tak szybko wybaczyła mu zdradę,musiałby jej chyba grać i śpiewać romantyczne piosenki pod oknem.Za dobrze znam Ignaczakową.
-Dziś wracamy?-spojrzał na mnie Michał z pełną buzią od kanapek.
-Może najpierw zjedz,a potem ze mną rozmawiaj-prychnęłam spoglądając ukradkiem na Igłę,który ściskał mocno swój telefon,jakby oczekując odpowiedzi od kogoś.
-Już!-wyszczerzył się Dziku przykucając i obejmując mnie w pasie.-Wracamy dziś?-spytał z oczami w wielkości pięciozłotówek.
-Aż tak ci się u nas nie podoba,synu?-zdziwiła się pani Ania powstrzymując śmiech,a on spojrzał na nią spod byka.-No wiem,wiem.Chcecie pobyć jakiś czas sami,rozumiem.
-To jak?-zwrócił się tym razem do mnie.
-Możemy-wzruszyłam obojętnie ramionami.
-Na pewno?Jeżeli chcesz zostać,to zostaniemy.Dla mnie liczy się Twoje zdanie-kontynuował.
-Czy ja mówię po Chińsku?Możemy jechać,to od Ciebie zależy-pokręciłam z politowaniem głową.
Jak zwykle działał mi na nerwy.Nagle poczułam ostry ból w okolicach brzucha.Syknęłam cicho,co oczywiście nie obeszło uwadze Kubiego.
-Co się stało?-uniósł w górę jedną brew.
-Nic.Dzidziuś daje o sobie znać-próbowałam się uśmiechnąć,ale ból nie ustępował.
-Może jednak przedzwonimy do lekarza?Jakiś powinien przyjmować-wystraszył się.
-Nie ma takiej potrzeby.Pójdę się położyć i wszystko mi przejdzie-wstałam i z małą pomocą przyjmującego doczłapałam się do sypialni.
Ułożyłam się na łóżku.Siatkarz okrył mnie kołdrą i pocałował czule w czoło.
-Śpij maleńka.Jakby co jestem na dole-szepnął i po cichutku wyszedł z pokoju.
Jakoś nie miała wielkiej ochoty na drzemkę,ponieważ godzinę temu dopiero co wstałam.Jednak przez to,że mój brzuch dalej dawał się we znaki po 10 minutach po prostu odpłynęłam.
Obudziłam się około 16.Czułam się już o wiele lepiej,co najważniejsze mogłam normalnie funkcjonować.Wstałam,poskładałam łóżko po sobie i zeszłam na dół.W całym domu panowała głucha cisza,co było strasznie dziwne.Obeszłam kuchnię,łazienkę oraz salon ale nie znalazłam żadnej martwej duszy.
Zaczęłam się już nawet denerwować,że poszli gdzieś zostawiając mnie zupełnie samą.W końcu zauważyłam w dużym pokoju Błażeja leżącego na kanapie i oglądającego jakiś świąteczny film w telewizji.
-Gdzie są wszyscy?-spytałam opierając się o ścianę.
-Poszli do kościoła-mruknął znudzony.-Nikt nie chciał cie budzić,a ja zostałem bo nie mam ochoty nigdzie łazić.
-W porządku-odpowiedziałam chcąc już zmyć się jak najszybciej z jego pola widzenia,bo za sympatycznym człowiekiem to on nie był.Zresztą wyglądał jakby zaraz miał kogoś zabić.
Jednak coś mi na to nie pozwoliło,jakaś wewnętrzna siła.Usiadłam obok niego na jednoosobowej kanapie.Westchnął cicho ukradkiem na mnie spoglądając.
-Dlaczego nie pogodzisz się z Michałem?-walnęłam bawiąc się swoimi palcami u ręki i przerywając niezręczną ciszę.
-Bo nie-odpowiedział spokojnie.-Nie twój interes.
-No chyba mój,bo w końcu to mój chłopak i martwię się.On chciałby polepszyć wasze kontakty,to widać.Przecież jesteście rodzeństwem.
-To nie ma nic do rzeczy-zaczął się denerwować przełączając kanały jeden po drugim.-Ale jeśli już tak bardzo chcesz wiedzieć to ja pierwszy nie podam mu ręki.Uważam,że to jego wina,że jesteśmy w takich,a nie innych stosunkach.
-Mi się wydaje,że wina jest po dwóch stronach.Przecież on ci nie zabrał Moniki,ona was obydwóch oszukała.Tak samo z klubem siatkarskim,był po prostu lepszy i to zadecydowało.
Spojrzał na mnie marszcząc czoło i uśmiechnął się lekko,co mnie bardzo zdziwiło.
-Widzę,że nie dajesz za wygraną-pokiwałam głową.-Ale to sprawy między nami,więc nie wtrącaj się.
-Jasne-mruknęłam.
No nic próbowałam.Wstałam i udałam się w stronę kuchni,w celu zrobienia sobie jakiejś kanapki.Nagle zaczęło kręcić mi się w głowie,a obraz był coraz bardziej niewyraźny.Poczułam,jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa,a przed oczami pojawiają się gwiazdki.Upadłam na ziemię,tracąc przytomność.
___________________________________________________________________________
Hejo Miśki! :*
Kolejny oddaje w Wasze ręce.Już 30 rozdziałów za nami,jak ten czas szybko leci :D
A KTO JEST MISTRZEM ŚWIATA?! POLSKA! KTO?! POLSKA!!
To tak dla przypomnienia,gdyby ktoś zapomniał.Jejku,niesamowita historia.Strasznie się wzruszyłam,to co Nasi chłopcy zrobili na tych MŚ to się nie mieści w głowie.Pokazali,że warto ciężko trenować i wierzyć do końca.Byliśmy jedną wielką DRUŻYNĄ i rodziną.Kibice wspaniali pod każdym względem!
Dziękujemy! :3
Pozdrawiam i do następnego ;*
Wstałam od stołu,podziękowałam i skierowałam się w stronę pokoju.Byłam strasznie zmęczona i jak najszybciej chciałam wymazać dzisiejszy dzień albo przynajmniej jego połowę.Wzięłam odprężający i gorący prysznic.Przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka.Kubiak przesiadywał w salonie ze swoim przyjacielem.Skąd to wiem?Nie trudno się domyślić,słychać ich było pewnie i na drugim końcu miasta.Wzięłam się za czytanie mojej książki.Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi,a po chwili w progu stanęła drobniutka dziewczynka.
-Ciociu,mogę wejść?-spytała Amelka spoglądając na mnie tymi swoimi przesłodkimi oczkami.
-Jasne,chodź!-poklepałam miejsce obok siebie odkrywając kawałek kołdry,pod którą zaraz sprawnie wślizgnęła się.-Co cie do mnie sprowadza?-uśmiechnęłam się promiennie odkładając lekturę na półkę.
-Bo wies,ja myślę,ze mnie nikt nie kocha-mruknęła smutna opierając główkę o moje ramię.
-Co ty za bzdury opowiadasz?Mamusia cie kocha,tatuś,dziadkowie,ja,wujek,twój braciszek.
-Nie prawda!Oni tak mówią,żeby miec swięty spokój.Dorosli nigdy nie mówią prawdy!-krzyknęła oburzona.
Zaszokowały mnie jej słowa.Choć miała dopiero 5 lat to już wypowiadała się o takich poważnych sprawach.Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć,każde moje wypowiedziane słowo,ona mogła inaczej zinterpretować.
-Skarbie skąd wytrzasnęłaś taki pomysł?-pogłaskałam ją delikatnie po włosach.
-Bo mama mną się w ogóle nie intelesuje.Wsystko musę lobić sama-burknęła nieśmiało.-A telaz jesce cały czas kłóci się z tatusiem.
-Kochanie,czasami tak jest,że dorośli się nie dogadują i wtedy mniej czasu poświęcają swoim pociechom,ale to nie zmienia faktu,że twoi rodzice cie strasznie kochają i nigdy nie przestaną.Nie masz powodów,żeby się martwić-uśmiechnęłam się promiennie.
-Dziękuję ciociu!Jesteś najleeeepszą ciocią na świecie!-mocno się do mnie wtuliła.
Poczułam jak moje serce wypełnia takie ciepło.Niby to są tylko puste słowa wypowiedziane przez nieświadomą jeszcze dziewczynkę,ale jednak strasznie radosne.Doradziłam jej i pomogłam,a to znaczy że aż taką straszną matką to ja nie będę.
Amelka pożegnała się ze mną buziakiem w policzek i wesoła wyszła z mojego pokoju.Westchnęłam zgaszając lampkę i położyłam się ponownie na łóżku otulając szczelnie kołdrą,a po chwili zmorzył mnie sen.
Przewracałam się z boku na bok,aż wreszcie zdecydowałam,że dłużej spać nie będę.Odwróciłam się w stronę Kubiaka,który głośno chrapał i zwinnie wyślizgnęłam się spod przygniatającej mnie Jego ręki.
Wyjęłam z szafy ubrania i poszłam do łazienki.Wzięłam szybki prysznic,ubrałam się (link) i pomalowałam,a włosy delikatnie pofalowałam.Spojrzałam w lustro dotykając delikatnie mego brzuszka,który już powolutku się zaokrąglał.W końcu to niedługo drugi miesiąc zleci.Uśmiechnęłam się sama do siebie myśląc o małej kruszynce biegającej po domu.Wyobrażałam sobie moje maleństwo w reprezentacyjnej koszulce Miśka na meczu.Sama nie wiem,dlaczego wcześniej chciałam podjąć się aborcji.Gdybym to zrobiła pewnie przez resztę życia bym sobie tego nie wybaczyła.Wyszłam z pomieszczenia kierując się do kuchni,gdzie przygotowywała śniadanie pani Ania wraz z Alicją.
-Dzień dobry-przywitałam się siadając na krześle.
-Witaj skarbeńku-rozchmurzyła się mama Miśka.-Jedz,na zdrowie-położyła na stole talerz z różnymi kanapkami.
-Dziękuję-posłałam ciepły uśmiech w jej stronę i w mig pochłaniałam jedzenie.
-Apetyt dzięki tej ciąży masz wspaniały-parsknęła Alicja siadając obok mnie.
-Aż sama się sobie dziwię-mruknęłam.
Po niedługim czasie do pomieszczenia wparował Igła wraz z Kubiakiem.Mój chłopak podszedł do mnie i skradł mi siarczystego buziaka w usta.
-Ale nie przy ludziach!-skrzywił się Krzysiu.
Zaśmiałam się przytulając przyjaciela.Zauważyłam,że od wczoraj jest jakiś inny,taki radosny.Może pogodził się z Iwoną?Chociaż nie sądzę,żeby ona tak szybko wybaczyła mu zdradę,musiałby jej chyba grać i śpiewać romantyczne piosenki pod oknem.Za dobrze znam Ignaczakową.
-Dziś wracamy?-spojrzał na mnie Michał z pełną buzią od kanapek.
-Może najpierw zjedz,a potem ze mną rozmawiaj-prychnęłam spoglądając ukradkiem na Igłę,który ściskał mocno swój telefon,jakby oczekując odpowiedzi od kogoś.
-Już!-wyszczerzył się Dziku przykucając i obejmując mnie w pasie.-Wracamy dziś?-spytał z oczami w wielkości pięciozłotówek.
-Aż tak ci się u nas nie podoba,synu?-zdziwiła się pani Ania powstrzymując śmiech,a on spojrzał na nią spod byka.-No wiem,wiem.Chcecie pobyć jakiś czas sami,rozumiem.
-To jak?-zwrócił się tym razem do mnie.
-Możemy-wzruszyłam obojętnie ramionami.
-Na pewno?Jeżeli chcesz zostać,to zostaniemy.Dla mnie liczy się Twoje zdanie-kontynuował.
-Czy ja mówię po Chińsku?Możemy jechać,to od Ciebie zależy-pokręciłam z politowaniem głową.
Jak zwykle działał mi na nerwy.Nagle poczułam ostry ból w okolicach brzucha.Syknęłam cicho,co oczywiście nie obeszło uwadze Kubiego.
-Co się stało?-uniósł w górę jedną brew.
-Nic.Dzidziuś daje o sobie znać-próbowałam się uśmiechnąć,ale ból nie ustępował.
-Może jednak przedzwonimy do lekarza?Jakiś powinien przyjmować-wystraszył się.
-Nie ma takiej potrzeby.Pójdę się położyć i wszystko mi przejdzie-wstałam i z małą pomocą przyjmującego doczłapałam się do sypialni.
Ułożyłam się na łóżku.Siatkarz okrył mnie kołdrą i pocałował czule w czoło.
-Śpij maleńka.Jakby co jestem na dole-szepnął i po cichutku wyszedł z pokoju.
Jakoś nie miała wielkiej ochoty na drzemkę,ponieważ godzinę temu dopiero co wstałam.Jednak przez to,że mój brzuch dalej dawał się we znaki po 10 minutach po prostu odpłynęłam.
Obudziłam się około 16.Czułam się już o wiele lepiej,co najważniejsze mogłam normalnie funkcjonować.Wstałam,poskładałam łóżko po sobie i zeszłam na dół.W całym domu panowała głucha cisza,co było strasznie dziwne.Obeszłam kuchnię,łazienkę oraz salon ale nie znalazłam żadnej martwej duszy.
Zaczęłam się już nawet denerwować,że poszli gdzieś zostawiając mnie zupełnie samą.W końcu zauważyłam w dużym pokoju Błażeja leżącego na kanapie i oglądającego jakiś świąteczny film w telewizji.
-Gdzie są wszyscy?-spytałam opierając się o ścianę.
-Poszli do kościoła-mruknął znudzony.-Nikt nie chciał cie budzić,a ja zostałem bo nie mam ochoty nigdzie łazić.
-W porządku-odpowiedziałam chcąc już zmyć się jak najszybciej z jego pola widzenia,bo za sympatycznym człowiekiem to on nie był.Zresztą wyglądał jakby zaraz miał kogoś zabić.
Jednak coś mi na to nie pozwoliło,jakaś wewnętrzna siła.Usiadłam obok niego na jednoosobowej kanapie.Westchnął cicho ukradkiem na mnie spoglądając.
-Dlaczego nie pogodzisz się z Michałem?-walnęłam bawiąc się swoimi palcami u ręki i przerywając niezręczną ciszę.
-Bo nie-odpowiedział spokojnie.-Nie twój interes.
-No chyba mój,bo w końcu to mój chłopak i martwię się.On chciałby polepszyć wasze kontakty,to widać.Przecież jesteście rodzeństwem.
-To nie ma nic do rzeczy-zaczął się denerwować przełączając kanały jeden po drugim.-Ale jeśli już tak bardzo chcesz wiedzieć to ja pierwszy nie podam mu ręki.Uważam,że to jego wina,że jesteśmy w takich,a nie innych stosunkach.
-Mi się wydaje,że wina jest po dwóch stronach.Przecież on ci nie zabrał Moniki,ona was obydwóch oszukała.Tak samo z klubem siatkarskim,był po prostu lepszy i to zadecydowało.
Spojrzał na mnie marszcząc czoło i uśmiechnął się lekko,co mnie bardzo zdziwiło.
-Widzę,że nie dajesz za wygraną-pokiwałam głową.-Ale to sprawy między nami,więc nie wtrącaj się.
-Jasne-mruknęłam.
No nic próbowałam.Wstałam i udałam się w stronę kuchni,w celu zrobienia sobie jakiejś kanapki.Nagle zaczęło kręcić mi się w głowie,a obraz był coraz bardziej niewyraźny.Poczułam,jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa,a przed oczami pojawiają się gwiazdki.Upadłam na ziemię,tracąc przytomność.
___________________________________________________________________________
Hejo Miśki! :*
Kolejny oddaje w Wasze ręce.Już 30 rozdziałów za nami,jak ten czas szybko leci :D
A KTO JEST MISTRZEM ŚWIATA?! POLSKA! KTO?! POLSKA!!
To tak dla przypomnienia,gdyby ktoś zapomniał.Jejku,niesamowita historia.Strasznie się wzruszyłam,to co Nasi chłopcy zrobili na tych MŚ to się nie mieści w głowie.Pokazali,że warto ciężko trenować i wierzyć do końca.Byliśmy jedną wielką DRUŻYNĄ i rodziną.Kibice wspaniali pod każdym względem!
Dziękujemy! :3
Pozdrawiam i do następnego ;*
wtorek, 9 września 2014
29 ROZDZIAŁ
-To ja otworzę-mama Kubiaka wstała od stołu i powędrowała w stronę korytarza.
Uśmiechnęłam się delikatnie do Miśka,który mocniej ścisnął mą dłoń.
-Dzień dobry wszystkim!-usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos.
Odwróciłam się i ujrzałam Igłę.Całego i zdrowego,a przy czym uśmiechniętego od ucha do ucha.
-Krzysiu!-pisnęłam rzucając się na szyję libero.-Jak ja Cie dawno nie widziałam.
Okręcił mnie wokół własnej osi i postawił na ziemię.
-Tak samo piękna-wyszczerzył się jak głupi do sera i puścił mi oczko.
-A ty się wydajesz troszkę niższy-mruknęłam.
-Ale zawsze większy od Ciebie-przeczesał teatralnie swe włosy i przywitał się z resztą rodziny.
Michał stał jakby naburmuszony przyglądając się mi i Ignaczakowi,a później burknął tylko zwykłe ''cześć''.
Usiedliśmy ponownie do stołu tym razem było nas o jedną osobę więcej.Misiek zajął się opróżnianiem swojego talerza,a na mnie w ogóle nie spojrzał.Cały Kubiak.Obraża się bez powodu.
-Krzysiu,a gdzie zgubiłeś Iwonę z dziećmi?-spytałam marszcząc brwi.
-A no to tak-chrząknął.-Do mojej kochanej żony zjechały się koleżanki.Zaczęły się te różne ploteczki i śmiechy no i ja zszedłem na drugi plan.A że jest Wigilia to pomyślałem,że mogę odwiedzić kochanego przyjaciela Dzika.
-A kiedy masz zamiar wracać?-wtrąciła się jedna z ciotek.
-Miałem nadzieję,że zaproponujecie mi państwo nocleg do jutra-podrapał się rozpaczliwie po włosach.
Na odpowiedź długo nie musiał czekać,bo prawie wszyscy z rodziny Michała darzyli go wielką sympatią,zresztą a kto nie?
Gdy inni obsypywali różnorodnymi pytaniami nowego gościa,przysunęłam się do Michała,który jakby nie był obecny i splotłam nasze palce ze sobą.
-Kocham Cie-szepnęłam mu do ucha i oparłam głowę o Jego ramię.
Siatkarz uśmiechnął się pod nosem i wolną ręką złapał delikatnie mój podbródek.
-Ja Ciebie bardziej-odpowiedział i zaczął muskać me wargi.
-Oho,zakochani się nudzą!To zły znak-krzyknął rozbawiony Ignaczak uderzając w ramię Błażeja.
Oderwaliśmy się szybko od siebie i zaśmialiśmy cicho.
-To może czas na prezenty?-spytała pani Ania spoglądając na dzieci oglądające Kevina.
-Mamo,tato musimy Wam coś powiedzieć-przerwał jej Kubiak i wstał razem ze mną od stołu.Następnie ścisnął mocno mą dłoń.-Będziecie dziadkami-dokończył,a cała rodzina zamarła.
Uśmiechnęłam się delikatnie do Miśka,który mocniej ścisnął mą dłoń.
-Dzień dobry wszystkim!-usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos.
Odwróciłam się i ujrzałam Igłę.Całego i zdrowego,a przy czym uśmiechniętego od ucha do ucha.
-Krzysiu!-pisnęłam rzucając się na szyję libero.-Jak ja Cie dawno nie widziałam.
Okręcił mnie wokół własnej osi i postawił na ziemię.
-Tak samo piękna-wyszczerzył się jak głupi do sera i puścił mi oczko.
-A ty się wydajesz troszkę niższy-mruknęłam.
-Ale zawsze większy od Ciebie-przeczesał teatralnie swe włosy i przywitał się z resztą rodziny.
Michał stał jakby naburmuszony przyglądając się mi i Ignaczakowi,a później burknął tylko zwykłe ''cześć''.
Usiedliśmy ponownie do stołu tym razem było nas o jedną osobę więcej.Misiek zajął się opróżnianiem swojego talerza,a na mnie w ogóle nie spojrzał.Cały Kubiak.Obraża się bez powodu.
-Krzysiu,a gdzie zgubiłeś Iwonę z dziećmi?-spytałam marszcząc brwi.
-A no to tak-chrząknął.-Do mojej kochanej żony zjechały się koleżanki.Zaczęły się te różne ploteczki i śmiechy no i ja zszedłem na drugi plan.A że jest Wigilia to pomyślałem,że mogę odwiedzić kochanego przyjaciela Dzika.
-A kiedy masz zamiar wracać?-wtrąciła się jedna z ciotek.
-Miałem nadzieję,że zaproponujecie mi państwo nocleg do jutra-podrapał się rozpaczliwie po włosach.
Na odpowiedź długo nie musiał czekać,bo prawie wszyscy z rodziny Michała darzyli go wielką sympatią,zresztą a kto nie?
Gdy inni obsypywali różnorodnymi pytaniami nowego gościa,przysunęłam się do Michała,który jakby nie był obecny i splotłam nasze palce ze sobą.
-Kocham Cie-szepnęłam mu do ucha i oparłam głowę o Jego ramię.
Siatkarz uśmiechnął się pod nosem i wolną ręką złapał delikatnie mój podbródek.
-Ja Ciebie bardziej-odpowiedział i zaczął muskać me wargi.
-Oho,zakochani się nudzą!To zły znak-krzyknął rozbawiony Ignaczak uderzając w ramię Błażeja.
Oderwaliśmy się szybko od siebie i zaśmialiśmy cicho.
-To może czas na prezenty?-spytała pani Ania spoglądając na dzieci oglądające Kevina.
-Mamo,tato musimy Wam coś powiedzieć-przerwał jej Kubiak i wstał razem ze mną od stołu.Następnie ścisnął mocno mą dłoń.-Będziecie dziadkami-dokończył,a cała rodzina zamarła.
-Jestem w ciąży-oznajmiłam bojąc się reakcji zgromadzonych.
Odetchnęłam głęboko spoglądając ukradkiem na przyjmującego,który ani drgnął.
-Będę wujkiem!-walnął Igła i przytulił mocno Kubiaka.-Jejku,jak się cieszę!
Dopiero po tych słowach,jakby wszyscy doszli do siebie.Rodzice Miśka oczywiście pogratulowali nam,a pani Ania aż łzy uroniła.Wszystkie ciotki to dopiero były wniebowzięte,paplały i paplały,jak to było,kiedy one zachodziły w ciąże i jak strasznie ciężko wychowywało się w tamtych czasach dzieci.
Po Wigilii wspólnie wybraliśmy się na pasterkę.Muszę przyznać,że cały kościół i msza zrobiła na mnie wielkie wrażenie.Gdy wróciliśmy do domu prawie wszyscy rozeszli się do pokoi.
-To co Kubi,idziemy kolędować?-spytał Igła i poruszył charakterystycznie brwiami.
-Chyba śnisz,zmęczony jestem-ziewnął Dziku i podparł się pod boki.
-Ale za to Julcia na pewno ze mną pójdzie!-przysunął się do mnie libero i uśmiechnął promiennie.
-Julcia idzie teraz ze mną do pokoju-wtrącił się Michał i chwycił mnie za rękę prowadząc do góry.
-Dobranoc-mrugnęłam do niego okiem i powędrowałam za przyjmującym.
Weszliśmy do swojego lokum i opadliśmy na łóżko.
-Czemu ty taki niemiły jesteś dla Igły?-spytałam po dłuższej ciszy.
-Nie jestem niemiły-burknął pod nosem.
-Jak to nie?A może zazdrosny?-parsknęłam hamując śmiech.
Nie wierzę,że Michał mógłby być zazdrosny o swojego przyjaciela,który w dodatku ma żonę i dzieci.
Chociaż z Kubiakiem to nigdy nic nie wiadomo.Ma te swoje humorki i wtedy bez kija nie podchodź.
-Nie jestem zazdrosny-mruknął.-Może odrobinkę.
Czyli jednak!-pomyślałam i usiadłam na Jego brzuchu uśmiechając się szeroko.
-Przecież to jest Krzysiu!O niego to ty naprawdę nie masz o co się dąsać-zbliżyłam się i zaczęłam muskać wargi Miśka.
Najpierw delikatnie i czule,a później namiętnie i zachłannie.Nasze języki idealnie ze sobą współgrały.On chwycił mnie w talii i przerzucił na drugi bok,tak,że to ja wylądowałam pod nim.Objęłam Go za szyję i przysunęłam do siebie pogłębiając pocałunki.Jedną rękę wsunął pod mój sweterek i gładził me plecy.
-Nie,nie możemy-odepchnęłam Go lekko wstając i otrzepując się.
-Przecież nikt by się nie dowiedział-zamruczał niezadowolony.
Pokręciłam z politowaniem głową i wybrałam się do łazienki.Wzięłam długi prysznic myjąc każdy zakamarek mego ciała.Włosy rozczesałam i upięłam w luźnego koka oraz ubrałam piżamę.
Gdy wróciłam do wcześniejszego pomieszczenia Kubiak smacznie spał wykąpany już i odświeżony.Położyłam się po cichutku obok niego i próbowałam zasnąć.
Idziesz przez ciemny las.Nie wiesz co zrobić,jesteś sama jak palec.Wydaje Ci się,że ktoś Cie obserwuje.Zaczynasz biec,ale potykasz się o kamień.Upadasz z wielkim hukiem na ziemie uderzając twarzą o piasek.Próbujesz wstać,ale nie udaje Ci się to.Zwijasz się z bólu.Nagle jakiś cień do Ciebie podchodzi.Chwyta Cie za rękę i podnosi.Chowasz głowę w kolanach i płaczesz,a osobnik śmieje się z Ciebie.
Obudziłam się cała mokra od potu i wystraszona.Głęboko oddychałam,by się uspokoić.Spojrzałam na zegarek,który wskazał 2 w nocy.To tylko sen-powtarzałam sobie w myślach jak mantrę.Wyślizgnęłam się precyzyjnie spod rąk Michała przygniatających mój brzuch i narzucając na siebie jeszcze szlafrok zeszłam na dół do kuchni.Gdy stanęłam w progu zauważyłam siedzącego przy stole Ignaczaka z kubkiem mleka w rękach.Wyglądał na załamanego,co do niego było wręcz niepodobne.
-Widzę,że ty też spać nie możesz-uśmiechnęłam się do niego otwierając lodówkę i wyjęłam pomarańczowy sok.
-No jakoś nie mogę-wymusił na swojej twarzy uśmiech i wziął łyk napoju.
-To się dobrze składa-usiadłam obok niego.-Krzysiu co się stało?
-Nic-mruknął,jakby niezadowolony z mojego towarzystwa.
-Przecież widzę-kontynuowałam.
-No dobra-westchnął.-Chodzi o to,że tak naprawdę do Iwony nie przyjechały żadne koleżanki.Ona mnie wyrzuciła z domu,bo ja ją.....zdradziłem.
Zamurowało mnie.Z jednej strony tak myślałam,że z tymi przyjaciółkami to jakaś ściema,ale że Krzysztof Ignaczak,mój wzór i autorytet do naśladowania zrobił takie głupstwo.Zawsze wydawało mi się,że są kochającą rodziną,a co najważniejsze szczęśliwą.
-Ale jak to?-wydukałam widząc w Jego oczach małe lśniące łzy.
-Pewnie masz mnie teraz za sukinsyna-pokręciłam przecząco głową.-Ale ja tego nie zrobiłem świadomie.To był impuls.Była impreza,nam z Iwoną już dawno się nie układało no i poznałem tam taką Karolinę,świetnie się bawiliśmy,i wyszło jak wyszło-oparł głowę o rękę.
-Kochasz tą dziewczynę?-spytałam całkiem poważnie próbując poukładać to sobie w głowie.-W końcu każdy może się drugi raz zakochać.
Odetchnęłam głęboko spoglądając ukradkiem na przyjmującego,który ani drgnął.
-Będę wujkiem!-walnął Igła i przytulił mocno Kubiaka.-Jejku,jak się cieszę!
Dopiero po tych słowach,jakby wszyscy doszli do siebie.Rodzice Miśka oczywiście pogratulowali nam,a pani Ania aż łzy uroniła.Wszystkie ciotki to dopiero były wniebowzięte,paplały i paplały,jak to było,kiedy one zachodziły w ciąże i jak strasznie ciężko wychowywało się w tamtych czasach dzieci.
Po Wigilii wspólnie wybraliśmy się na pasterkę.Muszę przyznać,że cały kościół i msza zrobiła na mnie wielkie wrażenie.Gdy wróciliśmy do domu prawie wszyscy rozeszli się do pokoi.
-To co Kubi,idziemy kolędować?-spytał Igła i poruszył charakterystycznie brwiami.
-Chyba śnisz,zmęczony jestem-ziewnął Dziku i podparł się pod boki.
-Ale za to Julcia na pewno ze mną pójdzie!-przysunął się do mnie libero i uśmiechnął promiennie.
-Julcia idzie teraz ze mną do pokoju-wtrącił się Michał i chwycił mnie za rękę prowadząc do góry.
-Dobranoc-mrugnęłam do niego okiem i powędrowałam za przyjmującym.
Weszliśmy do swojego lokum i opadliśmy na łóżko.
-Czemu ty taki niemiły jesteś dla Igły?-spytałam po dłuższej ciszy.
-Nie jestem niemiły-burknął pod nosem.
-Jak to nie?A może zazdrosny?-parsknęłam hamując śmiech.
Nie wierzę,że Michał mógłby być zazdrosny o swojego przyjaciela,który w dodatku ma żonę i dzieci.
Chociaż z Kubiakiem to nigdy nic nie wiadomo.Ma te swoje humorki i wtedy bez kija nie podchodź.
-Nie jestem zazdrosny-mruknął.-Może odrobinkę.
Czyli jednak!-pomyślałam i usiadłam na Jego brzuchu uśmiechając się szeroko.
-Przecież to jest Krzysiu!O niego to ty naprawdę nie masz o co się dąsać-zbliżyłam się i zaczęłam muskać wargi Miśka.
Najpierw delikatnie i czule,a później namiętnie i zachłannie.Nasze języki idealnie ze sobą współgrały.On chwycił mnie w talii i przerzucił na drugi bok,tak,że to ja wylądowałam pod nim.Objęłam Go za szyję i przysunęłam do siebie pogłębiając pocałunki.Jedną rękę wsunął pod mój sweterek i gładził me plecy.
-Nie,nie możemy-odepchnęłam Go lekko wstając i otrzepując się.
-Przecież nikt by się nie dowiedział-zamruczał niezadowolony.
Pokręciłam z politowaniem głową i wybrałam się do łazienki.Wzięłam długi prysznic myjąc każdy zakamarek mego ciała.Włosy rozczesałam i upięłam w luźnego koka oraz ubrałam piżamę.
Gdy wróciłam do wcześniejszego pomieszczenia Kubiak smacznie spał wykąpany już i odświeżony.Położyłam się po cichutku obok niego i próbowałam zasnąć.
Idziesz przez ciemny las.Nie wiesz co zrobić,jesteś sama jak palec.Wydaje Ci się,że ktoś Cie obserwuje.Zaczynasz biec,ale potykasz się o kamień.Upadasz z wielkim hukiem na ziemie uderzając twarzą o piasek.Próbujesz wstać,ale nie udaje Ci się to.Zwijasz się z bólu.Nagle jakiś cień do Ciebie podchodzi.Chwyta Cie za rękę i podnosi.Chowasz głowę w kolanach i płaczesz,a osobnik śmieje się z Ciebie.
Obudziłam się cała mokra od potu i wystraszona.Głęboko oddychałam,by się uspokoić.Spojrzałam na zegarek,który wskazał 2 w nocy.To tylko sen-powtarzałam sobie w myślach jak mantrę.Wyślizgnęłam się precyzyjnie spod rąk Michała przygniatających mój brzuch i narzucając na siebie jeszcze szlafrok zeszłam na dół do kuchni.Gdy stanęłam w progu zauważyłam siedzącego przy stole Ignaczaka z kubkiem mleka w rękach.Wyglądał na załamanego,co do niego było wręcz niepodobne.
-Widzę,że ty też spać nie możesz-uśmiechnęłam się do niego otwierając lodówkę i wyjęłam pomarańczowy sok.
-No jakoś nie mogę-wymusił na swojej twarzy uśmiech i wziął łyk napoju.
-To się dobrze składa-usiadłam obok niego.-Krzysiu co się stało?
-Nic-mruknął,jakby niezadowolony z mojego towarzystwa.
-Przecież widzę-kontynuowałam.
-No dobra-westchnął.-Chodzi o to,że tak naprawdę do Iwony nie przyjechały żadne koleżanki.Ona mnie wyrzuciła z domu,bo ja ją.....zdradziłem.
Zamurowało mnie.Z jednej strony tak myślałam,że z tymi przyjaciółkami to jakaś ściema,ale że Krzysztof Ignaczak,mój wzór i autorytet do naśladowania zrobił takie głupstwo.Zawsze wydawało mi się,że są kochającą rodziną,a co najważniejsze szczęśliwą.
-Ale jak to?-wydukałam widząc w Jego oczach małe lśniące łzy.
-Pewnie masz mnie teraz za sukinsyna-pokręciłam przecząco głową.-Ale ja tego nie zrobiłem świadomie.To był impuls.Była impreza,nam z Iwoną już dawno się nie układało no i poznałem tam taką Karolinę,świetnie się bawiliśmy,i wyszło jak wyszło-oparł głowę o rękę.
-Kochasz tą dziewczynę?-spytałam całkiem poważnie próbując poukładać to sobie w głowie.-W końcu każdy może się drugi raz zakochać.
-Zwariowałaś?!-wręcz krzyknął piorunując mnie wzrokiem.-Kocham tylko i wyłącznie Iwonę,ale ona mi tego nie wybaczy.
-To może ja z nią pogadam?
-Nie wiem.Chcę zostać sam-spojrzał na mnie wymownie.
Wstałam przytuliłam Go mocno i dopiłam swoją ciecz.
-Będzie dobrze-mrugnęłam do niego okiem i wróciłam do swojego pokoju
-To może ja z nią pogadam?
-Nie wiem.Chcę zostać sam-spojrzał na mnie wymownie.
Wstałam przytuliłam Go mocno i dopiłam swoją ciecz.
-Będzie dobrze-mrugnęłam do niego okiem i wróciłam do swojego pokoju
Położyłam się obok przyjmującego i przykryłam szczelnie kołdrą.Sama nie wiem,co bym zrobiła na miejscu żony Igły.Gdyby to mnie Michał zdradził,to pewnie bym mu tego nie wybaczyła.Za mocno przeżywałam rozstanie z Marcinem.Ale widać,że Krzysiu żałuje.Tylko według mnie jeżeli się kogoś naprawdę kocha,to nigdy się go nie zdradzi i tego się trzymam.
Zamknęłam oczy i zasnęłam.
Obudziłam się za sprawą krzyków małych dzieci z dołu.Niechętnie wstałam wygrzebując z szafy te ubrania (link) i powędrowałam do łazienki.Wzięłam szybki prysznic,ubrałam się,rozczesałam włosy i wyprostowałam je,a także zrobiłam delikatny makijaż.Gotowa zeszłam na dół,gdzie wszyscy już dawno byli po śniadaniu..
-Już wstałaś,skarbie?-Misiek podszedł do mnie i czule cmoknął w czoło.
-Jak widać-mruknęłam uśmiechając się.
-Zabieram Cie na spacer-szepnął mi do ucha kierując się w stronę korytarza.
W pośpiechu chwyciłam przygotowaną już wcześniej dla mnie kanapkę i poszłam za siatkarzem.Ubrałam kurtkę,szalik oraz kozaki i wyszłam na zewnątrz,gdzie czekał już na mnie Kubiak.Splótł nasze palce ze sobą i powędrowaliśmy w kierunku miasta.
-Zimno Ci?-spytał w czasie drogi i poprawił mój szalik.-Dlaczego czapki nie wzięłaś?
Może teraz jeszcze będzie zachowywać się,jak moja matka?-przeszło mi przez myśl.
-Bo uważam,że brzydko w niej wyglądam-oznajmiłam chowając dłonie w kieszeniach od kurtki.
-Wy kobiety,zawsze macie ze wszystkim problemy-westchnął głęboko kręcąc z niedowierzaniem głową.
-A wy faceci,to niby nie?-prychnęłam.
Nagle poczułam w lewej kieszonce zmieloną kartkę.Wyjęłam ją i rozłożyłam pochłaniając się w czytaniu.
Myślałaś,że jak wyjedziesz do Rosji to się mnie pozbędziesz?
Byłaś w błędzie.Ode mnie nie uciekniesz.Znajdę ciebie choćbyś była na samym końcu świata.
Powiedziałem ci przecież,że to jeszcze nie koniec.Nie rozprawiłem się z tobą do końca.
Pamiętaj,to ja zawsze wygrywam i to sobie lepiej wbij do swojego dziecinnego mózgu.
A twoja siatkarzyna niech lepiej odpierdoli się na cacy od ciebie,bo z nim też będzie źle.
Nawet nie wiesz,do czego jestem zdolny.Bój się.
Zamknęłam oczy i zasnęłam.
Obudziłam się za sprawą krzyków małych dzieci z dołu.Niechętnie wstałam wygrzebując z szafy te ubrania (link) i powędrowałam do łazienki.Wzięłam szybki prysznic,ubrałam się,rozczesałam włosy i wyprostowałam je,a także zrobiłam delikatny makijaż.Gotowa zeszłam na dół,gdzie wszyscy już dawno byli po śniadaniu..
-Już wstałaś,skarbie?-Misiek podszedł do mnie i czule cmoknął w czoło.
-Jak widać-mruknęłam uśmiechając się.
-Zabieram Cie na spacer-szepnął mi do ucha kierując się w stronę korytarza.
W pośpiechu chwyciłam przygotowaną już wcześniej dla mnie kanapkę i poszłam za siatkarzem.Ubrałam kurtkę,szalik oraz kozaki i wyszłam na zewnątrz,gdzie czekał już na mnie Kubiak.Splótł nasze palce ze sobą i powędrowaliśmy w kierunku miasta.
-Zimno Ci?-spytał w czasie drogi i poprawił mój szalik.-Dlaczego czapki nie wzięłaś?
Może teraz jeszcze będzie zachowywać się,jak moja matka?-przeszło mi przez myśl.
-Bo uważam,że brzydko w niej wyglądam-oznajmiłam chowając dłonie w kieszeniach od kurtki.
-Wy kobiety,zawsze macie ze wszystkim problemy-westchnął głęboko kręcąc z niedowierzaniem głową.
-A wy faceci,to niby nie?-prychnęłam.
Nagle poczułam w lewej kieszonce zmieloną kartkę.Wyjęłam ją i rozłożyłam pochłaniając się w czytaniu.
Myślałaś,że jak wyjedziesz do Rosji to się mnie pozbędziesz?
Byłaś w błędzie.Ode mnie nie uciekniesz.Znajdę ciebie choćbyś była na samym końcu świata.
Powiedziałem ci przecież,że to jeszcze nie koniec.Nie rozprawiłem się z tobą do końca.
Pamiętaj,to ja zawsze wygrywam i to sobie lepiej wbij do swojego dziecinnego mózgu.
A twoja siatkarzyna niech lepiej odpierdoli się na cacy od ciebie,bo z nim też będzie źle.
Nawet nie wiesz,do czego jestem zdolny.Bój się.
Twój Marcin.
Poczułam,jak moje oczy czerwienią się.Chciało mi się płakać.Oczywiście Kubiak wziął ode mnie list i go przeczytał.Zacisnął mocno pięści i przytulił mnie do siebie.W tej chwili nie dałam rady,łzy zaczęły mi cieknąć po policzkach jedna za drugą.Bałam się,tak strasznie się bałam.
-On się nigdy nie odczepi-chlipnęłam spoglądając na przyjmującego.
-Zabiję go-syknął głaszcząc me włosy.-Po prostu go zabiję.
Odetchnęłam głęboko próbując się uspokoić.Michał objął mnie w pasie i ucałował w skroń.
-Będzie dobrze,nie martw się-powiedział i powycierał rękawem spływające łzy z moich policzków.
-Jak mam się nie martwić?
-Obiecaj mi,że zapomnisz o tym liście i Marcinie-rzekł stanowczo uśmiechając się lekko.
-Obiecuję-przytaknęłam twierdząco głową.
Przez resztę drogi Kubi pokazał mi przeróżne miejsca,jakie kiedyś z rodzicami odwiedzał.Na każdym kroku próbował mnie rozśmieszać,robił głupkowate miny i śmiał się z przechodnich.Ale muszę przyznać,że poprawił mi nieco humor.Przestałam się zamartwiać i zaczęłam myśleć o sobie.Po jakiejś godzinie spacerowania zatrzymaliśmy się w pobliskim parku,by chwilę odpocząć.Usiadłam po turecku na ławce. Kubiak klapnął za mną tuląc się do mych pleców,a głowę chowając w kosmykach moich włosów.Przez jakiś czas trwała cisza,choć tak naprawdę nie przeszkadzało mi to.Wystarczyła tylko tego wielkoluda obecność bym była szczęśliwa.
-Skarbie?-odwróciłam głowę w Jego stronę wpatrując się w niebieskie Miśkowe oczy.-Co by było jakbyśmy się nie spotkali,gdybym nie przyszła wtedy na ten mecz,a ty byś mnie nie poturbował?
-Jak to co?-zdziwił się lekko.-Znalazłbym Cie choćbyś mieszkała na samym końcu świata.Po prostu byliśmy i jesteśmy dla siebie stworzeni.Nic nas nie rozłączy.
-Masz rację-wlepiłam wzrok w zachmurzone niebo.-Ale ja na Ciebie nie zasługuje.Za co w ogóle mnie kochasz?
-Co to za pytanie?-oburzył się.
-Normalne-wzruszyłam ramionami.
-Maleńka-szepnął mi do ucha.-Kocham Cie za wszystko.Kocham twoje poczucie humoru,foszki,uśmiech na twarzy.Według mnie ty nie masz żadnych wad.Jesteś po prostu idealna-pocałował mnie delikatnie w policzek.
Wsłuchiwałam się w Jego słowa i nie wierzyłam,że on to mówi naprawdę.Czułam się wspaniale,pierwszy raz mogłam głośno wykrzyczeć całemu światu:Tak,jestem cholernie szczęśliwa!!
-Dziękuję,że jesteś-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się sama do siebie.
_________________________________________________________________________
Hejka kochani! :*
Jejku jak ja za Wami tęskniłam :D Taka sielanka na początek.Wiem,nie było mnie bardzo dłuuugo i za to wszystkich strasznie,ale to strasznie PRZEPRASZAM. Mam nadzieję,że mi wybaczycie. Obiecuję,że rozdziały normalnie już będą się pojawiać przynajmniej raz w tygodniu,a jeżeli pozwoli mi na to czas to więcej.
Polska z maksymalną ilością punktów przechodzi do następnej fazy!Ale się cieszę.Według mnie nasze orły grają rewelacyjnie i są poważnym kandydatem na zdobycie medalu :D
A w środę przed telewizory i kibicujemy z całych sił. BO POLSKA WYGRA MECZ <3 p="">
3>
-On się nigdy nie odczepi-chlipnęłam spoglądając na przyjmującego.
-Zabiję go-syknął głaszcząc me włosy.-Po prostu go zabiję.
Odetchnęłam głęboko próbując się uspokoić.Michał objął mnie w pasie i ucałował w skroń.
-Będzie dobrze,nie martw się-powiedział i powycierał rękawem spływające łzy z moich policzków.
-Jak mam się nie martwić?
-Obiecaj mi,że zapomnisz o tym liście i Marcinie-rzekł stanowczo uśmiechając się lekko.
-Obiecuję-przytaknęłam twierdząco głową.
Przez resztę drogi Kubi pokazał mi przeróżne miejsca,jakie kiedyś z rodzicami odwiedzał.Na każdym kroku próbował mnie rozśmieszać,robił głupkowate miny i śmiał się z przechodnich.Ale muszę przyznać,że poprawił mi nieco humor.Przestałam się zamartwiać i zaczęłam myśleć o sobie.Po jakiejś godzinie spacerowania zatrzymaliśmy się w pobliskim parku,by chwilę odpocząć.Usiadłam po turecku na ławce. Kubiak klapnął za mną tuląc się do mych pleców,a głowę chowając w kosmykach moich włosów.Przez jakiś czas trwała cisza,choć tak naprawdę nie przeszkadzało mi to.Wystarczyła tylko tego wielkoluda obecność bym była szczęśliwa.
-Skarbie?-odwróciłam głowę w Jego stronę wpatrując się w niebieskie Miśkowe oczy.-Co by było jakbyśmy się nie spotkali,gdybym nie przyszła wtedy na ten mecz,a ty byś mnie nie poturbował?
-Jak to co?-zdziwił się lekko.-Znalazłbym Cie choćbyś mieszkała na samym końcu świata.Po prostu byliśmy i jesteśmy dla siebie stworzeni.Nic nas nie rozłączy.
-Masz rację-wlepiłam wzrok w zachmurzone niebo.-Ale ja na Ciebie nie zasługuje.Za co w ogóle mnie kochasz?
-Co to za pytanie?-oburzył się.
-Normalne-wzruszyłam ramionami.
-Maleńka-szepnął mi do ucha.-Kocham Cie za wszystko.Kocham twoje poczucie humoru,foszki,uśmiech na twarzy.Według mnie ty nie masz żadnych wad.Jesteś po prostu idealna-pocałował mnie delikatnie w policzek.
Wsłuchiwałam się w Jego słowa i nie wierzyłam,że on to mówi naprawdę.Czułam się wspaniale,pierwszy raz mogłam głośno wykrzyczeć całemu światu:Tak,jestem cholernie szczęśliwa!!
-Dziękuję,że jesteś-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się sama do siebie.
_________________________________________________________________________
Hejka kochani! :*
Jejku jak ja za Wami tęskniłam :D Taka sielanka na początek.Wiem,nie było mnie bardzo dłuuugo i za to wszystkich strasznie,ale to strasznie PRZEPRASZAM. Mam nadzieję,że mi wybaczycie. Obiecuję,że rozdziały normalnie już będą się pojawiać przynajmniej raz w tygodniu,a jeżeli pozwoli mi na to czas to więcej.
Polska z maksymalną ilością punktów przechodzi do następnej fazy!Ale się cieszę.Według mnie nasze orły grają rewelacyjnie i są poważnym kandydatem na zdobycie medalu :D
A w środę przed telewizory i kibicujemy z całych sił. BO POLSKA WYGRA MECZ <3 p="">
3>
wtorek, 29 lipca 2014
Wyjaśnienie
Wiem,nie było mnie przez prawie 3 tygodnie i bardzo Was za to przepraszam.Potrzebowałam jakiegoś czasu przerwy by odpocząć.W tym lub następnym tygodniu zacznę nadrabiać wszystkie Wasze rozdziały,a u mnie coś nowego powinno też w tym czasie się pojawić.Dziękuję za cierpliwość.Mam nadzieję,że nikt nie pomyślał,że chce skończyć z blogiem,bo ja mam takie postanowienie,że historię Julii i Michała muszę dokończyć.Jeżeli chcecie to możecie zostawić w komentarzu Wasze rozdziały,które mam nadrobić.Byłabym wdzięczna.Chyba nie upuściłyście mnie? :)
Pozdrawiam i do zobaczenia :*
niedziela, 6 lipca 2014
28 ROZDZIAŁ
-Zaprosiłam Błażeja tutaj,żebyście sobie wreszcie pogadali-pani Ania poklepała Kubiaka lekko po ramieniu i uśmiechnęła się szczerze.-My się już poznałyśmy w nieco gorszych okolicznościach-zwróciła się tym razem do mnie.
-To nic.Miło panią widzieć taką szczęśliwą i radosną-na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech.
-Dziękuję-mrugnęła do mnie okiem.-Chodźcie,gdzie będziemy tak w korytarzu stać-gestem ręki zaprosiła nas do środka.
Weszliśmy do dużego salonu, w którym oczywiście już miałam przyjemność przebywać.
-My pójdziemy się rozpakować-odparł oschle Michał,chwycił mój nadgarstek i pociągnął na schody.
-Macie razem pokój.Mam nadzieję,że to nie problem?!-krzyknęła jeszcze z dołu starsza kobieta.
Niestety nie zdążyłam już jej odpowiedzieć,bo łaskawy pan Kubiak wepchał mnie do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi.
-Co ty wyprawiasz?-skarciłam go wzrokiem i położyłam prezenty obok szafki.-Masz zamiar się nie odzywać?-czekałam na odpowiedź,lecz jej nie usłyszałam.
Wstałam i chciałam wyjść,lecz skutecznie zasłonił mi drzwi swoim ciałem.
-Jula-jęknął.-Błażej przyjechał!Po tylu latach się z nim spotkam-zauważyłam w Jego oczach takie wesołe przebłyski.
-Cieszę się bardzo-jedną ręką pogłaskałam Go po policzku.-Ale spróbuj zachowywać się,jak normalny,cywilizowany człowiek.Błagam-podeszłam do walizek biorąc ze sobą jedną z nich,a dokładniej niebieską w czerwono-żółte kwiatki.Wiem,Jula Lipińska ma gust.
Usiadłam na podłodze i zaczęłam się rozpakowywać.Wszystkie ubrania zręcznie wkładałam do szafy,gdy w tym samym czasie Michał leżał na łóżku i patrzył się w sufit.
Westchnęłam ciężko i położyłam swoją ulubioną książkę obok łóżka wraz z tabliczką czekolady i latarką.Jak to mówią: przezorny,zawsze ubezpieczony.
-A ty masz zamiar tak się wylegiwać?-rzuciłam siatkarza jakąś poduszką znajdującą się blisko mej ręki.
Niestety,skubany miał refleks i złapał ją bez żadnych problemów.
-Miałem nadzieję,że moje rzeczy też rozpakujesz-pokazał te swoje białe ząbki i poklepał wolne miejsce obok siebie.
Niechętnie wstałam i usiadłam przy przyjmującym,który niespodziewanie wpił się w moje usta.Rozchyliłam delikatnie wargi,a nasze pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne.Kubiak jedną ręką gładził me plecy.Za to drugą dłoń wsunął pod mój tyłek i delikatnie przeniósł mnie na swoje kolana.Gdy już zaczął dobierać się do mojej bluzki i stanika,drzwi otworzyły się na oścież,a do pomieszczenia wparowała dwójka małych dzieci wraz z niską brunetką wieku średniego.
-Ciocia Jadzia-uśmiechnął się niepewnie Michał i wstał całując dłoń kobiety.
Poczułam,że oblewa mnie spory rumieniec,lecz nieśmiało stanęłam obok Miśka.
-Ciociu,to jest Jula-skinieniem ręki wskazał mnie.
Przywitałam się,a pani Jadzia spojrzała na naszą dwójkę dość znacząco.
-Nie chciałam broń Boże jakkolwiek przeszkadzać,ale kolacja już gotowa-gestykulowała przez chwilę rękami i przywołała do siebie maluchy,które zaczęły skakać po naszym łóżku
-A to kto?-Kubiak przykucnął przy drobnej dziewczynce z długimi blond włosami i wielkimi niebieskimi oczkami.
-Jestem Malysia-podała mu swoją maluteńką rączkę,którą oczywiście uścisnął.
-A ja Adaś!-odezwał się chłopczyk dwa razy większy od swej siostry,jak przypuszczałam i przybił piątkę Dzikowi.-Silny jestem,prawda?-uderzył go z rozpędu w ramię,co wywołało u mnie śmiech.
-Oczywiście-odparł czochrając jego brązowe,kręcone włosy.
-To Błażeja dzieci-powiedziała spokojnie ciocia Miśka.-Chodźmy już,herbaty stygną.
Pociągnęła ze sobą maluchy i zeszła na dół.My kierowaliśmy się za nią.Weszliśmy do salonu,gdzie rozłożony był stół,a na nim różne kanapki.Jedne z szynką,drugie z serem i szczypiorkiem.Na dywanie bawiła się dwójka już poznanych dzieci.a obok nich na fotelu siedział starszy mężczyzna i oglądał w telewizji jakiś świąteczny film.Zapomniałam dodać,że na prawo od wejścia stała duża,piękna choinka ozdobiona przeróżnymi bombkami,cukierkami,babeczkami i jakimiś Mikołajami lub reniferami zrobionymi z papieru.Oczywiście na samym jej czubku znajdowała się złocista gwiazda,a lampki świeciły czerwonymi oraz żółtymi kolorami pozawieszane na końcach jej gałązek.
-Chodźcie kochani,siadajcie.Nie krępujcie się-ni stąd,ni znikąd koło nas pojawiła się pani Ania.
Gestem ręki zaprosiła nas do stołu.Usiadłam przy ladzie czując na sobie wzrok zgromadzonych.
-Alicja jestem-wysoka blondynka o zielonych oczach wyciągnęła w mą stronę dłoń.
-Jula-uśmiechnęłam się szczerze ściskając jej rękę.
-Błażej-bąknął coś pod nosem mężczyzna i nawet nie wstał od stołu,by się przywitać.
Wzrokiem błądził po podłodze i nie szukał z nikim jakiegokolwiek kontaktu.Szatyn o ciemnej karnacji i piwnych oczach.
Michał zaś grzebał coś w swoim talerzu nawet na nikogo nie patrząc.Choć w Jego oczach wyczułam pewną potrzebę.Tak,na pewno chciałby pogodzić się z bratem.Znów poczuć się,jak w dzieciństwie.Niestety u chłopaków to jest bardziej skomplikowane.Żaden nie ustąpi i pierwszy nie złoży broni.Liczy się honor,duma i charakter.
I tak zleciała nam kolacja.Nikt się nie odzywał tylko konsumował jedzenie.Jedynie mama Kubiaka próbowała rozpocząć jakąś rozmowę,lecz zawsze kończyło się tym samym,czyli wkurzeniem pani Jadzi,że przy jedzeniu się nie rozmawia.Ta kobieta,jak nam wspomniała jest kulturalna i nie zamierza tolerować takich świńskich zachowań.
-Dziękuję za kolację-Alicja wstała od stołu i zaczęła kierować się w stronę wyjścia.
-Mamo!Mamo!Obiecalaś nam spacel-Amelka pociągnęła za swojej rodzicielki spodnie.
-Obiecałaś!-dołączył się Adaś.
-No dobrze,ma ktoś ochotę na wędrówkę wkoło Nysy?-westchnęła i zwróciła się do nas.
-Ja bardzo chętnie-uśmiechnęłam się podchodząc do chłopczyka i czochrając jego idealnie ułożone włosy.
-Ja nie chcę,zmęczony jestem.Idę się położyć-odparł Michał i pocałował mnie w skroń na odchodne.
-Ja też się na to nie pisze.Muszę pozałatwiać sprawy-odrzekł Błażej i wyszedł.
-Same też sobie poradzimy-szepnęła mi na ucho blondynka i skierowała nas do wyjścia.
Ubrałyśmy się ciepło,bo zima zaczęła dawać o sobie znać.Termometr wskazał -3 stopnie i do tego jeszcze wiatr oraz mróz,czyli wspaniała pogoda na spacer.
Szłyśmy powoli przez park.Dzieci biegały oraz skakały po trawie i pagórkach śmiejąc się,a także chichocząc.
-Fajne maluchy-powiedziałam uśmiechając się do Alicji.
-Kochane prawda?-zaśmiała się.-Za to ich tata mniej zabawny.
-Z tymi mężczyznami to gorzej,niż z dziećmi-pokręciłam z politowaniem głową,
-Dokładnie.Nigdy nie wiadomo czego chcą naprawdę-westchnęła głęboko.
-Dogadać się też nie potrafią.O co im tak naprawdę poszło?-spytałam z zaciekawieniem spoglądając na gołe niebo.
-Błażej mi nie chce powiedzieć.Mówi,że chodzi o siatkówkę i tyle-wzruszyła ramionami.-Dogadają się w końcu.
-Na pewno-mrugnęłam do niej okiem i schowałam ręce do kieszeni,gdyż mróz dawał się we znaki.
Pospacerowałyśmy jeszcze przez chwilę rozmawiając o wszystkim.Zainteresowaniach,przeszłości,modzie i tak naprawdę co nam na język przyszło.Alicja okazała się miłą i sympatyczną osobą.Mamy wiele wspólnego.Ona też kiedyś trenowała siatkówkę,lecz ze względu na brata Kubiaka zrezygnowała z dalszej gry.Wychowała się w domu dziecka,gdyż jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym,jak miała 5 lat.Mocno to przeżyła.Ma jeszcze siostrę młodszą,ale nie wie,gdzie jest i co się z nią dzieje.Wzięła ślub 4 lata temu w Hiszpanii,oczywiście z Błażejem.
Gdy wróciłyśmy do domu,wszyscy już spali.Spojrzałam na zegarek.Dopiero 21,no nic-pomyślałam i poszłam do pokoju Michała.Wzięłam szybki prysznic oraz umyłam włosy.Stanęłam przed lustrem mając na sobie jedynie zawinięty ręcznik i zaczęłam suszyć moje kłaki.Nagle do łazienki wparowała pani Jadzia trzymając w rękach czajnik.
-Mam cie draniu!-krzyknęła wymachując swoim przedmiotem.
Pisnęłam z całych sił rzucając urządzenie na podłogę i spojrzałam na nią zdezorientowana.
Oczywiście za niecałe kilka sekund do pomieszczenia wparowali wszyscy goście.
-Skarbie,co się stało-podszedł do mnie Michał i przytulił mocno.
-Myślałam,że jakiś złodziej grasuje po domu-odparła winna wszystkiemu i uśmiechnęła się sztucznie.-Ale to Jula.
-Jak mnie pani wystraszyła-położyłam rękę na sercu,które niewiarygodnie szybko biło.
-Trzeba było się nie pałętać po nocy-odpowiedziała szeptem i skierowała się do wyjścia.-Dobranoc-dodała i już jej nie było.
Poczułam,że moją twarz oblewa spory rumieniec,więc cała roztrzęsiona chwyciłam koszulkę klubową Dzika
i powędrowałam do swojego lokum.Usłyszałam za sobą jeszcze przepraszam wypowiedziane z czyiś ust.
Ubrałam wziętą już wcześniej koszulkę,która dosięgała mi do ud,więc nie potrzebowałam spodenek Położyłam się do łóżka przykrywając szczelnie kołdrą.Zamknęłam oczy i poczułam,jak ktoś swoimi wielkimi łapskami oplata mój brzuch i przyciąga do siebie.
-Nie chcesz widzieć swojej miny,jakbyś ducha zobaczyła-parsknął śmiechem.
O,nie.Nie będzie się ze mnie nabijać.Chcę zapomnieć o tym zdarzeniu.
-Ty też byś się wystraszył jakby jakaś kobieta wyskoczyła ci z czajnikiem w rękach i zaczęła się drzeć,jakby chciała Cie zabić-odpowiedziałam jednym tchem.-Przepraszam,ty twardziel Kubiak jesteś,a podejść do brata się boisz.
Trafiłam w sam punkt?Na pewno.Nie odezwał się do mnie,lecz odwrócił w swoją stronę i podniósł mój podbródek bym mogła spojrzeć w Jego tęczówki,choć było to bardzo trudne,bo w całym pokoju panowała ciemność.
-Wygrałaś,ale to nie moja wina,że..
-Siedź już cicho i mnie pocałuj-przerwałam mu,lecz gdy usłyszał moje wypowiedziane słowa uśmiechnął się cwaniacko i wpił namiętnie w me wargi.
Odepchnęłam go lekko.
-A teraz chodź spać-odwróciłam się plecami do przyjmującego i włożyłam ręce pod poduszkę udając,że zasypiam.
Siatkarz jęknął i przegryzł delikatnie płatek mego ucha.Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz,lecz byłam nieugięta.Michał też nie dawał za wygraną i zaczął całować mą szyję,później ramię,a jedną dłonią błądził po nagim udzie.
-Misiek jeżeli zaraz nie przestaniesz to zabierasz swoje manatki i idziesz spać na dworze-rzekłam próbując mówić poważnie,lecz na próżno.
-Nie,to nie.Wrócisz do mnie na kolanach-prychnął obrażony i obrócił się.
Po chwili Morfeusz zabrał mnie do swojej krainy.
Obudziłam się,lecz obok mnie nie było Kubiaka.Niechętnie zwlokłam się z łóżka i podeszłam do okna,by odsłonić rolety.To co zobaczyłam za oknem zwaliło mnie z nóg.
-Śnieg!-pisnęłam widząc po drugiej stronie biały puch i szybkim tempem wyjęłam z szafy jakieś ubrania.
Nałożyłam je na siebie (link),zrobiłam delikatny makijaż i związałam włosy w koka.Gotowa zeszłam na dół,gdzie cała rodzinka jadła spokojnie śniadanie.
-Jula,gdzie się wybierasz?-usłyszałam czyiś głos dochodzący z kuchni.
-Na śnieg-odpowiedziałam wyszczerzając się do nich,jak głupi do sera.
Pani Jadzia o mało co nie zadławiła się swoim jedzeniem.
-Kotku,masz gorączkę?-zwrócił się do mnie Michał,a ja posłałam mu groźny wzrok.
-Nie.Napadało trochę,więc pomyślałam,że się wybiorę na dwór-wzruszyłam ramionami.-Coś w tym jest dziwnego?
-Ciociu?Moge isc z tobą?-Marysia zeskoczyła z kolan mamy i podbiegła do mnie łapiąc za nogę.
-Jeżeli mama pozwoli-pogłaskałam ją po włosach i spojrzałam na Alicję,która mrugnęła do mnie okiem i pokiwała twierdząco głową.
-Idźcie.Tylko nie za długo-pogroziła palcem Adasiowi i uśmiechnęła się rozbrajająco.
Wzięłam dwójkę dzieci ze sobą.Nałożyłam im czapkę,kurtkę,szalik oraz rękawiczki,a także kozaki.Otworzyłam drzwi,a maluchy wybiegły na podwórko biorąc do rączki śnieg i rzucając na wszystkie strony.Zaśmiałam się pod nosem nakładając płaszczyk,buty oraz szalik i wyszłam za maleństwami.
Wdychałam rześkie powietrze.Biały puch gdzie nie gdzie dosięgał nawet do kolan.Kochałam śnieg w dzieciństwie,zawsze uwielbiałam bawić się wtedy na dworze z Weroniką.
-To co maluchy,lepimy bałwana?-krzyknęłam do nich i zebrałam do siebie.
-Taak!-odpowiedzieli chórem i zaczęli skakać ze szczęścia.
Wzięliśmy się do pracy.Adaś robił tą największą kulę,a Marysia najmniejszą.Ja za to tą średnią.Udało nam się też wykombinować marchewkę,kapelusz,węgiel,starą szmatkę i dwa patyki przypominające ręce.
Poukładaliśmy wszystko,polepiliśmy i po chwili na samym środku podwórka stał duży uśmiechnięty bałwan.
-Dobra robota!-przybiłam im piątki i skierowałam do domu,z którego wyłaniała się Alicja.
Dzieci choć bardzo niechętnie weszły do mieszkania,ja kroczyłam za nimi,lecz nagle w progu stanął ubrany ciepło Kubiak i wziął mnie na ręce wybiegając na dwór.
-Michał!Debilu!-krzyknęłam,gdy ten rzucił mnie w jakąś zaspę,ale żeby nie być gorsza pociągnęłam go za rękaw i wylądował na mnie.
-Kretyn-skwitowałam i jedną ręką wytarłam śnieg w Jego twarz.
Chciałam uciec,lecz przez to,że był silniejszy i większy przytrzymał mnie w pasie i zbliżył swoje usta do moich.Serce,jak zwykle gdy był blisko wariowało.Ujął moją twarz i wsadził w śnieg.Myślałam,że oszaleję i go tam na miejscu zabije.Podniosłam się i usiadłam mu na kolanach napełniając do rąk biały puch.Siatkarz przytrzymał mi dłonie z tyłu i delikatnie wpił się w me wargi.Całował tak czule,a zarazem namiętnie,jakbym była całym Jego światem i za chwilę miała rozbić się na tysiąc małych kawałków.
-Wracajmy-szepnęłam mu do ucha i pomogłam wstać.
Złożył pocałunek na moim czole i objął mnie w pasie prowadząc do domu.Od razu wparowałam do łazienki,a widząc siebie całą w śniegu parsknęłam śmiechem.Wzięłam długi i gorący prysznic.Znów umyłam włosy,tylko tym razem nikt mi nie przeszkodził w ich wysuszeniu.Spojrzałam na zegarek,który wskazał 14.Ubrałam się (link),moje kłaki pofalowałam i ponownie się pomalowałam.
Zeszłam do kuchni,gdzie Alicja wraz z panią Anią szykowały potrawy na Wigilię.
-Może w czymś pomóc?-spytałam nieśmiało.
-Możesz zająć się babeczkami-uśmiechnęła się do mnie ciepło mama Michała.-Pięknie wyglądasz tak poza tym.
-Dziękuję-odparłam nakładając zielony fartuszek i biorąc się do pracy.
-Michał daje ci w kość nieźle?-spojrzała na mnie zza garnków.
-Nie narzekam-odparłam miksując masę do ciasta.
Następnie nałożyłam wszystko do papilotek i włożyłam do nagrzanego piekarnika.Po chwili poczułam,jak ktoś obejmuje mnie w pasie.
-Kubiak,romantyk-zaśmiała się Alicja szturchając panią Anię.
-Synu widzę,że przyszedłeś nam pomóc.To dobrze,potrzebujemy więcej rąk do pracy-klasnęła w dłonie wyjmując różowy fartuszek.
Spojrzałam na Kubiaka i o mało co nie pękłam ze śmiechu z Jego miny.
-Może ja jednak pójde?Przepraszam panie-chciał wyjść,lecz żona Błażeja skutecznie zasłoniła mu drogę.
-Może jednak zostaniesz kochanie-pociągnęłam Go za rękę i nałożyłam mu wymieniony wyżej fartuszek.
-Przyjmę to na klatę!-wypiął się dumnie.-Więc,co mam robić?
-Z Julą będziesz kończył babeczki-wyszczerzyła się do niego wyjmując z piekarnika papilotki.
Położyła nam je na stole.
-Tutaj macie precelki do rogów dla renifera,białe groszki z roztopioną czekoladą za oczy,a wiśnie kandyzowane jako nosek,a i zapomniałabym dekorator-proszę udekorować kremem-gdy skończyła Michał podrapał się rozpaczliwie po włosach.
Wzięłam się do pracy,wyszłoby wszystko całkiem dobrze,gdyby mi Kubiak non stop nie przeszkadzał.Ale ty masz ładniejszego.A ja tego nie umiem.Pokaż jak to robisz.Pomóż mi-i tak w kółko.
-Wreszcie-wytarłam ręką spływającą krople potu z mego czoła.
-Ty to umiesz,a ja nie-odparł Misiek i zrobił smutną minkę.-Nie bawię się tak.
-Trudno-wzruszyłam ramionami.-Płakać nikt nie będzie.
-O,dziękuję skarbie-do głosu doszła pani Ania.-Idźcie przywitać gości,my sobie z Alicją tu poradzimy.
Pokiwałam twierdząco głową ściągając fartuch i popychając przyjmującego do wyjścia.
W tym samym czasie rozdzwonił się się dzwonek do drzwi,a do mieszkania wparowała spora grupka ludzi.
Kubiak tylko łaził od jednej osoby do drugiej i przytulał lub całował ją,gdyż w większości były to kobiety.
-To jest Jula-w końcu się odezwał wskazując na mnie ręką.
Stępowałam z nogi na nogę,by tylko się nie denerwować.
-Dzień dobry-uśmiechnęłam się promiennie.
-Michał to ten skarb żeś do nas przywiózł!-złapała się za głowę grubsza czarnowłosa staruszka i przytuliła mnie do siebie.
-Piękne masz włosy-powiedziała nagle druga kobieta dotykając palcami końcówki mych włosów.
-W ogóle jest cała śliczna-złapała mnie za ramiona wysoka i chuda kobieta.-I urocza,prawda Zdzisiu?-zwróciła się do mężczyzny przy kości o ciemnych włosach.
-Witaj w rodzinie!-odezwał się jakiś męski głos.
-A co tu się dzieje?-do korytarza wparowała pani Jadzia ubrana w czarną długą i smukłą sukienkę.
-Co ty tu robisz?-prychnęła blondynka stojąca za mną i zmierzyła ciocie Kubiaka wzrokiem.-Rysiu,idziemy-uniosła dumnie głowę i skierowała się do drzwi.
-Do fryzjera chyba znów nie chodzisz.Te odrosty widać na kilometr.
-Chodź-szepnął mi do ucha Misiek i pociągnął mnie do swojego pokoju.
Opadłam zmęczona na łóżko.
-Co to było?-zaśmiałam się i wtuliłam w tors siatkarza.
-Kłócą się tak od tamtego roku,jak jedna chciała ukraść faceta drugiej-jęknął.-Ja nie wiem,jak można być tak zawziętym.O mało co się nie pozabijają.
-Też bym o Ciebie walczyła,jakby ktoś chciał mi Cie zabrać-spojrzałam na Niego ukradkiem i cmoknęłam niespodziewanie w usta.
-Naprawdę?-uniósł prawą brew do góry,a ja usiadłam mu na kolanach i objęłam za szyję.
-Tak,bo Cie kocham,jak wariatka-oparłam swoje czoło o miśkowe ramię i utonęłam w zapachu Jego perfum.
-A ja,jak wariat-parsknął śmiechem.-Dziś powiemy rodzicom o dziecku-odparł po chwili i pocałował mnie w skroń.
-Nie wiem,czy to dobry pomysł.
-Najlepszy,a teraz chodź się,bo za 5 minut musimy być na dole-ruszył się ze swojego miejsca,ja oczywiście zrobiłam to samo.
Poprawiłam jeszcze makijaż i razem trzymając się za ręce zeszliśmy na dół.W salonie byli już wszyscy oprócz nas.Stanęliśmy przy swoich krzesłach i gdy pan Jarek pomodlił się za tą wieczerzę każdy wziął do ręki opłatek,by poskładać życzenia.Na ostatku oczywiście zostawiłam sobie Michała.
-Życzę Ci skarbie wszystkiego co najlepsze.Dużo zdrowia,żeby nie spotkała Cie żadna kontuzja.Byś,jak najdłużej grał,zdobywał najcenniejsze nagrody,medale.Byś zdobył Mistrzostwa Świata i żebyś dalej był taki kochany i idealny.
-A ja Ci kotek życzę,żeby nigdy nie spotkała Cie żadna krzywda.Żebyś była taką pogodną,piękną i wspaniałą osobą.Żebyś mnie nie zostawiła dla kogoś innego.Żebyś zawsze się uśmiechała była najlepszą przyjmującą reprezentacji Polski.Kocham Cie-ułamał kawałek mego opłatka,a ja Jego.
Przytuliłam Go do siebie i szybko powycierałam spływającą pojedynczą łzę.Powinnam codziennie dziękować Bogu,że postawił na mojej drodze tego wielkoluda.Gdyby nie On,nie miałabym dla kogo żyć.
Wróciliśmy do stołu i można powiedzieć,że wreszcie mogliśmy zająć się jedzeniem.Nie zjadłam za dużo,gdyż coś brzuch mnie bolał i nie miałam na nic ochoty.Oczywiście ciotki najchętniej nałożyłyby mi i 50 pierogów,gdyż jak to powiedziały: Jesteś strasznie chudziutka koteczku.
Chuda?Przecież ja jestem w 2 miesiącu ciąży.
Pośpiewaliśmy trochę kolęd i poopowiadaliśmy różne historie z życia.Muszę przyznać,że rodzina Kubiaka jest naprawdę miła i zabawna.Chyba ma coś w genach po swoich wujkach.
-A jak tam się Wam układa,młodzi?-zwrócił się do mnie pan Jarek włączając w tym samym czasie telewizje,gdyż leciał niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju Kevin sam w Nowym Yorku.Ten film mi się nigdy nie znudzi.
-Bardzo dobrze-uśmiechnęłam się do Kubiaka ściskając Jego dłoń.
-Jak my byliśmy w Waszym wieku to już ślub planowaliśmy i dziecko w drodze było-odezwał się jakiś mężczyzna.
-Niech się z niczym nie śpieszą-uspokoiła go pani Ania.-Mają czas.
Widziałam w oczach Miśka,że chce powiedzieć teraz rodzicom o potomku.Czułam,że to nie będzie dobry pomył,bałam się ich reakcji.
-Mamo,tato,musimy Wam coś oznajmić-rzekł poważnym tonem Kubiak i wstał ciągnąc mnie za dłoń,lecz w tym samym czasie rozdzwonił się dzwonek do drzwi i ktoś zaczął walić w nie strasznie mocno.
Kolędnicy?Niespodziewany gość?Kolejna osoba z rodziny Michała?-przeszło mi przez myśl.
__________________________________________________________________________
Witajcie kochani! ;)
Nareszcie udało mi się coś naskrobać.Męczyłam się z tym rozdziałem prawie tydzień.Wena nie pomaga,bo jej praktycznie wcale nie ma.Oby jak najszybciej wróciła,bo inaczej będzie kiepsko.
Jak myślicie,kto będzie niespodziewanym gościem?A może będą to goście? :D
Brawo biało-czerwoni!O to chodzi!Wspaniałe 2 mecze w Gdańsku przypieczętowane zwycięstwami.Zrobiliśmy wszystko,co w naszej mocy.
Szkoda,że Michał odchodzi z JW,ale chłopak chce się rozwijać,a to jest ważne.Czekamy na niego,niech szybko do nas wraca ;)
Dziś gotujemy makaron i wszyscy jesteśmy Włochami!
Pozdrawiam gorąco ;*
-To nic.Miło panią widzieć taką szczęśliwą i radosną-na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech.
-Dziękuję-mrugnęła do mnie okiem.-Chodźcie,gdzie będziemy tak w korytarzu stać-gestem ręki zaprosiła nas do środka.
Weszliśmy do dużego salonu, w którym oczywiście już miałam przyjemność przebywać.
-My pójdziemy się rozpakować-odparł oschle Michał,chwycił mój nadgarstek i pociągnął na schody.
-Macie razem pokój.Mam nadzieję,że to nie problem?!-krzyknęła jeszcze z dołu starsza kobieta.
Niestety nie zdążyłam już jej odpowiedzieć,bo łaskawy pan Kubiak wepchał mnie do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi.
-Co ty wyprawiasz?-skarciłam go wzrokiem i położyłam prezenty obok szafki.-Masz zamiar się nie odzywać?-czekałam na odpowiedź,lecz jej nie usłyszałam.
Wstałam i chciałam wyjść,lecz skutecznie zasłonił mi drzwi swoim ciałem.
-Jula-jęknął.-Błażej przyjechał!Po tylu latach się z nim spotkam-zauważyłam w Jego oczach takie wesołe przebłyski.
-Cieszę się bardzo-jedną ręką pogłaskałam Go po policzku.-Ale spróbuj zachowywać się,jak normalny,cywilizowany człowiek.Błagam-podeszłam do walizek biorąc ze sobą jedną z nich,a dokładniej niebieską w czerwono-żółte kwiatki.Wiem,Jula Lipińska ma gust.
Usiadłam na podłodze i zaczęłam się rozpakowywać.Wszystkie ubrania zręcznie wkładałam do szafy,gdy w tym samym czasie Michał leżał na łóżku i patrzył się w sufit.
Westchnęłam ciężko i położyłam swoją ulubioną książkę obok łóżka wraz z tabliczką czekolady i latarką.Jak to mówią: przezorny,zawsze ubezpieczony.
-A ty masz zamiar tak się wylegiwać?-rzuciłam siatkarza jakąś poduszką znajdującą się blisko mej ręki.
Niestety,skubany miał refleks i złapał ją bez żadnych problemów.
-Miałem nadzieję,że moje rzeczy też rozpakujesz-pokazał te swoje białe ząbki i poklepał wolne miejsce obok siebie.
Niechętnie wstałam i usiadłam przy przyjmującym,który niespodziewanie wpił się w moje usta.Rozchyliłam delikatnie wargi,a nasze pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne.Kubiak jedną ręką gładził me plecy.Za to drugą dłoń wsunął pod mój tyłek i delikatnie przeniósł mnie na swoje kolana.Gdy już zaczął dobierać się do mojej bluzki i stanika,drzwi otworzyły się na oścież,a do pomieszczenia wparowała dwójka małych dzieci wraz z niską brunetką wieku średniego.
-Ciocia Jadzia-uśmiechnął się niepewnie Michał i wstał całując dłoń kobiety.
Poczułam,że oblewa mnie spory rumieniec,lecz nieśmiało stanęłam obok Miśka.
-Ciociu,to jest Jula-skinieniem ręki wskazał mnie.
Przywitałam się,a pani Jadzia spojrzała na naszą dwójkę dość znacząco.
-Nie chciałam broń Boże jakkolwiek przeszkadzać,ale kolacja już gotowa-gestykulowała przez chwilę rękami i przywołała do siebie maluchy,które zaczęły skakać po naszym łóżku
-A to kto?-Kubiak przykucnął przy drobnej dziewczynce z długimi blond włosami i wielkimi niebieskimi oczkami.
-Jestem Malysia-podała mu swoją maluteńką rączkę,którą oczywiście uścisnął.
-A ja Adaś!-odezwał się chłopczyk dwa razy większy od swej siostry,jak przypuszczałam i przybił piątkę Dzikowi.-Silny jestem,prawda?-uderzył go z rozpędu w ramię,co wywołało u mnie śmiech.
-Oczywiście-odparł czochrając jego brązowe,kręcone włosy.
-To Błażeja dzieci-powiedziała spokojnie ciocia Miśka.-Chodźmy już,herbaty stygną.
Pociągnęła ze sobą maluchy i zeszła na dół.My kierowaliśmy się za nią.Weszliśmy do salonu,gdzie rozłożony był stół,a na nim różne kanapki.Jedne z szynką,drugie z serem i szczypiorkiem.Na dywanie bawiła się dwójka już poznanych dzieci.a obok nich na fotelu siedział starszy mężczyzna i oglądał w telewizji jakiś świąteczny film.Zapomniałam dodać,że na prawo od wejścia stała duża,piękna choinka ozdobiona przeróżnymi bombkami,cukierkami,babeczkami i jakimiś Mikołajami lub reniferami zrobionymi z papieru.Oczywiście na samym jej czubku znajdowała się złocista gwiazda,a lampki świeciły czerwonymi oraz żółtymi kolorami pozawieszane na końcach jej gałązek.
-Chodźcie kochani,siadajcie.Nie krępujcie się-ni stąd,ni znikąd koło nas pojawiła się pani Ania.
Gestem ręki zaprosiła nas do stołu.Usiadłam przy ladzie czując na sobie wzrok zgromadzonych.
-Alicja jestem-wysoka blondynka o zielonych oczach wyciągnęła w mą stronę dłoń.
-Jula-uśmiechnęłam się szczerze ściskając jej rękę.
-Błażej-bąknął coś pod nosem mężczyzna i nawet nie wstał od stołu,by się przywitać.
Wzrokiem błądził po podłodze i nie szukał z nikim jakiegokolwiek kontaktu.Szatyn o ciemnej karnacji i piwnych oczach.
Michał zaś grzebał coś w swoim talerzu nawet na nikogo nie patrząc.Choć w Jego oczach wyczułam pewną potrzebę.Tak,na pewno chciałby pogodzić się z bratem.Znów poczuć się,jak w dzieciństwie.Niestety u chłopaków to jest bardziej skomplikowane.Żaden nie ustąpi i pierwszy nie złoży broni.Liczy się honor,duma i charakter.
I tak zleciała nam kolacja.Nikt się nie odzywał tylko konsumował jedzenie.Jedynie mama Kubiaka próbowała rozpocząć jakąś rozmowę,lecz zawsze kończyło się tym samym,czyli wkurzeniem pani Jadzi,że przy jedzeniu się nie rozmawia.Ta kobieta,jak nam wspomniała jest kulturalna i nie zamierza tolerować takich świńskich zachowań.
-Dziękuję za kolację-Alicja wstała od stołu i zaczęła kierować się w stronę wyjścia.
-Mamo!Mamo!Obiecalaś nam spacel-Amelka pociągnęła za swojej rodzicielki spodnie.
-Obiecałaś!-dołączył się Adaś.
-No dobrze,ma ktoś ochotę na wędrówkę wkoło Nysy?-westchnęła i zwróciła się do nas.
-Ja bardzo chętnie-uśmiechnęłam się podchodząc do chłopczyka i czochrając jego idealnie ułożone włosy.
-Ja nie chcę,zmęczony jestem.Idę się położyć-odparł Michał i pocałował mnie w skroń na odchodne.
-Ja też się na to nie pisze.Muszę pozałatwiać sprawy-odrzekł Błażej i wyszedł.
-Same też sobie poradzimy-szepnęła mi na ucho blondynka i skierowała nas do wyjścia.
Ubrałyśmy się ciepło,bo zima zaczęła dawać o sobie znać.Termometr wskazał -3 stopnie i do tego jeszcze wiatr oraz mróz,czyli wspaniała pogoda na spacer.
Szłyśmy powoli przez park.Dzieci biegały oraz skakały po trawie i pagórkach śmiejąc się,a także chichocząc.
-Fajne maluchy-powiedziałam uśmiechając się do Alicji.
-Kochane prawda?-zaśmiała się.-Za to ich tata mniej zabawny.
-Z tymi mężczyznami to gorzej,niż z dziećmi-pokręciłam z politowaniem głową,
-Dokładnie.Nigdy nie wiadomo czego chcą naprawdę-westchnęła głęboko.
-Dogadać się też nie potrafią.O co im tak naprawdę poszło?-spytałam z zaciekawieniem spoglądając na gołe niebo.
-Błażej mi nie chce powiedzieć.Mówi,że chodzi o siatkówkę i tyle-wzruszyła ramionami.-Dogadają się w końcu.
-Na pewno-mrugnęłam do niej okiem i schowałam ręce do kieszeni,gdyż mróz dawał się we znaki.
Pospacerowałyśmy jeszcze przez chwilę rozmawiając o wszystkim.Zainteresowaniach,przeszłości,modzie i tak naprawdę co nam na język przyszło.Alicja okazała się miłą i sympatyczną osobą.Mamy wiele wspólnego.Ona też kiedyś trenowała siatkówkę,lecz ze względu na brata Kubiaka zrezygnowała z dalszej gry.Wychowała się w domu dziecka,gdyż jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym,jak miała 5 lat.Mocno to przeżyła.Ma jeszcze siostrę młodszą,ale nie wie,gdzie jest i co się z nią dzieje.Wzięła ślub 4 lata temu w Hiszpanii,oczywiście z Błażejem.
Gdy wróciłyśmy do domu,wszyscy już spali.Spojrzałam na zegarek.Dopiero 21,no nic-pomyślałam i poszłam do pokoju Michała.Wzięłam szybki prysznic oraz umyłam włosy.Stanęłam przed lustrem mając na sobie jedynie zawinięty ręcznik i zaczęłam suszyć moje kłaki.Nagle do łazienki wparowała pani Jadzia trzymając w rękach czajnik.
-Mam cie draniu!-krzyknęła wymachując swoim przedmiotem.
Pisnęłam z całych sił rzucając urządzenie na podłogę i spojrzałam na nią zdezorientowana.
Oczywiście za niecałe kilka sekund do pomieszczenia wparowali wszyscy goście.
-Skarbie,co się stało-podszedł do mnie Michał i przytulił mocno.
-Myślałam,że jakiś złodziej grasuje po domu-odparła winna wszystkiemu i uśmiechnęła się sztucznie.-Ale to Jula.
-Jak mnie pani wystraszyła-położyłam rękę na sercu,które niewiarygodnie szybko biło.
-Trzeba było się nie pałętać po nocy-odpowiedziała szeptem i skierowała się do wyjścia.-Dobranoc-dodała i już jej nie było.
Poczułam,że moją twarz oblewa spory rumieniec,więc cała roztrzęsiona chwyciłam koszulkę klubową Dzika
i powędrowałam do swojego lokum.Usłyszałam za sobą jeszcze przepraszam wypowiedziane z czyiś ust.
Ubrałam wziętą już wcześniej koszulkę,która dosięgała mi do ud,więc nie potrzebowałam spodenek Położyłam się do łóżka przykrywając szczelnie kołdrą.Zamknęłam oczy i poczułam,jak ktoś swoimi wielkimi łapskami oplata mój brzuch i przyciąga do siebie.
-Nie chcesz widzieć swojej miny,jakbyś ducha zobaczyła-parsknął śmiechem.
O,nie.Nie będzie się ze mnie nabijać.Chcę zapomnieć o tym zdarzeniu.
-Ty też byś się wystraszył jakby jakaś kobieta wyskoczyła ci z czajnikiem w rękach i zaczęła się drzeć,jakby chciała Cie zabić-odpowiedziałam jednym tchem.-Przepraszam,ty twardziel Kubiak jesteś,a podejść do brata się boisz.
Trafiłam w sam punkt?Na pewno.Nie odezwał się do mnie,lecz odwrócił w swoją stronę i podniósł mój podbródek bym mogła spojrzeć w Jego tęczówki,choć było to bardzo trudne,bo w całym pokoju panowała ciemność.
-Wygrałaś,ale to nie moja wina,że..
-Siedź już cicho i mnie pocałuj-przerwałam mu,lecz gdy usłyszał moje wypowiedziane słowa uśmiechnął się cwaniacko i wpił namiętnie w me wargi.
Odepchnęłam go lekko.
-A teraz chodź spać-odwróciłam się plecami do przyjmującego i włożyłam ręce pod poduszkę udając,że zasypiam.
Siatkarz jęknął i przegryzł delikatnie płatek mego ucha.Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz,lecz byłam nieugięta.Michał też nie dawał za wygraną i zaczął całować mą szyję,później ramię,a jedną dłonią błądził po nagim udzie.
-Misiek jeżeli zaraz nie przestaniesz to zabierasz swoje manatki i idziesz spać na dworze-rzekłam próbując mówić poważnie,lecz na próżno.
-Nie,to nie.Wrócisz do mnie na kolanach-prychnął obrażony i obrócił się.
Po chwili Morfeusz zabrał mnie do swojej krainy.
Obudziłam się,lecz obok mnie nie było Kubiaka.Niechętnie zwlokłam się z łóżka i podeszłam do okna,by odsłonić rolety.To co zobaczyłam za oknem zwaliło mnie z nóg.
-Śnieg!-pisnęłam widząc po drugiej stronie biały puch i szybkim tempem wyjęłam z szafy jakieś ubrania.
Nałożyłam je na siebie (link),zrobiłam delikatny makijaż i związałam włosy w koka.Gotowa zeszłam na dół,gdzie cała rodzinka jadła spokojnie śniadanie.
-Jula,gdzie się wybierasz?-usłyszałam czyiś głos dochodzący z kuchni.
-Na śnieg-odpowiedziałam wyszczerzając się do nich,jak głupi do sera.
Pani Jadzia o mało co nie zadławiła się swoim jedzeniem.
-Kotku,masz gorączkę?-zwrócił się do mnie Michał,a ja posłałam mu groźny wzrok.
-Nie.Napadało trochę,więc pomyślałam,że się wybiorę na dwór-wzruszyłam ramionami.-Coś w tym jest dziwnego?
-Ciociu?Moge isc z tobą?-Marysia zeskoczyła z kolan mamy i podbiegła do mnie łapiąc za nogę.
-Jeżeli mama pozwoli-pogłaskałam ją po włosach i spojrzałam na Alicję,która mrugnęła do mnie okiem i pokiwała twierdząco głową.
-Idźcie.Tylko nie za długo-pogroziła palcem Adasiowi i uśmiechnęła się rozbrajająco.
Wzięłam dwójkę dzieci ze sobą.Nałożyłam im czapkę,kurtkę,szalik oraz rękawiczki,a także kozaki.Otworzyłam drzwi,a maluchy wybiegły na podwórko biorąc do rączki śnieg i rzucając na wszystkie strony.Zaśmiałam się pod nosem nakładając płaszczyk,buty oraz szalik i wyszłam za maleństwami.
Wdychałam rześkie powietrze.Biały puch gdzie nie gdzie dosięgał nawet do kolan.Kochałam śnieg w dzieciństwie,zawsze uwielbiałam bawić się wtedy na dworze z Weroniką.
-To co maluchy,lepimy bałwana?-krzyknęłam do nich i zebrałam do siebie.
-Taak!-odpowiedzieli chórem i zaczęli skakać ze szczęścia.
Wzięliśmy się do pracy.Adaś robił tą największą kulę,a Marysia najmniejszą.Ja za to tą średnią.Udało nam się też wykombinować marchewkę,kapelusz,węgiel,starą szmatkę i dwa patyki przypominające ręce.
Poukładaliśmy wszystko,polepiliśmy i po chwili na samym środku podwórka stał duży uśmiechnięty bałwan.
-Dobra robota!-przybiłam im piątki i skierowałam do domu,z którego wyłaniała się Alicja.
Dzieci choć bardzo niechętnie weszły do mieszkania,ja kroczyłam za nimi,lecz nagle w progu stanął ubrany ciepło Kubiak i wziął mnie na ręce wybiegając na dwór.
-Michał!Debilu!-krzyknęłam,gdy ten rzucił mnie w jakąś zaspę,ale żeby nie być gorsza pociągnęłam go za rękaw i wylądował na mnie.
-Kretyn-skwitowałam i jedną ręką wytarłam śnieg w Jego twarz.
Chciałam uciec,lecz przez to,że był silniejszy i większy przytrzymał mnie w pasie i zbliżył swoje usta do moich.Serce,jak zwykle gdy był blisko wariowało.Ujął moją twarz i wsadził w śnieg.Myślałam,że oszaleję i go tam na miejscu zabije.Podniosłam się i usiadłam mu na kolanach napełniając do rąk biały puch.Siatkarz przytrzymał mi dłonie z tyłu i delikatnie wpił się w me wargi.Całował tak czule,a zarazem namiętnie,jakbym była całym Jego światem i za chwilę miała rozbić się na tysiąc małych kawałków.
-Wracajmy-szepnęłam mu do ucha i pomogłam wstać.
Złożył pocałunek na moim czole i objął mnie w pasie prowadząc do domu.Od razu wparowałam do łazienki,a widząc siebie całą w śniegu parsknęłam śmiechem.Wzięłam długi i gorący prysznic.Znów umyłam włosy,tylko tym razem nikt mi nie przeszkodził w ich wysuszeniu.Spojrzałam na zegarek,który wskazał 14.Ubrałam się (link),moje kłaki pofalowałam i ponownie się pomalowałam.
Zeszłam do kuchni,gdzie Alicja wraz z panią Anią szykowały potrawy na Wigilię.
-Może w czymś pomóc?-spytałam nieśmiało.
-Możesz zająć się babeczkami-uśmiechnęła się do mnie ciepło mama Michała.-Pięknie wyglądasz tak poza tym.
-Dziękuję-odparłam nakładając zielony fartuszek i biorąc się do pracy.
-Michał daje ci w kość nieźle?-spojrzała na mnie zza garnków.
-Nie narzekam-odparłam miksując masę do ciasta.
Następnie nałożyłam wszystko do papilotek i włożyłam do nagrzanego piekarnika.Po chwili poczułam,jak ktoś obejmuje mnie w pasie.
-Kubiak,romantyk-zaśmiała się Alicja szturchając panią Anię.
-Synu widzę,że przyszedłeś nam pomóc.To dobrze,potrzebujemy więcej rąk do pracy-klasnęła w dłonie wyjmując różowy fartuszek.
Spojrzałam na Kubiaka i o mało co nie pękłam ze śmiechu z Jego miny.
-Może ja jednak pójde?Przepraszam panie-chciał wyjść,lecz żona Błażeja skutecznie zasłoniła mu drogę.
-Może jednak zostaniesz kochanie-pociągnęłam Go za rękę i nałożyłam mu wymieniony wyżej fartuszek.
-Przyjmę to na klatę!-wypiął się dumnie.-Więc,co mam robić?
-Z Julą będziesz kończył babeczki-wyszczerzyła się do niego wyjmując z piekarnika papilotki.
Położyła nam je na stole.
-Tutaj macie precelki do rogów dla renifera,białe groszki z roztopioną czekoladą za oczy,a wiśnie kandyzowane jako nosek,a i zapomniałabym dekorator-proszę udekorować kremem-gdy skończyła Michał podrapał się rozpaczliwie po włosach.
Wzięłam się do pracy,wyszłoby wszystko całkiem dobrze,gdyby mi Kubiak non stop nie przeszkadzał.Ale ty masz ładniejszego.A ja tego nie umiem.Pokaż jak to robisz.Pomóż mi-i tak w kółko.
-Wreszcie-wytarłam ręką spływającą krople potu z mego czoła.
-Ty to umiesz,a ja nie-odparł Misiek i zrobił smutną minkę.-Nie bawię się tak.
-Trudno-wzruszyłam ramionami.-Płakać nikt nie będzie.
-O,dziękuję skarbie-do głosu doszła pani Ania.-Idźcie przywitać gości,my sobie z Alicją tu poradzimy.
Pokiwałam twierdząco głową ściągając fartuch i popychając przyjmującego do wyjścia.
W tym samym czasie rozdzwonił się się dzwonek do drzwi,a do mieszkania wparowała spora grupka ludzi.
Kubiak tylko łaził od jednej osoby do drugiej i przytulał lub całował ją,gdyż w większości były to kobiety.
-To jest Jula-w końcu się odezwał wskazując na mnie ręką.
Stępowałam z nogi na nogę,by tylko się nie denerwować.
-Dzień dobry-uśmiechnęłam się promiennie.
-Michał to ten skarb żeś do nas przywiózł!-złapała się za głowę grubsza czarnowłosa staruszka i przytuliła mnie do siebie.
-Piękne masz włosy-powiedziała nagle druga kobieta dotykając palcami końcówki mych włosów.
-W ogóle jest cała śliczna-złapała mnie za ramiona wysoka i chuda kobieta.-I urocza,prawda Zdzisiu?-zwróciła się do mężczyzny przy kości o ciemnych włosach.
-Witaj w rodzinie!-odezwał się jakiś męski głos.
-A co tu się dzieje?-do korytarza wparowała pani Jadzia ubrana w czarną długą i smukłą sukienkę.
-Co ty tu robisz?-prychnęła blondynka stojąca za mną i zmierzyła ciocie Kubiaka wzrokiem.-Rysiu,idziemy-uniosła dumnie głowę i skierowała się do drzwi.
-Do fryzjera chyba znów nie chodzisz.Te odrosty widać na kilometr.
-Chodź-szepnął mi do ucha Misiek i pociągnął mnie do swojego pokoju.
Opadłam zmęczona na łóżko.
-Co to było?-zaśmiałam się i wtuliłam w tors siatkarza.
-Kłócą się tak od tamtego roku,jak jedna chciała ukraść faceta drugiej-jęknął.-Ja nie wiem,jak można być tak zawziętym.O mało co się nie pozabijają.
-Też bym o Ciebie walczyła,jakby ktoś chciał mi Cie zabrać-spojrzałam na Niego ukradkiem i cmoknęłam niespodziewanie w usta.
-Naprawdę?-uniósł prawą brew do góry,a ja usiadłam mu na kolanach i objęłam za szyję.
-Tak,bo Cie kocham,jak wariatka-oparłam swoje czoło o miśkowe ramię i utonęłam w zapachu Jego perfum.
-A ja,jak wariat-parsknął śmiechem.-Dziś powiemy rodzicom o dziecku-odparł po chwili i pocałował mnie w skroń.
-Nie wiem,czy to dobry pomysł.
-Najlepszy,a teraz chodź się,bo za 5 minut musimy być na dole-ruszył się ze swojego miejsca,ja oczywiście zrobiłam to samo.
Poprawiłam jeszcze makijaż i razem trzymając się za ręce zeszliśmy na dół.W salonie byli już wszyscy oprócz nas.Stanęliśmy przy swoich krzesłach i gdy pan Jarek pomodlił się za tą wieczerzę każdy wziął do ręki opłatek,by poskładać życzenia.Na ostatku oczywiście zostawiłam sobie Michała.
-Życzę Ci skarbie wszystkiego co najlepsze.Dużo zdrowia,żeby nie spotkała Cie żadna kontuzja.Byś,jak najdłużej grał,zdobywał najcenniejsze nagrody,medale.Byś zdobył Mistrzostwa Świata i żebyś dalej był taki kochany i idealny.
-A ja Ci kotek życzę,żeby nigdy nie spotkała Cie żadna krzywda.Żebyś była taką pogodną,piękną i wspaniałą osobą.Żebyś mnie nie zostawiła dla kogoś innego.Żebyś zawsze się uśmiechała była najlepszą przyjmującą reprezentacji Polski.Kocham Cie-ułamał kawałek mego opłatka,a ja Jego.
Przytuliłam Go do siebie i szybko powycierałam spływającą pojedynczą łzę.Powinnam codziennie dziękować Bogu,że postawił na mojej drodze tego wielkoluda.Gdyby nie On,nie miałabym dla kogo żyć.
Wróciliśmy do stołu i można powiedzieć,że wreszcie mogliśmy zająć się jedzeniem.Nie zjadłam za dużo,gdyż coś brzuch mnie bolał i nie miałam na nic ochoty.Oczywiście ciotki najchętniej nałożyłyby mi i 50 pierogów,gdyż jak to powiedziały: Jesteś strasznie chudziutka koteczku.
Chuda?Przecież ja jestem w 2 miesiącu ciąży.
Pośpiewaliśmy trochę kolęd i poopowiadaliśmy różne historie z życia.Muszę przyznać,że rodzina Kubiaka jest naprawdę miła i zabawna.Chyba ma coś w genach po swoich wujkach.
-A jak tam się Wam układa,młodzi?-zwrócił się do mnie pan Jarek włączając w tym samym czasie telewizje,gdyż leciał niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju Kevin sam w Nowym Yorku.Ten film mi się nigdy nie znudzi.
-Bardzo dobrze-uśmiechnęłam się do Kubiaka ściskając Jego dłoń.
-Jak my byliśmy w Waszym wieku to już ślub planowaliśmy i dziecko w drodze było-odezwał się jakiś mężczyzna.
-Niech się z niczym nie śpieszą-uspokoiła go pani Ania.-Mają czas.
Widziałam w oczach Miśka,że chce powiedzieć teraz rodzicom o potomku.Czułam,że to nie będzie dobry pomył,bałam się ich reakcji.
-Mamo,tato,musimy Wam coś oznajmić-rzekł poważnym tonem Kubiak i wstał ciągnąc mnie za dłoń,lecz w tym samym czasie rozdzwonił się dzwonek do drzwi i ktoś zaczął walić w nie strasznie mocno.
Kolędnicy?Niespodziewany gość?Kolejna osoba z rodziny Michała?-przeszło mi przez myśl.
__________________________________________________________________________
Witajcie kochani! ;)
Nareszcie udało mi się coś naskrobać.Męczyłam się z tym rozdziałem prawie tydzień.Wena nie pomaga,bo jej praktycznie wcale nie ma.Oby jak najszybciej wróciła,bo inaczej będzie kiepsko.
Jak myślicie,kto będzie niespodziewanym gościem?A może będą to goście? :D
Brawo biało-czerwoni!O to chodzi!Wspaniałe 2 mecze w Gdańsku przypieczętowane zwycięstwami.Zrobiliśmy wszystko,co w naszej mocy.
Szkoda,że Michał odchodzi z JW,ale chłopak chce się rozwijać,a to jest ważne.Czekamy na niego,niech szybko do nas wraca ;)
Dziś gotujemy makaron i wszyscy jesteśmy Włochami!
Pozdrawiam gorąco ;*
niedziela, 29 czerwca 2014
27 ROZDZIAŁ
-Na ile wróciłaś?-ujął moją twarz w dłonie.-Jak ja tęskniłem.
-Na święta,czyli gdzieś 2 tygodnie-mruknęłam stępując z nogi na nogę.
-Jak tam było,opowiadaj!Długi czas się nie odzywałaś,nawet nie wiesz,jak się martwiłem o Ciebie-złapał mnie w biodrach i przyciągnął do siebie.
-Michał..-spuściłam wzrok na podłogę.
Chciałam mu powiedzieć,ale bałam się.Zresztą to chyba nie był dobry moment na takie wyznania.
-Skarbie,co się stało?-spoważniał wpatrując we mnie zatroskanym wzrokiem.
-Zmęczona jestem-odparłam bez namysłu gryząc się w język.
-Zabieram Cie do siebie-mrugnął do mnie okiem i zaprowadził do auta.
Wsiadłam od niechcenia do samochodu i oparłam głowę o szybę.Kubiak po chwili zajął miejsce kierowcy i odpalił stacyjkę.Jechaliśmy w ciszy.Zresztą nie miałam ochoty rozmawiać.Cisza była chyba najlepszym rozwiązaniem.
-Nie wiem,czy to dobry pomysł.Może lepiej będzie jeśli podwieziesz mnie do domu?W końcu muszę przywitać się z rodziną i Weroniką-mruknęłam spoglądając kątem oka na siatkarza.
-Nie ma takiej opcji.Muszę się Tobą nacieszyć,zanim znowu mi wyjedziesz-powiedział i uśmiechnął się do mnie szczerze.-Jutro odwiedzisz rodzinę,obiecuję.
-Niech Ci będzie-westchnęłam głęboko wiedząc,że i tak z nim nie wygram.
Domyślałam się,że ranię go swoją obojętnością wobec Jego osoby.Ale myśl,że za niecałe 7 miesięcy na świat przyjdzie Nasze dziecko przytłaczała mnie.Kocham Michała,jest miłością mojego życia,nie wyobrażam sobie życia bez niego.Może dlatego tak strasznie boję się mu powiedzieć o maleństwie,które jest w drodze.Tak,boję się,że mnie zostawi i znów będę sama z tym wszystkim.
-Już jesteśmy-rzekł zadowolony Kubiak machając mi ręką przed oczami.
Ocknęłam się szybko i uśmiechnęłam sztucznie.
-O czym tak myślisz?-spytał zaciekawiony kładąc ręce na biodrach.-Mam nadzieję,że o mnie.
-Jasne-parsknęłam i wysiadłam z BMV kierując się w stronę mieszkania przyjmującego.
Siatkarz podreptał za mną,ciągnąc ze sobą jeszcze moje 2 walizki.Otworzył drzwi od domu i wszedł do niego razem ze mną.Zdjęłam kurtkę oraz buty
-Nie chwaliłeś się,że masz taki ładne mieszkanko-mruknęłam oprowadzając wzrokiem po pokojach.
-Nie pytałaś-wzruszył ramionami zaprowadzając mnie do sypialni (link).
Weszliśmy do wielkiego pomieszczenia,w którym mógłby się zmieścić i cały klub Jastrzębskiego Węgla.Na środku leżał duży,mięciutki dywan w biało-brązowe wzory.Dwuosobowe,drewniane łóżko,a obok niego z obu stron, szafki z lampką nocną.Wyżej znajdował się regał w ścianie,na którym postawione zostały różne płyty z filmami i piosenkami,a także ramka ze zdjęciem Miśka.W rogu po prawej stronie stała szafa z lustrem,a obok ogromne okno z widokiem na miasto.Na przeciwko łóżka wisiała plazma.
-Zmieścisz w szafie swoje ciuchy prawda?-Michał spojrzał na mnie błagalnie,co wymusiło na mojej twarzy wielki uśmiech.
-Postaram się-odparłam zabierając od niego moje torby.
Siatkarz korzystając z okazji,że byłam blisko,ujął mnie w talii i przyciągnął do siebie.
-Kocham Cię,wiesz?-wlepił we mnie wzrok i musnął delikatnie me wargi.
-Ja Ciebie też-odpowiedziałam odwzajemniając pocałunki,które z każdą chwilą stawały się coraz zachłanniejsze.Każde z nas okazywało sobie przez to miłość,jakiej brakowało nam przez ten czas mojej nieobecności.
-Kochanie,muszę się rozpakować-odepchnęłam go lekko.
-Może ci pomóc?-spytał ochoczo.
-Będzie lepiej jeśli pójdziesz mi zrobić coś dobrego,bo głodna troszkę jestem-cmoknęłam go w usta i wypchałam za drzwi,które później zamknęłam.
Usiadłam na ziemi i otworzyłam walizkę.Wypakowywałam po kolei wszystkie swoje rzeczy,które później wkładałam do szafy.Na szafce położyłam książkę.Kosmetyczkę z wraz pastą do zębów,szczoteczką,grzebieniem,ręcznikiem oraz różnymi kremami zaniosłam do łazienki.Buty poukładałam w korytarzu.Tak naprawdę już po 30 minutach byłam rozeznana w całym domu i przyznam bez bicia,że ładnie się tu mój chłopak urządził.Gdy już skończyłam,poszłam do kuchni w celu zjedzenia czegoś,gdyż mój brzuch już dawno dawał o sobie znać.Na stole zobaczyłam położony talerz wraz z 4 naleśnikami z serem.
Pochłonęłam od razu dwa z nich i udałam się do salonu,z którego dochodziły odgłosy rozmawiającego Miśka.Stanęłam w progu i przysłuchiwałam się Kubiakowi.Leżał na kanapie trzymając przy uchu komórkę i jednocześnie oglądając jakiś mecz w telewizji.
-Nie wiem.Muszę się jej spytać...-lamentował.
-Nie wiadomo,czy się zgodzi.Ona też ma swoją rodzinę....Tak,wiem jestem marnotrawnym synem...Dobra,postaramy się...Buziaki.
Podeszłam bliżej siatkarza i objęłam go od tyłu za szyję uśmiechając się szczerze.
-Ale mnie wystraszyłaś-odparł łapiąc się za serce.-Ale widzę,że już rozpakowana.Czyli zostajesz u mnie do wyjazdu.
-No nie wiem,nie wiem-przegryzłam delikatnie wargę,co za skutkowało tym,że siatkarz momentalnie pociągnął mnie w swoją stronę tak,że wylądowałam na jego kolanach,twarzą do podłogi.
-Michaaał-jęknęłam poprawiając się i siadając obok niego.
-Skarbie-położył moje nogi na swoich udach.-Mama zaprosiła nas na święta.
-I co w związku z tym?-uniosłam w górę prawą brew.
-Nie drocz się ze mną-schował mój wychodzący kosmyk za ucho.-Pojedziesz ze mną-stwierdził.
-A skąd ta pewność?-wyszczerzyłam się do niego.
-Jutro pojedziemy do Twoich rodziców.Przywitasz się z nimi,a wieczorem wyjedziemy do Nysy.Pasuje?-spytał wyczekując na moją odpowiedź.
-Dobra-westchnęłam.-Wszystko,czego książę zabraknie.
-Ej,księżniczko.Coś się stało?-uniósł jedną ręką mój podbródek,bym mogła spojrzeć w Jego zatroskane oczy.
Jula,teraz!Powiedz mu o wszystkim.Masz świetną okazję!-mówiłam do siebie,choć tak naprawdę nie umiałam wydusić z siebie choćby jednego słowa.Strach sparaliżował moje ciało.Nie odważyłam się,nie potrafiłam.Serce bało się kolejnych cierpień.
Pocałowałam go delikatnie w usta i wtuliłam w tors,na co on przytulił mnie jeszcze mocniej.
-Nic-wybełkotałam aromatyzując się zapachem Jego perfum.
Tak,znowu stchórzyłam.
-Mam pomysł-odparł wesoły i ruszył się ze swojego miejsca.
-Jaki?-spytałam podnosząc głowę do góry.
-Zaraz zobaczysz-ucałował mnie w czoło i pobiegł gdzieś do innego pomieszczenia.
Wstałam i udałam się do łazienki.Odkręciłam kran i przemyłam twarz wodą.Spojrzałam w lustro.Moje sumienie nie dawało mi spokoju,jakby cały czas przemawiało do mnie,że muszę mu powiedzieć.
Rozwaliłam kitkę i rozpuściłam włosy,dokładnie je rozczesując.Otworzyłam drzwi,a w progu stał uśmiechnięty od ucha do ucha Misiek.Wepchał mi do rąk kurtkę i pociągnął za sobą.Kazał nałożyć buty,co oczywiście zdezorientowana zrobiłam.Splótł nasze palce ze sobą i wyszliśmy z mieszkania.Na dworze robiło się już coraz ciemniej,gdyż zegar wskazywał godzinę 18.Wiatr niebłaganie targał moimi włosami.
Kubiak zaprowadził mnie na tył swojego podwórka,gdzie na środku leżał duży koc,a na nim 2 kieliszki i talerzyki,butelka wina,truskawki w czekoladzie oraz spaghetti.Wokół niego porostawiane zostały świeczki,co dodawało nastrojowi wielkiego uroku.W tle słychać było romantyczną muzykę puszczoną z radia.Spojrzałam oczami w wielkości pięciozłotówek na pewnego siebie siatkarza.
-Podoba się?-spytał i uśmiechnął się tajemniczo.
-Jeszcze się pytasz?Jejku,jak ty to wszystko urządziłeś?-rzuciłam mu się na szyję.
-Dla mojej królewny wszystko-puścił mi oczko i namiętnie wpił się w me wargi.
Szliśmy wolnym krokiem w stronę urządzonej kolacji nie odrywając od siebie ust.Niespodziewanie Michał potknął się o jedną ze świec i razem runęliśmy na ziemie śmiejąc się,jak opętani.
Gdy już przestaliśmy się wygłupiać,usiadłam w towarzystwie siatkarza na rozłożonym materiale i wtuliłam w jego tors.Było magicznie.Karmiliśmy się truskawkami i popijaliśmy winem.Rozmawialiśmy o wszystkim,co się dało.Niestety,gdy za dużo wypiję to zaczynam mówić głupoty i nawet nie zdaję sobie z tego sprawy.
-A wiesz,co Michałku?-spojrzałam w gwiazdy na niebie nie czekając na odpowiedź.-Chciałbyś mieć dzieci?
-Z tobą,na pewno-pocałował mnie czule w skroń.-Dobra,koniec i tak za dużo wypiłaś.
-A to się dobrze składa!-wymamrotałam.-Będziesz tatusiem!
Nastała cisza.Spojrzał na mnie zdezorientowany,jakby nie dosłyszał.
-Tutaj jest takie maleńkie dzieciątko,o tu-chwyciłam jego rękę i przyłożyłam do swojego brzucha.-Nasze maleństwo.
-Jula jesteś pijana.Gadasz od rzeczy-wyraźnie się zakłopotał.
Westchnęłam głęboko.Właśnie tego się bałam,że mi nie uwierzy i zostawi.Jedna słona łza spłynęła po moim policzku. I co ja mam teraz robić?
Wstałam z miejsca i zaczęłam iść do domu chwiejnym krokiem.Nie miałam ochoty dłużej tam z nim przebywać.Może i byłam pijana,ale jeszcze w miarę kontaktowałam.
-Kotek czekaj na mnie!Nie uciekaj tak szybko!-podbiegł i objął mnie od tyłu przytulając się do moich pleców.
-Ale to prawda!-wyszlochałam zalewając się łzami.
-Co jest prawdą?-odwrócił mnie do siebie i rękawem wytarł spływającą ciecz.
-Jestem w ciąży!-krzyknęłam odpychając od siebie siatkarza,który oszołomiony stał na środku podwórka i nie wiedział co zrobić.
Pobiegłam szybko do łazienki zamykając się na klucz.Oparłam się o ścianę i zsunęłam na podłogę,chowając twarz w kolanach.
***
-Jestem w ciąży!-krzyknęła i odepchnęła mnie od siebie uciekając do mieszkania.
Stałem i nie wiedziałem co zrobić.Ta wiadomość do mnie jeszcze nie dotarła.Cieszyłem się,strasznie się cieszyłem ale nie potrafiłem ruszyć się z miejsca.Byłem pewien,że chce wychowywać to dziecko z Julą,bo kocham ją,kocham ich.Boże Michał!-uderzyłem się otwartą dłonią w czoło i pobiegłem za nią.
Obszedłem sypialnię i kuchnię,ale nigdzie jej nie było.Nagle usłyszałem czyiś płacz w łazience.Ruszyłem szybko do tego pomieszczenia i pociągnąłem za klamkę.Zamknięte,do jasnej cholery!
-Jula kochanie,otwórz.Porozmawiajmy-zapukałem kilka razy,ale nie było żadnego odzewu.-Jula!-wrzasnąłem.
Miałem wielkie poczucie winy.To przeze mnie ona teraz cierpli i wmawia sobie,że nie chcę tego dziecko.Jak ja mogłem być taki głupi.Powycierałem szybko spływająca łzę i wyjąłem z szafki zapasowy klucz.
Bałem się,że mogła sobie coś zrobić.A tego bym sobie nigdy nie wybaczył.Przekręciłem zamek i otworzyłem drzwi.Ujrzałem całą zapłakaną,zwiniętą w kłębek Julę, opartą o ścianę.Przykucnąłem przy niej i mocno do siebie wtuliłem.
-Michał-załkała.-Jeżeli nie chcesz tego dziecka,to nie.Poradzę sobie.Nie zwracaj na mnie uwagi.Zaraz mogę się spakować.
-Nigdzie nie będziesz się pakować-ująłem jej twarz i spojrzałem w oczy.-Kocham Ciebie najmocniej na świecie i cieszę się,że będziemy mieli dziecko.Zawsze marzyłem,żeby założyć rodzinę.
-Ale,przecież-dławiła się mokrą cieczą.
-Nie ma,ale-przerwałem jej.-Jesteś miłością mojego życia.Całym moim szczęściem.Damy radę,razem-pocałowałem ją w usta i odchyliłem kawałek jej bluzki.-Prawda malutka lub malutki-ręką przeczesałem po zaokrąglonym brzuszku Julii i ucałowałem delikatnie.
***
Uśmiechnęłam się nikle do siatkarza.Teraz mogę głośno powiedzieć,że jestem szczęśliwa.Mam kochającego i wspaniałego chłopaka oraz małe maleństwo w drodze.
-Idź pod prysznic i chodź spać-ucałował mnie w czubek głowy i wyszedł.
Westchnęłam głęboko.Jak mogłam się tak strasznie bać reakcji Kubiaka.Spojrzałam w lustro.Wyglądałam,jak siedem nieszczęść.Rozmazany makijaż,podpuchnięte,zapłakane oczy i potargane włosy.Wzięłam gorącą oraz odprężającą kąpiel i doprowadziłam się do normalnego stanu.Ubrałam koszulkę Miśka pozostawioną na pralce i udałam się w stronę sypialni.Już w progu powitało mnie głośne chrapanie Dzika.Coś czuje,że to będzie długa noc-mówiła moja intuicja,która zwykle mnie nie zawodzi.
Położyłam się do łóżka wtulając w Michała i zasnęłam,przynajmniej próbowałam.
Obudziło mnie czyjeś łaskotanie po nogach.Zerwałam się natychmiast z legowiska i ujrzałam roześmianego przyjmującego.
-Bardzo śmieszne-prychnęłam,lecz nie zdążyłam już nic powiedzieć,bo Kubiak zamknął mi usta pocałunkiem wsuwając swoją rękę pod moją koszulkę i szukając zapięcia od biustonosza.
-Michał,nie teraz.Śpieszymy się-skarciłam go wzrokiem i odepchnęłam od siebie.
-Starczyłoby nam czasu-odparł niepocieszony.
-Na pewno-przytaknęłam z politowaniem głową wyjmując z szafy jakieś ubrania i pobiegłam od razu do łazienki zajmując ją jako pierwsza.
Nałożyłam na siebie ten strój (link),włosy pofalowałam delikatnie i umalowałam się.Wyszłam z pomieszczenia schodząc do kuchni,gdzie czekała już na mnie przepyszna jajecznica.Pochłonęłam ją w 5 minut i uśmiechnęłam się szczerze do Michała.
-A gdzie nagroda?-spytał wskazując palcem na policzek.
Podeszłam do niego i pocałowałam go w usta,na co wyszczerzył się jak głupi do sera.
-Lubię takie nagrody-wymruczał mi do ucha,a przeze mnie przeszedł przyjemny dreszcz.
Następnie Misiek poszedł się ubrać,a ja spakowałam do 2 walizek siebie i Jego,bo w końcu wyjeżdżamy do Nysy na kilka dni,a w tych samym ciuchach nie będę chodzić.
Po jakiś 20 minutach siedzieliśmy już spokojnie w aucie pokonując kilometry.Oparłam głowę o rękę wpatrując się w krajobraz za oknem.Termometr z tego co wiem wskazywał 2 stopnie.Niby za 2 dni Wigilia,a śniegu w ogóle nie widać.Ale tak to już jest z naszą wspaniałą pogodą.
-Michał,a prezenty?!-krzyknęłam,gdy parkował przed moim domem.
Skinieniem głowy wskazał na tył samochodu.Obróciłam się i ujrzałam kilka świątecznych torebek poukładanych obok siebie.
-Jesteś kochany!-pocałowałam go w policzek i wysiadłam z samochodu,co po chwili również uczynił siatkarz.
Złapał mnie za rękę i poprowadził pod same drzwi.Nieśmiało zapukałam i chwyciłam za klamkę,która się uchyliła.Otwarte-przeszło mi przez myśl i wtargnęłam do mieszkania,z którego czuć było zapach spalenizny.
-Cześć mamo-odparłam wchodząc do kuchni.
-Córeczko,wróciłaś!-podbiegła do mnie i mocno przytuliła.-Tak smutno bez Ciebie tu było.Właśnie przyrządzałam ciasto na Święta,ale chyba coś mi nie wyszło.
-Mamo,to jest Michał-przyjmujący serdecznie uścisnął mojej rodzicielki rękę i uśmiechnął się promiennie.
-Miło mi-zrobiła dziwny wyraz twarzy.-Marcin tu był!-odpowiedziała po chwili.
Moje serce zabiło szybciej.Czego on jeszcze ode mnie chciał?To przez niego wyjechałam do Rosji.
-Mam ci to przekazać-wsadziła mi do ręki jakiś list i powróciła do wcześniejszych zadań.
Kubiak spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Później Ci wyjaśnię-wyszeptałam mu do ucha.
Następnie przywitałam się z tatą i Fabianem.Z moim bratem musieliśmy się przez dłuższy czas bawić,bo sobie przypomniał,że mu kiedyś obiecałam.
Chciałam jeszcze zajść do Weroniki,ale okazało się,że wyjechała do babci na tydzień i pocałowałam klamkę.
Jechaliśmy właśnie do Nysy.Misiek był jakiś taki niewyraźny.Nie odzywał się,co było do niego niepodobne,bo zwykle to nawet śpiewa przez całą drogę.
-Ej,co się stało?-wbiłam mu palec w żebro i uśmiechnęłam się.
-Co z tym Marcinem?Pokażesz mi,co ci napisał?-spytał, ukradkiem spoglądając na mnie.
-Pokażę-odparłam zamyślona.-Ale później.Nie chcę się teraz dołować.
-Obiecujesz?-zaparkował auto przed wielkim drewnianym budynkiem.
-Obiecuję-złożyłam mu delikatny pocałunek na ustach i wzięłam torebki z prezentami.
Dziku wziął nasze walizki i obejmując mnie ramieniem skierowaliśmy się pod drzwi państwa Kubiaków.
Strach sparaliżował moje ciało.Nogi miałam,jak z waty.Właśnie teraz,gdy już byłam na miejscu zdałam sobie sprawę,że tam będzie cała Jego rodzina.
Ścisnęłam mocno dłoń siatkarza,na co on uśmiechnął się promiennie.
-Nie denerwuj się skarbie-pocałował mnie w czubek głowy i zadzwonił dzwonkiem.
-Twoja rodzina mnie polubi,Twoja rodzina mnie polubi,Twoja rodzina mnie polubi-powtarzałam na głos,co wywołało u przyjmującego niepohamowany śmiech.
-Witajcie dzieciaczki.Jak się cieszę,że Was widze-w progu przywitała nas starsza,chuda kobieta i ucałowała Michała,a później mnie.-Chodźcie.Błażej też przyjechał-wpuściła nas do sierotka.
-Błażej?!-spytał Kubiak z oczami w wielkości pięciozłotówek.
_________________________________________________________________________
Hej kochani! :*
I 27 rozdział należy już do historii.Nie wiem czemu,ale wena zaczyna mnie opuszczać.Znowu nawaliłam.Nie podoba mi się ten rozdział.Zresztą sami ocenicie ;)
Do tego jeszcze zakończenie roku.Z jednej strony fajnie,bo wakacje.Ale z drugiej strasznie,bo musiałam się rozstać z klasą po 8 wspólnych spędzonych latach (łącznie z przedszkolem).Płakałam wczoraj prawie cały dzień i tak jakoś strasznie mi smutno.Nie umiem się pogodzić z tą myślą,że od września nie będę razem z naszą klasą,że jej już nie będzie :C
Co do meczu Polaków z Iranem w piątek.Wydaje mi się,że im już powoli zaczyna brakować siły.1 set był jeszcze w miarę,ale ostatnie 3 to jakaś porażka.Muszą spiąć tyłki i w następnym meczu pokazać,kto tu rządzi.Jednak dalej wierzę,że wyjdziemy z grupy.
Dumni po zwycięstwie,wierni po porażce. *o*
Pozdrawiam,buziaki ;*
-Na święta,czyli gdzieś 2 tygodnie-mruknęłam stępując z nogi na nogę.
-Jak tam było,opowiadaj!Długi czas się nie odzywałaś,nawet nie wiesz,jak się martwiłem o Ciebie-złapał mnie w biodrach i przyciągnął do siebie.
-Michał..-spuściłam wzrok na podłogę.
Chciałam mu powiedzieć,ale bałam się.Zresztą to chyba nie był dobry moment na takie wyznania.
-Skarbie,co się stało?-spoważniał wpatrując we mnie zatroskanym wzrokiem.
-Zmęczona jestem-odparłam bez namysłu gryząc się w język.
-Zabieram Cie do siebie-mrugnął do mnie okiem i zaprowadził do auta.
Wsiadłam od niechcenia do samochodu i oparłam głowę o szybę.Kubiak po chwili zajął miejsce kierowcy i odpalił stacyjkę.Jechaliśmy w ciszy.Zresztą nie miałam ochoty rozmawiać.Cisza była chyba najlepszym rozwiązaniem.
-Nie wiem,czy to dobry pomysł.Może lepiej będzie jeśli podwieziesz mnie do domu?W końcu muszę przywitać się z rodziną i Weroniką-mruknęłam spoglądając kątem oka na siatkarza.
-Nie ma takiej opcji.Muszę się Tobą nacieszyć,zanim znowu mi wyjedziesz-powiedział i uśmiechnął się do mnie szczerze.-Jutro odwiedzisz rodzinę,obiecuję.
-Niech Ci będzie-westchnęłam głęboko wiedząc,że i tak z nim nie wygram.
Domyślałam się,że ranię go swoją obojętnością wobec Jego osoby.Ale myśl,że za niecałe 7 miesięcy na świat przyjdzie Nasze dziecko przytłaczała mnie.Kocham Michała,jest miłością mojego życia,nie wyobrażam sobie życia bez niego.Może dlatego tak strasznie boję się mu powiedzieć o maleństwie,które jest w drodze.Tak,boję się,że mnie zostawi i znów będę sama z tym wszystkim.
-Już jesteśmy-rzekł zadowolony Kubiak machając mi ręką przed oczami.
Ocknęłam się szybko i uśmiechnęłam sztucznie.
-O czym tak myślisz?-spytał zaciekawiony kładąc ręce na biodrach.-Mam nadzieję,że o mnie.
-Jasne-parsknęłam i wysiadłam z BMV kierując się w stronę mieszkania przyjmującego.
Siatkarz podreptał za mną,ciągnąc ze sobą jeszcze moje 2 walizki.Otworzył drzwi od domu i wszedł do niego razem ze mną.Zdjęłam kurtkę oraz buty
-Nie chwaliłeś się,że masz taki ładne mieszkanko-mruknęłam oprowadzając wzrokiem po pokojach.
-Nie pytałaś-wzruszył ramionami zaprowadzając mnie do sypialni (link).
Weszliśmy do wielkiego pomieszczenia,w którym mógłby się zmieścić i cały klub Jastrzębskiego Węgla.Na środku leżał duży,mięciutki dywan w biało-brązowe wzory.Dwuosobowe,drewniane łóżko,a obok niego z obu stron, szafki z lampką nocną.Wyżej znajdował się regał w ścianie,na którym postawione zostały różne płyty z filmami i piosenkami,a także ramka ze zdjęciem Miśka.W rogu po prawej stronie stała szafa z lustrem,a obok ogromne okno z widokiem na miasto.Na przeciwko łóżka wisiała plazma.
-Zmieścisz w szafie swoje ciuchy prawda?-Michał spojrzał na mnie błagalnie,co wymusiło na mojej twarzy wielki uśmiech.
-Postaram się-odparłam zabierając od niego moje torby.
Siatkarz korzystając z okazji,że byłam blisko,ujął mnie w talii i przyciągnął do siebie.
-Kocham Cię,wiesz?-wlepił we mnie wzrok i musnął delikatnie me wargi.
-Ja Ciebie też-odpowiedziałam odwzajemniając pocałunki,które z każdą chwilą stawały się coraz zachłanniejsze.Każde z nas okazywało sobie przez to miłość,jakiej brakowało nam przez ten czas mojej nieobecności.
-Kochanie,muszę się rozpakować-odepchnęłam go lekko.
-Może ci pomóc?-spytał ochoczo.
-Będzie lepiej jeśli pójdziesz mi zrobić coś dobrego,bo głodna troszkę jestem-cmoknęłam go w usta i wypchałam za drzwi,które później zamknęłam.
Usiadłam na ziemi i otworzyłam walizkę.Wypakowywałam po kolei wszystkie swoje rzeczy,które później wkładałam do szafy.Na szafce położyłam książkę.Kosmetyczkę z wraz pastą do zębów,szczoteczką,grzebieniem,ręcznikiem oraz różnymi kremami zaniosłam do łazienki.Buty poukładałam w korytarzu.Tak naprawdę już po 30 minutach byłam rozeznana w całym domu i przyznam bez bicia,że ładnie się tu mój chłopak urządził.Gdy już skończyłam,poszłam do kuchni w celu zjedzenia czegoś,gdyż mój brzuch już dawno dawał o sobie znać.Na stole zobaczyłam położony talerz wraz z 4 naleśnikami z serem.
Pochłonęłam od razu dwa z nich i udałam się do salonu,z którego dochodziły odgłosy rozmawiającego Miśka.Stanęłam w progu i przysłuchiwałam się Kubiakowi.Leżał na kanapie trzymając przy uchu komórkę i jednocześnie oglądając jakiś mecz w telewizji.
-Nie wiem.Muszę się jej spytać...-lamentował.
-Nie wiadomo,czy się zgodzi.Ona też ma swoją rodzinę....Tak,wiem jestem marnotrawnym synem...Dobra,postaramy się...Buziaki.
Podeszłam bliżej siatkarza i objęłam go od tyłu za szyję uśmiechając się szczerze.
-Ale mnie wystraszyłaś-odparł łapiąc się za serce.-Ale widzę,że już rozpakowana.Czyli zostajesz u mnie do wyjazdu.
-No nie wiem,nie wiem-przegryzłam delikatnie wargę,co za skutkowało tym,że siatkarz momentalnie pociągnął mnie w swoją stronę tak,że wylądowałam na jego kolanach,twarzą do podłogi.
-Michaaał-jęknęłam poprawiając się i siadając obok niego.
-Skarbie-położył moje nogi na swoich udach.-Mama zaprosiła nas na święta.
-I co w związku z tym?-uniosłam w górę prawą brew.
-Nie drocz się ze mną-schował mój wychodzący kosmyk za ucho.-Pojedziesz ze mną-stwierdził.
-A skąd ta pewność?-wyszczerzyłam się do niego.
-Jutro pojedziemy do Twoich rodziców.Przywitasz się z nimi,a wieczorem wyjedziemy do Nysy.Pasuje?-spytał wyczekując na moją odpowiedź.
-Dobra-westchnęłam.-Wszystko,czego książę zabraknie.
-Ej,księżniczko.Coś się stało?-uniósł jedną ręką mój podbródek,bym mogła spojrzeć w Jego zatroskane oczy.
Jula,teraz!Powiedz mu o wszystkim.Masz świetną okazję!-mówiłam do siebie,choć tak naprawdę nie umiałam wydusić z siebie choćby jednego słowa.Strach sparaliżował moje ciało.Nie odważyłam się,nie potrafiłam.Serce bało się kolejnych cierpień.
Pocałowałam go delikatnie w usta i wtuliłam w tors,na co on przytulił mnie jeszcze mocniej.
-Nic-wybełkotałam aromatyzując się zapachem Jego perfum.
Tak,znowu stchórzyłam.
-Mam pomysł-odparł wesoły i ruszył się ze swojego miejsca.
-Jaki?-spytałam podnosząc głowę do góry.
-Zaraz zobaczysz-ucałował mnie w czoło i pobiegł gdzieś do innego pomieszczenia.
Wstałam i udałam się do łazienki.Odkręciłam kran i przemyłam twarz wodą.Spojrzałam w lustro.Moje sumienie nie dawało mi spokoju,jakby cały czas przemawiało do mnie,że muszę mu powiedzieć.
Rozwaliłam kitkę i rozpuściłam włosy,dokładnie je rozczesując.Otworzyłam drzwi,a w progu stał uśmiechnięty od ucha do ucha Misiek.Wepchał mi do rąk kurtkę i pociągnął za sobą.Kazał nałożyć buty,co oczywiście zdezorientowana zrobiłam.Splótł nasze palce ze sobą i wyszliśmy z mieszkania.Na dworze robiło się już coraz ciemniej,gdyż zegar wskazywał godzinę 18.Wiatr niebłaganie targał moimi włosami.
Kubiak zaprowadził mnie na tył swojego podwórka,gdzie na środku leżał duży koc,a na nim 2 kieliszki i talerzyki,butelka wina,truskawki w czekoladzie oraz spaghetti.Wokół niego porostawiane zostały świeczki,co dodawało nastrojowi wielkiego uroku.W tle słychać było romantyczną muzykę puszczoną z radia.Spojrzałam oczami w wielkości pięciozłotówek na pewnego siebie siatkarza.
-Podoba się?-spytał i uśmiechnął się tajemniczo.
-Jeszcze się pytasz?Jejku,jak ty to wszystko urządziłeś?-rzuciłam mu się na szyję.
-Dla mojej królewny wszystko-puścił mi oczko i namiętnie wpił się w me wargi.
Szliśmy wolnym krokiem w stronę urządzonej kolacji nie odrywając od siebie ust.Niespodziewanie Michał potknął się o jedną ze świec i razem runęliśmy na ziemie śmiejąc się,jak opętani.
Gdy już przestaliśmy się wygłupiać,usiadłam w towarzystwie siatkarza na rozłożonym materiale i wtuliłam w jego tors.Było magicznie.Karmiliśmy się truskawkami i popijaliśmy winem.Rozmawialiśmy o wszystkim,co się dało.Niestety,gdy za dużo wypiję to zaczynam mówić głupoty i nawet nie zdaję sobie z tego sprawy.
-A wiesz,co Michałku?-spojrzałam w gwiazdy na niebie nie czekając na odpowiedź.-Chciałbyś mieć dzieci?
-Z tobą,na pewno-pocałował mnie czule w skroń.-Dobra,koniec i tak za dużo wypiłaś.
-A to się dobrze składa!-wymamrotałam.-Będziesz tatusiem!
Nastała cisza.Spojrzał na mnie zdezorientowany,jakby nie dosłyszał.
-Tutaj jest takie maleńkie dzieciątko,o tu-chwyciłam jego rękę i przyłożyłam do swojego brzucha.-Nasze maleństwo.
-Jula jesteś pijana.Gadasz od rzeczy-wyraźnie się zakłopotał.
Westchnęłam głęboko.Właśnie tego się bałam,że mi nie uwierzy i zostawi.Jedna słona łza spłynęła po moim policzku. I co ja mam teraz robić?
Wstałam z miejsca i zaczęłam iść do domu chwiejnym krokiem.Nie miałam ochoty dłużej tam z nim przebywać.Może i byłam pijana,ale jeszcze w miarę kontaktowałam.
-Kotek czekaj na mnie!Nie uciekaj tak szybko!-podbiegł i objął mnie od tyłu przytulając się do moich pleców.
-Ale to prawda!-wyszlochałam zalewając się łzami.
-Co jest prawdą?-odwrócił mnie do siebie i rękawem wytarł spływającą ciecz.
-Jestem w ciąży!-krzyknęłam odpychając od siebie siatkarza,który oszołomiony stał na środku podwórka i nie wiedział co zrobić.
Pobiegłam szybko do łazienki zamykając się na klucz.Oparłam się o ścianę i zsunęłam na podłogę,chowając twarz w kolanach.
***
-Jestem w ciąży!-krzyknęła i odepchnęła mnie od siebie uciekając do mieszkania.
Stałem i nie wiedziałem co zrobić.Ta wiadomość do mnie jeszcze nie dotarła.Cieszyłem się,strasznie się cieszyłem ale nie potrafiłem ruszyć się z miejsca.Byłem pewien,że chce wychowywać to dziecko z Julą,bo kocham ją,kocham ich.Boże Michał!-uderzyłem się otwartą dłonią w czoło i pobiegłem za nią.
Obszedłem sypialnię i kuchnię,ale nigdzie jej nie było.Nagle usłyszałem czyiś płacz w łazience.Ruszyłem szybko do tego pomieszczenia i pociągnąłem za klamkę.Zamknięte,do jasnej cholery!
-Jula kochanie,otwórz.Porozmawiajmy-zapukałem kilka razy,ale nie było żadnego odzewu.-Jula!-wrzasnąłem.
Miałem wielkie poczucie winy.To przeze mnie ona teraz cierpli i wmawia sobie,że nie chcę tego dziecko.Jak ja mogłem być taki głupi.Powycierałem szybko spływająca łzę i wyjąłem z szafki zapasowy klucz.
Bałem się,że mogła sobie coś zrobić.A tego bym sobie nigdy nie wybaczył.Przekręciłem zamek i otworzyłem drzwi.Ujrzałem całą zapłakaną,zwiniętą w kłębek Julę, opartą o ścianę.Przykucnąłem przy niej i mocno do siebie wtuliłem.
-Michał-załkała.-Jeżeli nie chcesz tego dziecka,to nie.Poradzę sobie.Nie zwracaj na mnie uwagi.Zaraz mogę się spakować.
-Nigdzie nie będziesz się pakować-ująłem jej twarz i spojrzałem w oczy.-Kocham Ciebie najmocniej na świecie i cieszę się,że będziemy mieli dziecko.Zawsze marzyłem,żeby założyć rodzinę.
-Ale,przecież-dławiła się mokrą cieczą.
-Nie ma,ale-przerwałem jej.-Jesteś miłością mojego życia.Całym moim szczęściem.Damy radę,razem-pocałowałem ją w usta i odchyliłem kawałek jej bluzki.-Prawda malutka lub malutki-ręką przeczesałem po zaokrąglonym brzuszku Julii i ucałowałem delikatnie.
***
Uśmiechnęłam się nikle do siatkarza.Teraz mogę głośno powiedzieć,że jestem szczęśliwa.Mam kochającego i wspaniałego chłopaka oraz małe maleństwo w drodze.
-Idź pod prysznic i chodź spać-ucałował mnie w czubek głowy i wyszedł.
Westchnęłam głęboko.Jak mogłam się tak strasznie bać reakcji Kubiaka.Spojrzałam w lustro.Wyglądałam,jak siedem nieszczęść.Rozmazany makijaż,podpuchnięte,zapłakane oczy i potargane włosy.Wzięłam gorącą oraz odprężającą kąpiel i doprowadziłam się do normalnego stanu.Ubrałam koszulkę Miśka pozostawioną na pralce i udałam się w stronę sypialni.Już w progu powitało mnie głośne chrapanie Dzika.Coś czuje,że to będzie długa noc-mówiła moja intuicja,która zwykle mnie nie zawodzi.
Położyłam się do łóżka wtulając w Michała i zasnęłam,przynajmniej próbowałam.
Obudziło mnie czyjeś łaskotanie po nogach.Zerwałam się natychmiast z legowiska i ujrzałam roześmianego przyjmującego.
-Bardzo śmieszne-prychnęłam,lecz nie zdążyłam już nic powiedzieć,bo Kubiak zamknął mi usta pocałunkiem wsuwając swoją rękę pod moją koszulkę i szukając zapięcia od biustonosza.
-Michał,nie teraz.Śpieszymy się-skarciłam go wzrokiem i odepchnęłam od siebie.
-Starczyłoby nam czasu-odparł niepocieszony.
-Na pewno-przytaknęłam z politowaniem głową wyjmując z szafy jakieś ubrania i pobiegłam od razu do łazienki zajmując ją jako pierwsza.
Nałożyłam na siebie ten strój (link),włosy pofalowałam delikatnie i umalowałam się.Wyszłam z pomieszczenia schodząc do kuchni,gdzie czekała już na mnie przepyszna jajecznica.Pochłonęłam ją w 5 minut i uśmiechnęłam się szczerze do Michała.
-A gdzie nagroda?-spytał wskazując palcem na policzek.
Podeszłam do niego i pocałowałam go w usta,na co wyszczerzył się jak głupi do sera.
-Lubię takie nagrody-wymruczał mi do ucha,a przeze mnie przeszedł przyjemny dreszcz.
Następnie Misiek poszedł się ubrać,a ja spakowałam do 2 walizek siebie i Jego,bo w końcu wyjeżdżamy do Nysy na kilka dni,a w tych samym ciuchach nie będę chodzić.
Po jakiś 20 minutach siedzieliśmy już spokojnie w aucie pokonując kilometry.Oparłam głowę o rękę wpatrując się w krajobraz za oknem.Termometr z tego co wiem wskazywał 2 stopnie.Niby za 2 dni Wigilia,a śniegu w ogóle nie widać.Ale tak to już jest z naszą wspaniałą pogodą.
-Michał,a prezenty?!-krzyknęłam,gdy parkował przed moim domem.
Skinieniem głowy wskazał na tył samochodu.Obróciłam się i ujrzałam kilka świątecznych torebek poukładanych obok siebie.
-Jesteś kochany!-pocałowałam go w policzek i wysiadłam z samochodu,co po chwili również uczynił siatkarz.
Złapał mnie za rękę i poprowadził pod same drzwi.Nieśmiało zapukałam i chwyciłam za klamkę,która się uchyliła.Otwarte-przeszło mi przez myśl i wtargnęłam do mieszkania,z którego czuć było zapach spalenizny.
-Cześć mamo-odparłam wchodząc do kuchni.
-Córeczko,wróciłaś!-podbiegła do mnie i mocno przytuliła.-Tak smutno bez Ciebie tu było.Właśnie przyrządzałam ciasto na Święta,ale chyba coś mi nie wyszło.
-Mamo,to jest Michał-przyjmujący serdecznie uścisnął mojej rodzicielki rękę i uśmiechnął się promiennie.
-Miło mi-zrobiła dziwny wyraz twarzy.-Marcin tu był!-odpowiedziała po chwili.
Moje serce zabiło szybciej.Czego on jeszcze ode mnie chciał?To przez niego wyjechałam do Rosji.
-Mam ci to przekazać-wsadziła mi do ręki jakiś list i powróciła do wcześniejszych zadań.
Kubiak spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Później Ci wyjaśnię-wyszeptałam mu do ucha.
Następnie przywitałam się z tatą i Fabianem.Z moim bratem musieliśmy się przez dłuższy czas bawić,bo sobie przypomniał,że mu kiedyś obiecałam.
Chciałam jeszcze zajść do Weroniki,ale okazało się,że wyjechała do babci na tydzień i pocałowałam klamkę.
Jechaliśmy właśnie do Nysy.Misiek był jakiś taki niewyraźny.Nie odzywał się,co było do niego niepodobne,bo zwykle to nawet śpiewa przez całą drogę.
-Ej,co się stało?-wbiłam mu palec w żebro i uśmiechnęłam się.
-Co z tym Marcinem?Pokażesz mi,co ci napisał?-spytał, ukradkiem spoglądając na mnie.
-Pokażę-odparłam zamyślona.-Ale później.Nie chcę się teraz dołować.
-Obiecujesz?-zaparkował auto przed wielkim drewnianym budynkiem.
-Obiecuję-złożyłam mu delikatny pocałunek na ustach i wzięłam torebki z prezentami.
Dziku wziął nasze walizki i obejmując mnie ramieniem skierowaliśmy się pod drzwi państwa Kubiaków.
Strach sparaliżował moje ciało.Nogi miałam,jak z waty.Właśnie teraz,gdy już byłam na miejscu zdałam sobie sprawę,że tam będzie cała Jego rodzina.
Ścisnęłam mocno dłoń siatkarza,na co on uśmiechnął się promiennie.
-Nie denerwuj się skarbie-pocałował mnie w czubek głowy i zadzwonił dzwonkiem.
-Twoja rodzina mnie polubi,Twoja rodzina mnie polubi,Twoja rodzina mnie polubi-powtarzałam na głos,co wywołało u przyjmującego niepohamowany śmiech.
-Witajcie dzieciaczki.Jak się cieszę,że Was widze-w progu przywitała nas starsza,chuda kobieta i ucałowała Michała,a później mnie.-Chodźcie.Błażej też przyjechał-wpuściła nas do sierotka.
-Błażej?!-spytał Kubiak z oczami w wielkości pięciozłotówek.
_________________________________________________________________________
Hej kochani! :*
I 27 rozdział należy już do historii.Nie wiem czemu,ale wena zaczyna mnie opuszczać.Znowu nawaliłam.Nie podoba mi się ten rozdział.Zresztą sami ocenicie ;)
Do tego jeszcze zakończenie roku.Z jednej strony fajnie,bo wakacje.Ale z drugiej strasznie,bo musiałam się rozstać z klasą po 8 wspólnych spędzonych latach (łącznie z przedszkolem).Płakałam wczoraj prawie cały dzień i tak jakoś strasznie mi smutno.Nie umiem się pogodzić z tą myślą,że od września nie będę razem z naszą klasą,że jej już nie będzie :C
Co do meczu Polaków z Iranem w piątek.Wydaje mi się,że im już powoli zaczyna brakować siły.1 set był jeszcze w miarę,ale ostatnie 3 to jakaś porażka.Muszą spiąć tyłki i w następnym meczu pokazać,kto tu rządzi.Jednak dalej wierzę,że wyjdziemy z grupy.
Dumni po zwycięstwie,wierni po porażce. *o*
Pozdrawiam,buziaki ;*
poniedziałek, 23 czerwca 2014
26 ROZDZIAŁ
-Przecież jest pani w 2 tygodniu ciąży.
Wpatrywałam się tempo przez długi czas w ścianę i nie umiałam wydusić z siebie choćby jednego zdania,słowa.Dziecko?To niemożliwe.Nie teraz.Owszem,lubiłam dzieci nawet bardzo.Ale przecież ja mam 18 lat.Nie będę w stanie je utrzymać.Nie mogę liczyć na pomoc od rodziców.A w ogóle wiążę przyszłość z siatkówką.Ciąża wszystko przekreśli.
-Coś nie tak?-kobieta w białawym fartuchu przykucnęła przy mnie i złapała za bladą rękę.
Schowałam twarz w poduszce i zaczęłam płakać.Płakać,jak małe dziecko,które potrzebuje pomocy.To wszystko mnie przerastało.Nie wiedziałam co mam robić,jak żyć.
-Spokojnie-pogłaskała czule mój policzek,po którym spływało co raz więcej łez.-Dziecko,to nie koniec świata.Wiele kobiet w twoim wieku wychowuje takie maleństwa.Wystarczy determinacja.Zawsze możesz poprosić o pomoc.
-Ale to nie może być prawda-wyszlochałam pociągając nosem.-Ja jestem jeszcze młoda.
-Wszystko będzie dobrze-uśmiechnęła się i przytuliła mnie mocno.-Ja muszę już iść,jak będziesz czegoś potrzebować,to wołaj.
-Dziękuję-mruknęłam odprowadzając wzrokiem pielęgniarkę.
Gdy wyszła,wreszcie mogłam dać upust swoim emocjom.Nie wiem ile tak płakałam,ale moje oczy były całe czerwone i mocno podpuchnięte.Ktoś może powiedzieć,że mam kochającego chłopaka,który na pewno ucieszy się nawieść o dziecku.Ja niestety nie byłam tego taka pewna.Nie chcę Michała jakoś zaniżać.On musi się rozwijać,bo jest wspaniałym siatkarzem.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi,a po chwili przy moim łóżku siedział już Bartek.Nic nie mówił,za co byłam mu bardzo wdzięczna.
-Czyli wiesz?-spytałam prawie słyszalnie.
-Tak-odparł i schował mnie w swoich silnych ramionach.-Wszystko będzie dobrze-pocałował mnie delikatnie w czoło.
Dlaczego każdy powtarza mi,że wszystko będzie dobrze?Przecież ja dobrze wiem,że nic już nie będzie takie samo.Wszystko się zmieni.Moje plany,moje marzenia,moje życie.
Po jakimś tygodniu wyszłam ze szpitala.Lekarz wypisał mi leki na wzmocnienie organizmu oraz witaminy.Czułam się,już całkiem dobrze.Nie byłam taka blada i nie wyglądałam,jak siedem nieszczęść.Jedyną przytłaczającą mnie myślą było 'dziecko'.Nie umiałam i nie umiem sobie wyobrazić tego maleństwa.Nie potrafię.Pielęgniarka zapewniła mnie,że mogę liczyć na jej wsparcie.To na prawdę miła i uprzejma osoba,jakich mało na tym świecie.Policja chciała się zająć sprawą narkotyków,ale ja szybko odmówiłam.Nie chcę mieć z tym wszystkim do czynienia.Co się stało już się nie odstanie.A te rozprawy w sądzie to nie moja bajka.
Z Michałem nie kontaktowałam się w cale.Znaczy,on do mnie dzwonił i pisał,ale ja nie chciałam z nim rozmawiać.Co miałam mu powiedzieć? Cześć Michał,jestem w ciąży.Będziesz ojcem.Cieszysz się?
Sama najpierw muszę sobie wszystko poukładać w głowie.Powiem mu.Na pewno.
Jeżeli oczywiście to dziecko urodzę.Przez ten czas w szpitalu dużo myślałam,też o aborcji.Zawsze byłam przeciw odbieraniu życia małym pociechom,które tak naprawdę nic nie zrobiły,tylko ich nieodpowiedzialni rodzice.Wiem,to głupie,ale zdesperowana kobieta zrobi wszystko.
Szłam powoli trzymając w ręku torbę.Kierowałam się w stronę domu Kurków.Obok mnie nieśmiało kroczył Bartek.Przez ten czas stał się moim naprawdę wiernym przyjacielem.Wspiera mnie i pociesza.Jest po protu,a to mi wystarcza.
-Już w domu-mrugnął do mnie okiem i wpuścił do mieszkania.
W progu stała prawie cała rodzina.Pani Iwona praz Adam mocno mnie wyściskali,a Kuba przytulił.
-Ale schudłaś kochaniutka.Zaraz zrobię ci coś pysznego-klasnęła w dłonie mama siatkarza i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do kuchni.
-Smutno tu było bez ciebie-uśmiechnął się do mnie Kubuś,a ja rozczochrałam mu jego włosy.
-Jula jest zmęczona.Dajcie jej odpocząć-wtrącił się Bartek prowadząc mnie do pokoju.
Weszłam do swojego lokum i od razu rzuciłam się na łóżko.Poczułam,jak mój towarzysz siada obok głaskając delikatnie me plecy.
-I co teraz będzie?-usiadłam na przeciwko Kurka i wytarłam spływające łzy.-Nie mogę już tu chodzić do szkoły.Nici z moich planów,z wszystkiego.
-Spokojnie-przytulił mnie mocno do siebie.-Możesz jeszcze chodzić te 2,3 miesiące.Dalej zobaczymy.
-Nie chcę nic mówić twoim rodzicom.Muszę się sama oswoić z tą myślą-wyszlochałam .
-Nie ma sprawy.Ja nic nie powiem,masz moje słowo-położył rękę na sercu,a później parsknął śmiechem.-A co z Michałem?
Byłam pewna,że poruszy ten drażliwy temat,od którego tak uciekałam.
-A co ma być?-nerwowo zaczęłam bawić się końcówkami swych poczochranych włosów.-Nie umiem z nim normalnie rozmawiać.To wszystko mnie przerasta-schowałam twarz w poduszkę.
-Musisz mu wreszcie powiedzieć.A w ogóle będziesz miała okazję.W grudniu wracasz na 2 tygodnie do Polski,na święta-uśmiechnął się promiennie pokazując swe ząbki.
-Ale.-nie zdążyłam dokończyć,bo siatkarz przerwał mi natychmiast.
-Nie ma żadnego ale malutka.Odpoczywaj-wstał, pocałował mnie w czoło i wyszedł.
Usłyszałam wibracje telefonu.Niechętnie chwyciłam komórkę.Wiadomość od Oliwii.
W końcu nie wytrzymałam.Potrzebowałam się komuś wygadać,a czułam że Oliwii mogłam zaufać.
-Po prostu,ja-schowałam wzrok w czubkach swych butów.-Jestem w ciąży.
Przyjaciółka mało co nie zadławiła się jedzeniem.
-W ciąży?-powtórzyła patrząc na mnie z oczami w wielkości pięciozłotówek.-I co masz zamiar zrobić?
-Nie wiem-oparłam głowę o rękę.-Nie wiem czy dam radę,nie jestem jeszcze gotowa na dziecko.
-Czy ty masz na myśli aborcje?-spytała z wielkim wyrzutem w głosie.
-Może.
-Powiem ci coś,choć jest to dla mnie bolesny temat-pokiwałam twierdząco głową.-Dokładnie rok temu dowiedziałam się,że będę miała dziecko.Byłam taką gówniarą,która nie wiedziała co zrobić.Chodziłam na dużo dyskotek,popadłam w złe towarzystwo.Mój chłopak mnie rzucił.Byłam wrakiem człowieka.Nie chciałam tego dziecka,więc usunęłam je-przerwała i powycierała spływającą pojedynczą łzę.
-Nie musisz mówić,jeśli nie chcesz-odparłam delikatnie łapiąc ją za dłoń.
-Ale chcę-powiedziała stanowczo kontynuując.-Nawet nie wiesz ile bym dała,żeby cofnąć czas.Żeby mieć dla kogo żyć.Rodzice mieli do mnie na początku straszny żal,ale z czasem wszystko przeszło i było po staremu.Dlatego bardzo Cie proszę,nie odbieraj tej małej istocie życia.Dasz radę,ja będę mogła ci pomagać-skończyła i uśmiechnęła się nikle.
-Nie wiem co powiedzieć.Dziękuję Ci,ta rozmowa wiele dla mnie znaczyła.
-Nie ma sprawy.A co z twoim chłopakiem?-spytała cichutko.
-Jest w Polsce-westchnęłam głęboko.-Tak zwany związek na odległość.Strasznie za nim tęsknie,lecz nie potrafię mu powiedzieć o dziecku.On jest przecież siatkarzem,nie wiem jak zareaguje.
-I się nie dowiesz,jak mu nie powiesz-przerwała mi.
-Wszystko w swoim czasie-przytuliłam ją mocno do siebie.-Dziękuję Ci jeszcze raz.
(...)
Minęło 60 dni od mojej rozmowy z Oliwią.Kalendarz wskazuje na 20 grudnia.Czy coś się zmieniło?Owszem.A dokładniej to moje nastawienie do życia.Postanowiłam,że urodzę to dziecko.Choćby mnie Michał miał zostawić,to czuje jednak,że sobie poradzę,że dam radę.Bartek,tak jak już kiedyś wspominałam,jest wspaniałym przyjacielem,wręcz prawdziwym skarbem.Pomaga mi,jak tylko może.Chodzi ze mną do ginekologa na USG.Pielęgniarki wręcz myślą,że jest moim narzeczonym.Ciekawe dlaczego.Oliwka także stała się moją prawdziwą przyjaciółką od serca.W swoim towarzystwie czujemy się najlepiej,rozumiemy się bez słów.
Właśnie leciałam samolotem do Polski.Kurek został w Rosji,gdyż święta musi spędzić z rodziną.To chyba moja najtrudniejsza podróż.Z Michałem kontaktowałam się rzadko,jak już to z przymusu.Chciałam mu wszystko powiedzieć,ale bałam się.A w ogóle to nie rozmowa na telefon.
Mój brzuszek jest już lekko zaokrąglony.Innym ludziom tłumaczę się,że przybrałam na wadzę.Wiem,głupie ale nie chcę żadnego rozgłosu.
-Proszę wszystkich o jeszcze odrobinę cierpliwości.Za chwilę lądujemy-usłyszałam czyjś wyraźny głos.
Poprawiłam swoje pasy i wpatrywałam się w krajobraz za oknem.Małe miasteczka i ludzie,przypominający mrówki.Z czasem widać ich było coraz wyraźniej i bardziej.Lądowaliśmy.
-Jesteśmy na miejscu-powiedziała stewardessa.
Ruszyłam się ze swojego miejsca i wysiadłam z samolotu biorąc jeszcze ze sobą 2 walizki.Usiadłam na ławce i rozmyślałam co teraz robić.do kogo przedzwonić.W końcu wykręciłam numer do Weroniki.
Jeden sygnał,drugi sygnał,trzeci sygnał.Po czwartym usłyszałam tak dobrze znany mi damski głos.
Wera:No cześć!Jak my dawno nie rozmawiałyśmy.
Ja:Hej,wiem.Ale mam prośbę.
Wera:Tak?
Ja:Przyjedziesz po mnie na lotnisko?
Wera:Co?-wrzasnęła.
Ja:Przyleciałam na święta-uśmiechnęłam się delikatnie.
Wera:No jasne!Pa!
I rozłączyła się.Poczułam takie ciepło wypełniające moje ciało.Tak na Rudą zawsze mogłam liczyć.
Po jakiś 10 minutach wyczekiwania usłyszałam nadjeżdżające auto.Odwróciłam się i ujrzałam,nie samochód Wery,tylko BMV.Tak,Jego BMV.
Zamknęłam oczy i po prostu siedziałam.Mogłam się domyślić,że moja najlepsza przyjaciółka,będzie chciała dla mnie jak najlepiej i przedzwoni do Kubiaka.Nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
Wpatrywałam się w Jego błękitne tęczówki.
-Tak bardzo tęskniłem-ujął moją twarz dłońmi.-Bałem się,że Cie stracę-coraz bardziej się do mnie zbliżał.
-Michał..-przerwałam mu wdychając łapczywie powietrze.
-Nie mów nic-uśmiechnął się delikatnie chowając mój wychodzący kosmyk za ucho.-Teraz liczymy się tylko my.Kocham Cię,malutka-połączył nasze usta w namiętnym pocałunku pogłębiającym się z sekundy,na sekundę.
_______________________________________________________________________________
Jest i 26 rozdział :D
Musiałam trochę przyśpieszyć akcje,bo nie chciałam cały czas pisać o tym,że idzie do szkoły,wraca itd.
Moją nieobecność na Waszych blogach usprawiedliwia fakt,że byłam na zawodach od piątku do niedzieli.Postaram się wszystko nadrobić.
Jak oceniacie występy naszych biało-czerwonych?Bo z tego co wiem,to w piątek grali wspaniale,a w niedzielę tragicznie.Będę musiała oglądnąć powtórkę. :)
Pozdrawiam,buziaki ;*
Wpatrywałam się tempo przez długi czas w ścianę i nie umiałam wydusić z siebie choćby jednego zdania,słowa.Dziecko?To niemożliwe.Nie teraz.Owszem,lubiłam dzieci nawet bardzo.Ale przecież ja mam 18 lat.Nie będę w stanie je utrzymać.Nie mogę liczyć na pomoc od rodziców.A w ogóle wiążę przyszłość z siatkówką.Ciąża wszystko przekreśli.
-Coś nie tak?-kobieta w białawym fartuchu przykucnęła przy mnie i złapała za bladą rękę.
Schowałam twarz w poduszce i zaczęłam płakać.Płakać,jak małe dziecko,które potrzebuje pomocy.To wszystko mnie przerastało.Nie wiedziałam co mam robić,jak żyć.
-Spokojnie-pogłaskała czule mój policzek,po którym spływało co raz więcej łez.-Dziecko,to nie koniec świata.Wiele kobiet w twoim wieku wychowuje takie maleństwa.Wystarczy determinacja.Zawsze możesz poprosić o pomoc.
-Ale to nie może być prawda-wyszlochałam pociągając nosem.-Ja jestem jeszcze młoda.
-Wszystko będzie dobrze-uśmiechnęła się i przytuliła mnie mocno.-Ja muszę już iść,jak będziesz czegoś potrzebować,to wołaj.
-Dziękuję-mruknęłam odprowadzając wzrokiem pielęgniarkę.
Gdy wyszła,wreszcie mogłam dać upust swoim emocjom.Nie wiem ile tak płakałam,ale moje oczy były całe czerwone i mocno podpuchnięte.Ktoś może powiedzieć,że mam kochającego chłopaka,który na pewno ucieszy się nawieść o dziecku.Ja niestety nie byłam tego taka pewna.Nie chcę Michała jakoś zaniżać.On musi się rozwijać,bo jest wspaniałym siatkarzem.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi,a po chwili przy moim łóżku siedział już Bartek.Nic nie mówił,za co byłam mu bardzo wdzięczna.
-Czyli wiesz?-spytałam prawie słyszalnie.
-Tak-odparł i schował mnie w swoich silnych ramionach.-Wszystko będzie dobrze-pocałował mnie delikatnie w czoło.
Dlaczego każdy powtarza mi,że wszystko będzie dobrze?Przecież ja dobrze wiem,że nic już nie będzie takie samo.Wszystko się zmieni.Moje plany,moje marzenia,moje życie.
Po jakimś tygodniu wyszłam ze szpitala.Lekarz wypisał mi leki na wzmocnienie organizmu oraz witaminy.Czułam się,już całkiem dobrze.Nie byłam taka blada i nie wyglądałam,jak siedem nieszczęść.Jedyną przytłaczającą mnie myślą było 'dziecko'.Nie umiałam i nie umiem sobie wyobrazić tego maleństwa.Nie potrafię.Pielęgniarka zapewniła mnie,że mogę liczyć na jej wsparcie.To na prawdę miła i uprzejma osoba,jakich mało na tym świecie.Policja chciała się zająć sprawą narkotyków,ale ja szybko odmówiłam.Nie chcę mieć z tym wszystkim do czynienia.Co się stało już się nie odstanie.A te rozprawy w sądzie to nie moja bajka.
Z Michałem nie kontaktowałam się w cale.Znaczy,on do mnie dzwonił i pisał,ale ja nie chciałam z nim rozmawiać.Co miałam mu powiedzieć? Cześć Michał,jestem w ciąży.Będziesz ojcem.Cieszysz się?
Sama najpierw muszę sobie wszystko poukładać w głowie.Powiem mu.Na pewno.
Jeżeli oczywiście to dziecko urodzę.Przez ten czas w szpitalu dużo myślałam,też o aborcji.Zawsze byłam przeciw odbieraniu życia małym pociechom,które tak naprawdę nic nie zrobiły,tylko ich nieodpowiedzialni rodzice.Wiem,to głupie,ale zdesperowana kobieta zrobi wszystko.
Szłam powoli trzymając w ręku torbę.Kierowałam się w stronę domu Kurków.Obok mnie nieśmiało kroczył Bartek.Przez ten czas stał się moim naprawdę wiernym przyjacielem.Wspiera mnie i pociesza.Jest po protu,a to mi wystarcza.
-Już w domu-mrugnął do mnie okiem i wpuścił do mieszkania.
W progu stała prawie cała rodzina.Pani Iwona praz Adam mocno mnie wyściskali,a Kuba przytulił.
-Ale schudłaś kochaniutka.Zaraz zrobię ci coś pysznego-klasnęła w dłonie mama siatkarza i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do kuchni.
-Smutno tu było bez ciebie-uśmiechnął się do mnie Kubuś,a ja rozczochrałam mu jego włosy.
-Jula jest zmęczona.Dajcie jej odpocząć-wtrącił się Bartek prowadząc mnie do pokoju.
Weszłam do swojego lokum i od razu rzuciłam się na łóżko.Poczułam,jak mój towarzysz siada obok głaskając delikatnie me plecy.
-I co teraz będzie?-usiadłam na przeciwko Kurka i wytarłam spływające łzy.-Nie mogę już tu chodzić do szkoły.Nici z moich planów,z wszystkiego.
-Spokojnie-przytulił mnie mocno do siebie.-Możesz jeszcze chodzić te 2,3 miesiące.Dalej zobaczymy.
-Nie chcę nic mówić twoim rodzicom.Muszę się sama oswoić z tą myślą-wyszlochałam .
-Nie ma sprawy.Ja nic nie powiem,masz moje słowo-położył rękę na sercu,a później parsknął śmiechem.-A co z Michałem?
Byłam pewna,że poruszy ten drażliwy temat,od którego tak uciekałam.
-A co ma być?-nerwowo zaczęłam bawić się końcówkami swych poczochranych włosów.-Nie umiem z nim normalnie rozmawiać.To wszystko mnie przerasta-schowałam twarz w poduszkę.
-Musisz mu wreszcie powiedzieć.A w ogóle będziesz miała okazję.W grudniu wracasz na 2 tygodnie do Polski,na święta-uśmiechnął się promiennie pokazując swe ząbki.
-Ale.-nie zdążyłam dokończyć,bo siatkarz przerwał mi natychmiast.
-Nie ma żadnego ale malutka.Odpoczywaj-wstał, pocałował mnie w czoło i wyszedł.
Usłyszałam wibracje telefonu.Niechętnie chwyciłam komórkę.Wiadomość od Oliwii.
Hejka.Idziesz na zakupy i małą kawkę?Spotkajmy się za rogiem o 17.
Tak,teraz tego trzeba mi było.Łażenia po sklepach,zakupów.Bym mogła choć na chwilę zapomnieć,nie myśleć.Spojrzałam na zegarek,który wskazał 16.Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się (link).Włosy związałam w niesfornego koka.Gotowa zeszłam na dół.W biegu chwytając jeszcze swoją torebkę.
-A ty gdzie się wybierasz?-spytała pani Iwona stojąc w korytarzu z założonymi rękoma.-Zrobiłam specjalnie dla ciebie szarlotkę,twoją ulubioną.
-Idę na zakupy z koleżanką.Jak przyjdę,to na pewno zjem-przytuliłam ją i wyszłam z mieszkania.
Szłam ulicą w stronę umówionego miejsca.Omijałam pełno szczęśliwych ludzi,mających rodziny.Nagle z daleko zauważyłam drobną osóbką zmierzającą w moją stronę.To była Oliwia,od razu ją poznałam.
Podeszłam do niej i mocno uściskałam.
-Zaraz mnie udusisz-jęknęła.
Puściłam ją natychmiast i razem wybrałyśmy się na małe zakupy.Odwiedziłyśmy chyba wszystkie sklepy i kupiłyśmy wiele rzeczy.Można by rzec,że czułam się jak ryba w wodzie.Przy Oliwce nie musiałam nikogo udawać,byłam sobą.Zapominałam o problemach,z którymi się borykałam.
Po udanych zakupach poszłyśmy do kawiarni na ciasto.Zamówiłyśmy sernik i lody śmietankowe.
-Dobrze się już czujesz,po tym szpitalu?-spytała dziewczyna zjadając kolejny kawałek deseru.
-Troszkę jestem jeszcze osłabiona,ale już lepiej-uśmiechnęłam się sztucznie.
-Przecież widzę,że coś jest nie tak.Mi możesz powiedzieć-dążyła wciąż ten temat.-A ty gdzie się wybierasz?-spytała pani Iwona stojąc w korytarzu z założonymi rękoma.-Zrobiłam specjalnie dla ciebie szarlotkę,twoją ulubioną.
-Idę na zakupy z koleżanką.Jak przyjdę,to na pewno zjem-przytuliłam ją i wyszłam z mieszkania.
Szłam ulicą w stronę umówionego miejsca.Omijałam pełno szczęśliwych ludzi,mających rodziny.Nagle z daleko zauważyłam drobną osóbką zmierzającą w moją stronę.To była Oliwia,od razu ją poznałam.
Podeszłam do niej i mocno uściskałam.
-Zaraz mnie udusisz-jęknęła.
Puściłam ją natychmiast i razem wybrałyśmy się na małe zakupy.Odwiedziłyśmy chyba wszystkie sklepy i kupiłyśmy wiele rzeczy.Można by rzec,że czułam się jak ryba w wodzie.Przy Oliwce nie musiałam nikogo udawać,byłam sobą.Zapominałam o problemach,z którymi się borykałam.
Po udanych zakupach poszłyśmy do kawiarni na ciasto.Zamówiłyśmy sernik i lody śmietankowe.
-Dobrze się już czujesz,po tym szpitalu?-spytała dziewczyna zjadając kolejny kawałek deseru.
-Troszkę jestem jeszcze osłabiona,ale już lepiej-uśmiechnęłam się sztucznie.
W końcu nie wytrzymałam.Potrzebowałam się komuś wygadać,a czułam że Oliwii mogłam zaufać.
-Po prostu,ja-schowałam wzrok w czubkach swych butów.-Jestem w ciąży.
Przyjaciółka mało co nie zadławiła się jedzeniem.
-W ciąży?-powtórzyła patrząc na mnie z oczami w wielkości pięciozłotówek.-I co masz zamiar zrobić?
-Nie wiem-oparłam głowę o rękę.-Nie wiem czy dam radę,nie jestem jeszcze gotowa na dziecko.
-Czy ty masz na myśli aborcje?-spytała z wielkim wyrzutem w głosie.
-Może.
-Powiem ci coś,choć jest to dla mnie bolesny temat-pokiwałam twierdząco głową.-Dokładnie rok temu dowiedziałam się,że będę miała dziecko.Byłam taką gówniarą,która nie wiedziała co zrobić.Chodziłam na dużo dyskotek,popadłam w złe towarzystwo.Mój chłopak mnie rzucił.Byłam wrakiem człowieka.Nie chciałam tego dziecka,więc usunęłam je-przerwała i powycierała spływającą pojedynczą łzę.
-Nie musisz mówić,jeśli nie chcesz-odparłam delikatnie łapiąc ją za dłoń.
-Ale chcę-powiedziała stanowczo kontynuując.-Nawet nie wiesz ile bym dała,żeby cofnąć czas.Żeby mieć dla kogo żyć.Rodzice mieli do mnie na początku straszny żal,ale z czasem wszystko przeszło i było po staremu.Dlatego bardzo Cie proszę,nie odbieraj tej małej istocie życia.Dasz radę,ja będę mogła ci pomagać-skończyła i uśmiechnęła się nikle.
-Nie wiem co powiedzieć.Dziękuję Ci,ta rozmowa wiele dla mnie znaczyła.
-Nie ma sprawy.A co z twoim chłopakiem?-spytała cichutko.
-Jest w Polsce-westchnęłam głęboko.-Tak zwany związek na odległość.Strasznie za nim tęsknie,lecz nie potrafię mu powiedzieć o dziecku.On jest przecież siatkarzem,nie wiem jak zareaguje.
-I się nie dowiesz,jak mu nie powiesz-przerwała mi.
-Wszystko w swoim czasie-przytuliłam ją mocno do siebie.-Dziękuję Ci jeszcze raz.
(...)
Minęło 60 dni od mojej rozmowy z Oliwią.Kalendarz wskazuje na 20 grudnia.Czy coś się zmieniło?Owszem.A dokładniej to moje nastawienie do życia.Postanowiłam,że urodzę to dziecko.Choćby mnie Michał miał zostawić,to czuje jednak,że sobie poradzę,że dam radę.Bartek,tak jak już kiedyś wspominałam,jest wspaniałym przyjacielem,wręcz prawdziwym skarbem.Pomaga mi,jak tylko może.Chodzi ze mną do ginekologa na USG.Pielęgniarki wręcz myślą,że jest moim narzeczonym.Ciekawe dlaczego.Oliwka także stała się moją prawdziwą przyjaciółką od serca.W swoim towarzystwie czujemy się najlepiej,rozumiemy się bez słów.
Właśnie leciałam samolotem do Polski.Kurek został w Rosji,gdyż święta musi spędzić z rodziną.To chyba moja najtrudniejsza podróż.Z Michałem kontaktowałam się rzadko,jak już to z przymusu.Chciałam mu wszystko powiedzieć,ale bałam się.A w ogóle to nie rozmowa na telefon.
Mój brzuszek jest już lekko zaokrąglony.Innym ludziom tłumaczę się,że przybrałam na wadzę.Wiem,głupie ale nie chcę żadnego rozgłosu.
-Proszę wszystkich o jeszcze odrobinę cierpliwości.Za chwilę lądujemy-usłyszałam czyjś wyraźny głos.
Poprawiłam swoje pasy i wpatrywałam się w krajobraz za oknem.Małe miasteczka i ludzie,przypominający mrówki.Z czasem widać ich było coraz wyraźniej i bardziej.Lądowaliśmy.
-Jesteśmy na miejscu-powiedziała stewardessa.
Ruszyłam się ze swojego miejsca i wysiadłam z samolotu biorąc jeszcze ze sobą 2 walizki.Usiadłam na ławce i rozmyślałam co teraz robić.do kogo przedzwonić.W końcu wykręciłam numer do Weroniki.
Jeden sygnał,drugi sygnał,trzeci sygnał.Po czwartym usłyszałam tak dobrze znany mi damski głos.
Wera:No cześć!Jak my dawno nie rozmawiałyśmy.
Ja:Hej,wiem.Ale mam prośbę.
Wera:Tak?
Ja:Przyjedziesz po mnie na lotnisko?
Wera:Co?-wrzasnęła.
Ja:Przyleciałam na święta-uśmiechnęłam się delikatnie.
Wera:No jasne!Pa!
I rozłączyła się.Poczułam takie ciepło wypełniające moje ciało.Tak na Rudą zawsze mogłam liczyć.
Po jakiś 10 minutach wyczekiwania usłyszałam nadjeżdżające auto.Odwróciłam się i ujrzałam,nie samochód Wery,tylko BMV.Tak,Jego BMV.
Zamknęłam oczy i po prostu siedziałam.Mogłam się domyślić,że moja najlepsza przyjaciółka,będzie chciała dla mnie jak najlepiej i przedzwoni do Kubiaka.Nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
Wpatrywałam się w Jego błękitne tęczówki.
-Tak bardzo tęskniłem-ujął moją twarz dłońmi.-Bałem się,że Cie stracę-coraz bardziej się do mnie zbliżał.
-Michał..-przerwałam mu wdychając łapczywie powietrze.
-Nie mów nic-uśmiechnął się delikatnie chowając mój wychodzący kosmyk za ucho.-Teraz liczymy się tylko my.Kocham Cię,malutka-połączył nasze usta w namiętnym pocałunku pogłębiającym się z sekundy,na sekundę.
_______________________________________________________________________________
Jest i 26 rozdział :D
Musiałam trochę przyśpieszyć akcje,bo nie chciałam cały czas pisać o tym,że idzie do szkoły,wraca itd.
Moją nieobecność na Waszych blogach usprawiedliwia fakt,że byłam na zawodach od piątku do niedzieli.Postaram się wszystko nadrobić.
Jak oceniacie występy naszych biało-czerwonych?Bo z tego co wiem,to w piątek grali wspaniale,a w niedzielę tragicznie.Będę musiała oglądnąć powtórkę. :)
Pozdrawiam,buziaki ;*
poniedziałek, 16 czerwca 2014
25 ROZDZIAŁ
-Jula!Pobudka!-darł się ktoś nad moim uchem i szturchał mocno w ramię.
Otworzyłam delikatnie powieki i ujrzałam rozmazany obraz sterczącego nade mną siatkarza.Westchnęłam głęboko przecierając oczy i rozciągając się.
-Wstawaj,bo nie zdążysz do szkoły!-to podziałało jak magnes.
Wyskoczyłam szybko z łóżka i wbiegłam do łazienki.Usłyszałam jeszcze za sobą trzask zamykanych drzwi od mojego pokoju.Odkręciłam kran i wpatrywałam się w lustro.Ta myśl,że Michał mógł mieć kogoś na boku nie dawała mi spokoju.Choć przekonuje mnie,że tylko ja jestem jego miłością,to jak zwykle moja intuicja mówi inaczej.Przemyłam twarz i zakręciłam wodę.Wzięłam błyskawiczny prysznic i pomalowałam się.Włosy związałam w roztrzepanego koka i ubrałam te ciuchy (link).Wyszłam z pomieszczenia pakując jeszcze do mojej torby książki (zakupione wcześniej przez rodzinę Kurków) oraz inne potrzebne kobiecie rzeczy.Zeszłam do kuchni,gdzie na stole czekało już na mnie wyśmienite śniadanie i uśmiechnięty od ucha do ucha Bartek.
Skinieniem ręki wskazał miejsce obok niego.Oczywiście usiadłam tam,gdzie mnie prosił i w mig pochłonęłam całą jajecznicę,nie zamieniając ani jednego słowa z przyjmującym.
-Gdybym wiedział,że tyle jesz,to zrobiłbym tego więcej-spojrzał na mnie z oczami w wielkości pięciozłotówek.
-Spadaj-warknęłam uderzając go w bark.
Wstałam od stołu i udałam się do korytarza.Ukradkiem zerknęłam na zegarek,który wskazywał 7.30.
Nałożyłam płaszczyk,owinęłam cienki szalik wokół szyi i trampki.Kurek mierzył każdy mój ruch.
-No i czego się tak gapisz?-uniosłam jedną brew do góry zakładając ręce na piersi.
-Po to mam oczy,moja droga-mruknął zadowolony,myśląc że mnie zagiął.
-W każdej chwili możesz je stracić-wyszczerzyłam się w jego stronę.Do potem,pa-mruknęłam wychodząc z domu.
Szłam tą samą drogą co zawsze.Jesienny wietrzyk delikatnie rozwiewał kosmyki mych włosów,to na lewo,to na prawo.Akurat dzisiaj pogoda była niezbyt sprzyjająca.Termometr wskazał zaledwie 12 stopni.
Jak ja nie lubię zimna... brrr.Do tego jeszcze zapowiadali,że do końca tego tygodnia możemy spodziewać się dużo deszczu.Na te prognozy pogody jednak trzeba wziąć małą poprawkę.Nie raz zapowiadali upały,a wychodziła figa z makiem.
-No cześć!-usłyszałam czyiś głos.Głos,który znałam już wcześniej.Damski głos.
-Hej Oliwia-rozpromieniłam się na jej widok.Ta dziewczyna zawsze pajała taką wielką radością.To widać było w jej radosnych oczach.
-Ty mieszkasz tu niedaleko?-spytała zaciekawiona.-Bo wiesz może mogłybyśmy razem wybierać się do liceum.
-Tam za rogiem-wskazałam jej palcem jedną ze ścieżek.-Całkiem niezły pomysł.
-To się jeszcze umówimy-odparła,gdy wchodziłyśmy do wielkiego zaludnionego przez uczennice i uczniów budynku.
Weszłyśmy do klasy z numerem 101,tam miałyśmy mieć historię.Bardzo zdziwił mnie widok wszystkich uczniów siedzących w ławkach z książkami na stolikach.Zajęłam miejsce obok Oliwki,w 1 rzędzie prawie na samym końcu.Wyjęłam potrzebne materiały na ławkę,gdy w tej samej chwili rozdzwonił się dzwonek i wszystkie nauczycielki zaczęły schodzić się do klas.Powiesiłam jeszcze na krzesełku kurtkę.
Nagle do klasy wszedł starszy,gruby pan z wąsem.Rozpoczął lekcję o jakiś historycznych bzdetach.Tak jak już kiedyś wspomniałam,nigdy nie lubiłam historii.Więc zanudzona bazgrałam różne ślaczki po kartce mojego zeszytu.Z transu wyrwało mnie szturchnięcie jakiegoś blondyna siedzącego w drugim rzędzie.Podał mi zmieloną kartkę i uśmiechnął się cwaniacko poprawiając kosmyki swych włosów.
Rozłożyłam makulaturę i przeczytałam ją.
Otworzyłam delikatnie powieki i ujrzałam rozmazany obraz sterczącego nade mną siatkarza.Westchnęłam głęboko przecierając oczy i rozciągając się.
-Wstawaj,bo nie zdążysz do szkoły!-to podziałało jak magnes.
Wyskoczyłam szybko z łóżka i wbiegłam do łazienki.Usłyszałam jeszcze za sobą trzask zamykanych drzwi od mojego pokoju.Odkręciłam kran i wpatrywałam się w lustro.Ta myśl,że Michał mógł mieć kogoś na boku nie dawała mi spokoju.Choć przekonuje mnie,że tylko ja jestem jego miłością,to jak zwykle moja intuicja mówi inaczej.Przemyłam twarz i zakręciłam wodę.Wzięłam błyskawiczny prysznic i pomalowałam się.Włosy związałam w roztrzepanego koka i ubrałam te ciuchy (link).Wyszłam z pomieszczenia pakując jeszcze do mojej torby książki (zakupione wcześniej przez rodzinę Kurków) oraz inne potrzebne kobiecie rzeczy.Zeszłam do kuchni,gdzie na stole czekało już na mnie wyśmienite śniadanie i uśmiechnięty od ucha do ucha Bartek.
Skinieniem ręki wskazał miejsce obok niego.Oczywiście usiadłam tam,gdzie mnie prosił i w mig pochłonęłam całą jajecznicę,nie zamieniając ani jednego słowa z przyjmującym.
-Gdybym wiedział,że tyle jesz,to zrobiłbym tego więcej-spojrzał na mnie z oczami w wielkości pięciozłotówek.
-Spadaj-warknęłam uderzając go w bark.
Wstałam od stołu i udałam się do korytarza.Ukradkiem zerknęłam na zegarek,który wskazywał 7.30.
Nałożyłam płaszczyk,owinęłam cienki szalik wokół szyi i trampki.Kurek mierzył każdy mój ruch.
-No i czego się tak gapisz?-uniosłam jedną brew do góry zakładając ręce na piersi.
-Po to mam oczy,moja droga-mruknął zadowolony,myśląc że mnie zagiął.
-W każdej chwili możesz je stracić-wyszczerzyłam się w jego stronę.Do potem,pa-mruknęłam wychodząc z domu.
Szłam tą samą drogą co zawsze.Jesienny wietrzyk delikatnie rozwiewał kosmyki mych włosów,to na lewo,to na prawo.Akurat dzisiaj pogoda była niezbyt sprzyjająca.Termometr wskazał zaledwie 12 stopni.
Jak ja nie lubię zimna... brrr.Do tego jeszcze zapowiadali,że do końca tego tygodnia możemy spodziewać się dużo deszczu.Na te prognozy pogody jednak trzeba wziąć małą poprawkę.Nie raz zapowiadali upały,a wychodziła figa z makiem.
-No cześć!-usłyszałam czyiś głos.Głos,który znałam już wcześniej.Damski głos.
-Hej Oliwia-rozpromieniłam się na jej widok.Ta dziewczyna zawsze pajała taką wielką radością.To widać było w jej radosnych oczach.
-Ty mieszkasz tu niedaleko?-spytała zaciekawiona.-Bo wiesz może mogłybyśmy razem wybierać się do liceum.
-Tam za rogiem-wskazałam jej palcem jedną ze ścieżek.-Całkiem niezły pomysł.
-To się jeszcze umówimy-odparła,gdy wchodziłyśmy do wielkiego zaludnionego przez uczennice i uczniów budynku.
Weszłyśmy do klasy z numerem 101,tam miałyśmy mieć historię.Bardzo zdziwił mnie widok wszystkich uczniów siedzących w ławkach z książkami na stolikach.Zajęłam miejsce obok Oliwki,w 1 rzędzie prawie na samym końcu.Wyjęłam potrzebne materiały na ławkę,gdy w tej samej chwili rozdzwonił się dzwonek i wszystkie nauczycielki zaczęły schodzić się do klas.Powiesiłam jeszcze na krzesełku kurtkę.
Nagle do klasy wszedł starszy,gruby pan z wąsem.Rozpoczął lekcję o jakiś historycznych bzdetach.Tak jak już kiedyś wspomniałam,nigdy nie lubiłam historii.Więc zanudzona bazgrałam różne ślaczki po kartce mojego zeszytu.Z transu wyrwało mnie szturchnięcie jakiegoś blondyna siedzącego w drugim rzędzie.Podał mi zmieloną kartkę i uśmiechnął się cwaniacko poprawiając kosmyki swych włosów.
Rozłożyłam makulaturę i przeczytałam ją.
Bolało,jak spadłaś z nieba?
Myślałam,że tam ze śmiechu padnę.Oczywiście nie zrobiłam tego.Tekst XXI wieku.
Odpisałam mu i oddałam karteczkę.
Bolało,jak spadłeś z księżyca?
Spojrzał na mnie zdezorientowany i do końca lekcji nie obdarzył mnie wzrokiem.Chyba uraziłam jego męską dumę.
Reszta lekcji minęła dość szybko i sprawnie.Prawie na każdej poznawaliśmy się i omawialiśmy system ocen.
Niby jest to sportowe liceum,ale ja się czuję dokładnie tak samo,jak w normalnym w Polsce.Jedynie tutaj dają ogromny nacisk na rozwój fizyczny i zakres wiadomości o siatkówce,co mi się bardzo podoba.
Treningi mamy codziennie o 9 i 16.Właśnie zmierzałam na jeden z nich.Weszłam do szatni razem z Oliwią i szybko się ubrałam.Gdy wychodziłyśmy los chciał,że potknęłam się i wpadłam na jakąś dziewczynę.
Usłyszałam głośny pisk,więc podniosłam się i ujrzałam leżącą na podłodze,całą mokrą nastolatkę.
-Przepraszam-odparłam i podałam jej dłoń,by mogła wstać.
-Wiesz gdzie mam twoje przepraszam?W dupie!Przez ciebie makijaż mi się zepsuł i do tego jeszcze poplamiłam swoją ulubioną różowiótką bluzkę.Choć tak naprawdę rodzice mi mogą kupić takich tysiące.Ale to nie zmienia faktu,że ci nie wybaczę.Lepiej zejdź mi z drogi,bo wystarczy jedno moje słowo,a wylecisz z tej szkoły-wstała,otrzepała się i odeszła godnie podnosząc głowę.
Parsknęłam śmiechem o mało co nie dławiąc się swoją śliną.
-To było boskie!-uśmiechnęła się Oliwka i przybiła ze mną piontkę.
Weszłyśmy na salę,gdzie dziewczyny już się rozgrzewały,więc nie tracąc czasu,dołączyłyśmy do nich.
***
Właśnie szykowałem się na popołudniowy trening.Moje myśli cały czas biegały wokół jednej osoby..Julii.
Żałowałem,że ją nie zatrzymałem przy sobie,że nie poleciałem za nią.Teraz muszę cierpieć i tak bardzo tęsknić.Wpakowywałem bluzkę do torby,gdy nagle usłyszałem głośne pukanie do moich drzwi.
Wstałem ociągając się i otworzyłem je na oścież.Do mojego domu wepchała się niska blondynka i rzuciła mi się na szyję.Zamknąłem drzwi i lekko ją odepchnąłem.
-Misiu,tak bardzo się stęskniłam-wymamrotała tuląc mnie dalej.
-O co ci kobieto chodzi?-warknąłem odrywając się od niej.
-Jak to?Przecież możemy stworzyć związek,Misiu-dotknęła zimną dłonią mój policzek i uśmiechnęła się cwaniacko.
-Daj mi święty spokój-fuknąłem odtrącając jej dłoń.
-Teraz już ci się to nie podoba?A wczoraj na imprezie,mam ci odświeżyć pamięć,co się działo?
Stanąłem,jak korek.Nie wiedziałem,co powiedzieć,nie umiałem wydusić z siebie,choćby jednego słowa.
-Co nic nie mówisz-uniosła kąciki ust w geście triumfu.-Nie pamiętasz,jak nam razem było dobrze.
Nie mogłem tego słuchać.Ta kobieta to jakaś psychopatka.Owszem dużo wypiłem na dyskotece,ale nie aż tyle,żeby nie pamiętać,co się działo.Chociaż,obraz mi się zamazuje,gdy zasnąłem na kanapie w domu Wojtaszka,dalej mam pustkę.Ta dziewczyna to moja dawna znajoma.Poznałem ją kiedyś na meczu,lecz nigdy mi się nie podobała.
-Wyjdź!-wywlokłem ją z mieszkania i zatrzasnąłem drzwi na klucz.
-To jeszcze nie koniec!Ciekawe,czy twoja dziewczyna o tym wie-usłyszałem jeszcze jej radosny głos.
Oparłem się o ścianę i zsunąłem chowając twarz w kolanach.
Najgorsze było to,że jeżeli Klaudia powie o tym Julce,to ona mi nie uwierzy,że to nie prawda.Przecież była już zdradzona.Nie zdołam jej wszystkiego wyjaśnić.Ale przecież nie zrobiłem nic złego,na pewno..
***
Prawie cały trening minął nam na zapoznaniu się.Zakolegowałam się z kilkoma naprawdę sympatycznymi dziewczynami,wszystkie tak samo jak ja kochały siatkówkę.
Wzięłam prysznic,ubrałam się i razem z Oliwią udałam się w kierunku domu.
-Ale ją załatwiłaś-parsknęła śmiechem.
Odwzajemniłam gest wpatrując się w chmury.
-A kim ona tak w ogóle jest?-spytałam zaciekawiona przenosząc wzrok na drobną dziewczynę.
-Ma na imię Magda.Jej ojciec to dyrektor tego liceum,dlatego lepiej z nią nie zadzierać.Jest bogata,chamska,nie liczy się ze zdaniem innych,a co najważniejsze,zawsze stawia na swoim-skończyła swój monolog Oliwka uśmiechając się nikle.
-Czyli już zapunktowałam u niej i dyrektorka!-jęknęłam szczerząc się,jak mysz do sera.
-Ciesz się,ciesz-mruknęła.-Zrobiłaś to po mistrzowsku.
Zatrzymałyśmy się przy moim domu.
-Do jutra-powiedziała Oliwia i mocno mnie przytuliła.
-Do jutra-odpowiedziałam jej i weszłam do mieszkania.
Rozebrałam się i rzuciłam torbę w kąt.Zauważyłam podpierającego się o fotel Kurka i uśmiechającego w moją stronę.
-Jestem gdzieś brudna?-spytałam wycierając ręką wargę.
-Nie,skąd ten pomysł?
-A no nie wiem,gapisz się na mnie tak bez powodu?-spojrzałam na niego z politowaniem.
-Jest sprawa-odparł pociągając mnie za ramię,bym znalazła się blisko niego.-Idziemy potańczyć.
-Co,gdzie,jak,o której,kiedy,odbiło ci?-zadałam mu masę pytań,nie czekając na odpowiedź.
-Już ci mówię-rzekł poważnie.-Koledzy robią dyskotekę,tutaj za rogiem i prosili,żebym wpadł.A więc ubierz się jakoś ładnie,wymaluj i te inne rzeczy-poruszył charakterystycznie brwiami.
Wlepiłam w niego zdezorientowany wzrok.
-No już,pośpiesz się-popchnął mnie w stronę mojego pokoju.
Zrezygnowana pobiegłam do pomieszczenia zamykając się.Wyrzuciłam z szafy pełno ubrań,w końcu wybierając najlepszą stylizację (link).Ubrałam się,włosy związałam w wysokiego kucyka i umalowałam trochę odważniej.
Jeżeli pan Kubiaczek może się bawić,to dlaczego ja nie?-pomyślałam chwytając jeszcze w rękę torebkę i zbiegłam do salonu,gdzie czekał już na mnie siatkarz.
-Możemy iść-powiedziałam pewnie.
Narzuciłam na plecy kurtkę,nałożyłam balerinki i wyszłam z mieszkania w towarzystwie Bartka.
Szliśmy przez ciągnące się ulice jakieś 10 minut,gdy nagle przyjmujący zatrzymał się pokazując ręką duży,oświetlony lokal.
-To tu-mruknął otwierając mi drzwi.
Weszliśmy do wielkiego pomieszczenia.Na suficie wisiały 2 duże kule dyskotekowe,a wokół było pełno ludzi z kieliszkami w rękach.Z głośników leciała głośno muzyka,przy której tańczyły różne osoby.Usiadłam na jednym z foteli rozglądając się na boki.
-Pójdę coś nam wziąć do picia-odparł po chwili Kurek i znikł w tłumie.
Próbowałam się wyluzować,lecz na marne.Cały czas moje myśli krążyły wokół Dzika.Chciałam wiedzieć,co teraz robi,jak minął mu dzień,z kim się spotyka.
-Proszę-uśmiechnął się do mnie siatkarz podając do ręki drinka.
-Dziękuję-odpowiedziałam mocząc usta w napoju.
-Poznaj Nikołaja i Siergieja-odezwał się po chwili wskazując na dwóch mężczyzn stojących obok nas.
-Jula,miło mi-podałam każdemu dłoń i znów usadowiłam się wygodnie na dawnym miejscu.
Kojarzyłam ich już z telewizji,z meczów.
-I jak zabawa?-spytał jeden z nich.
-Super-rzekłam wymuszając na swojej twarzy uśmiech.
-Staraliśmy się.Widzę,że jeżeli podoba się takiej pięknej kobiecie,to musieliśmy odwalić niezłą robotę-szturchnął w ramię swojego kumpla.
-Bez przesady-jęknęłam.-Fajnie jest-poklepałam go po ramieniu i wstałam.
-A ty gdzie się wybierasz?-spytał Bartek również ruszając się ze swojego miejsca.
-Potańczyć-mrugnęłam do niego.-Idziesz?
-Z tobą zawsze-zaśmiał się i pociągnął mnie na parkiet.
Przetańczyliśmy chyba z 7 piosenek,ale niestety zaczęło brakować mi tchu i dziwnie kręcić się w głowie.Podparłam się rękoma o blat,by nie spaść.
-Jula,co się stało?-spytał zatroskany Kurek wymachując przede mną dłońmi.
-Nic,chyba-wymruczałam.-Głowa mnie boli.
Obraz przed oczami zaczął mi się całkiem zamazywać.W końcu zobaczyłam już tylko ciemność,a później huk i krzyk.
***
Nagle Jula zemdlała padając na podłogę.Nie wiedziałem co robić,nogi mi się ugięły.Zacząłem krzyczeć,by ktoś dzwonił po pogotowie.
Uklęknąłem przy niej i ująłem jej twarz energicznie potrząsając.
-Jula!Jula!Żyjesz?!-wrzeszczałem,jak najęty,a do moich oczu zaczęły napływać małe łzy.
Myśl,że mogło coś jej się groźnego stać,że mogła umrzeć rozbrzmiewała w mojej głowie i nie pozwalała normalnie funkcjonować.
-Z drogi!-usłyszałem za sobą czyjeś głosy.
Odwróciłem się natychmiast ujrzając kilku lekarzy.Chwycili ją i położyli na noszach.
-Wyjdzie z tego?-spytałem spanikowany.
-Proszę nie zadawać teraz takich pytań-odpowiedział stanowczo jeden z nich pośpiesznie pakując się do karetki.
-Al.e.-nie zdążyłem już nic powiedzieć,bo odjechali na sygnale.
Nie wiedziałem co teraz robić.Do domu nie pójdę,bo nie zostawię jej samej.Do szpitala nie pobiegnę,bo za daleko.Nagle ktoś delikatnie szturchnął mnie w ramię.
-Weź-odpowiedział Nikołaj wkładając do mojej ręki kluczyki od auta.
-Dzięki stary-rzuciłem mu się na szyję i czym prędzej pobiegłem do pokazanego samochodu.
Wsiadłem i cały roztrzęsiony,z piskiem opon odjechałem.Kierunek-szpital.
Po jakiś 20 minutach byłem na miejscu.Nie zdziwię się,jeżeli do mojego kumpla przyjdzie pełno mandatów,ponieważ złamałem pewnie każde możliwe prawo.Wbiegłem do wielkiego,białego gmachu zatrzymując się w recepcji.
-Gdzie mogę znaleźć Julię Lipińską?-wydukałem.
-Cały czas prosto,a później w prawo i schodami na lewo-odparła recepcjonistka zauważając po chwili kim jestem.
-Dziękuję.
Poszedłem wskazaną drogą wpadając na jakiegoś lekarza.
-Przepraszam-mruknąłem podnosząc stertę papierków.
-Proszę uważać-powiedział spokojnie.
-Pan był u Julii Lipińskiej,dopiero co została przywieziona?-spytałem z nadzieją.
-Tak,a pan to ktoś z rodziny?-uniósł w górę jedną brew.
-Narzeczony-wypaliłem szybko nie zważając na konsekwencje.
-Jeszcze nic nie wiemy,będą przeprowadzone badanie.Jak będziemy już coś wiedzieć,to damy panu znać-uśmiechnął się delikatnie i złapał mnie za ramię.-Proszę być dobrej myśli.
Przytaknąłem potwierdzająco głową podchodząc do sali z numerem 43.Oparłem się o szybę i spoglądałem na nieprzytomną,drobną dziewczynę.Wtedy zdałem sobie sprawę,że to wszystko to moja wina,gdybym ją tam nie zaprowadził,nic by się nie stało.Choć jeszcze nie wiedziałem,co jej takiego jest.
***
Otworzyłam delikatnie oczy i ujrzałam białe pomieszczenie.Przymknęłam na chwilę powieki i przypomniałam sobie wszystko,tańczyłam i nagle zrobiło mi się słabo.Potem film się urywa.Westchnęłam głęboko przeczesując delikatnie palcami po posiniaczonych od igieł rąk.
-Już się pani obudziła?-usłyszałam głos pani pielęgniarki.
-Tak.Co mi jest,co się w ogóle stało?
-Miała pani bardzo dużą dawkę narkotyku w sobie.Prawdopodobnie ktoś coś pani dosypał do kubka.Na szczęście pogotowie w porę przyjechało i nic groźnego się nie stało.Zostanie pani kilka dni na badaniach,a później przepiszemy jakieś leki i wszystko wróci do normy-uśmiechnęła się szczerze.
-Tylko jest jeszcze coś-dodała zakładając ręce na piersiach.-Może się pani nie martwić.Dziecko jest całe i zdrowe.
-Jakie dziecko?-odparłam niedowierzająco.
-Przecież jest pani w 2 tygodniu ciąży.
_______________________________________________________________________
PRZEPRASZAM,PRZEPRASZAM,PRZEPRASZAM,że tak długo nic nie dodawałam.
Ale jak już wcześniej wspominałam,miałam wycieczkę,do tego brak czasu,treningi i mecze,a co najgorsze brak weny.Postaram się już dodawać na bieżąco,przynajmniej raz w tygodniu lub dwa.
Włochy pokonane! :D Brawo biało-czerwoni! :3
Pozdrawiam,buziaki ;*
Wzięłam prysznic,ubrałam się i razem z Oliwią udałam się w kierunku domu.
-Ale ją załatwiłaś-parsknęła śmiechem.
Odwzajemniłam gest wpatrując się w chmury.
-A kim ona tak w ogóle jest?-spytałam zaciekawiona przenosząc wzrok na drobną dziewczynę.
-Ma na imię Magda.Jej ojciec to dyrektor tego liceum,dlatego lepiej z nią nie zadzierać.Jest bogata,chamska,nie liczy się ze zdaniem innych,a co najważniejsze,zawsze stawia na swoim-skończyła swój monolog Oliwka uśmiechając się nikle.
-Czyli już zapunktowałam u niej i dyrektorka!-jęknęłam szczerząc się,jak mysz do sera.
-Ciesz się,ciesz-mruknęła.-Zrobiłaś to po mistrzowsku.
Zatrzymałyśmy się przy moim domu.
-Do jutra-powiedziała Oliwia i mocno mnie przytuliła.
-Do jutra-odpowiedziałam jej i weszłam do mieszkania.
Rozebrałam się i rzuciłam torbę w kąt.Zauważyłam podpierającego się o fotel Kurka i uśmiechającego w moją stronę.
-Jestem gdzieś brudna?-spytałam wycierając ręką wargę.
-Nie,skąd ten pomysł?
-A no nie wiem,gapisz się na mnie tak bez powodu?-spojrzałam na niego z politowaniem.
-Jest sprawa-odparł pociągając mnie za ramię,bym znalazła się blisko niego.-Idziemy potańczyć.
-Co,gdzie,jak,o której,kiedy,odbiło ci?-zadałam mu masę pytań,nie czekając na odpowiedź.
-Już ci mówię-rzekł poważnie.-Koledzy robią dyskotekę,tutaj za rogiem i prosili,żebym wpadł.A więc ubierz się jakoś ładnie,wymaluj i te inne rzeczy-poruszył charakterystycznie brwiami.
Wlepiłam w niego zdezorientowany wzrok.
-No już,pośpiesz się-popchnął mnie w stronę mojego pokoju.
Zrezygnowana pobiegłam do pomieszczenia zamykając się.Wyrzuciłam z szafy pełno ubrań,w końcu wybierając najlepszą stylizację (link).Ubrałam się,włosy związałam w wysokiego kucyka i umalowałam trochę odważniej.
Jeżeli pan Kubiaczek może się bawić,to dlaczego ja nie?-pomyślałam chwytając jeszcze w rękę torebkę i zbiegłam do salonu,gdzie czekał już na mnie siatkarz.
-Możemy iść-powiedziałam pewnie.
Narzuciłam na plecy kurtkę,nałożyłam balerinki i wyszłam z mieszkania w towarzystwie Bartka.
Szliśmy przez ciągnące się ulice jakieś 10 minut,gdy nagle przyjmujący zatrzymał się pokazując ręką duży,oświetlony lokal.
-To tu-mruknął otwierając mi drzwi.
Weszliśmy do wielkiego pomieszczenia.Na suficie wisiały 2 duże kule dyskotekowe,a wokół było pełno ludzi z kieliszkami w rękach.Z głośników leciała głośno muzyka,przy której tańczyły różne osoby.Usiadłam na jednym z foteli rozglądając się na boki.
-Pójdę coś nam wziąć do picia-odparł po chwili Kurek i znikł w tłumie.
Próbowałam się wyluzować,lecz na marne.Cały czas moje myśli krążyły wokół Dzika.Chciałam wiedzieć,co teraz robi,jak minął mu dzień,z kim się spotyka.
-Proszę-uśmiechnął się do mnie siatkarz podając do ręki drinka.
-Dziękuję-odpowiedziałam mocząc usta w napoju.
-Poznaj Nikołaja i Siergieja-odezwał się po chwili wskazując na dwóch mężczyzn stojących obok nas.
-Jula,miło mi-podałam każdemu dłoń i znów usadowiłam się wygodnie na dawnym miejscu.
Kojarzyłam ich już z telewizji,z meczów.
-I jak zabawa?-spytał jeden z nich.
-Super-rzekłam wymuszając na swojej twarzy uśmiech.
-Staraliśmy się.Widzę,że jeżeli podoba się takiej pięknej kobiecie,to musieliśmy odwalić niezłą robotę-szturchnął w ramię swojego kumpla.
-Bez przesady-jęknęłam.-Fajnie jest-poklepałam go po ramieniu i wstałam.
-A ty gdzie się wybierasz?-spytał Bartek również ruszając się ze swojego miejsca.
-Potańczyć-mrugnęłam do niego.-Idziesz?
-Z tobą zawsze-zaśmiał się i pociągnął mnie na parkiet.
Przetańczyliśmy chyba z 7 piosenek,ale niestety zaczęło brakować mi tchu i dziwnie kręcić się w głowie.Podparłam się rękoma o blat,by nie spaść.
-Jula,co się stało?-spytał zatroskany Kurek wymachując przede mną dłońmi.
-Nic,chyba-wymruczałam.-Głowa mnie boli.
Obraz przed oczami zaczął mi się całkiem zamazywać.W końcu zobaczyłam już tylko ciemność,a później huk i krzyk.
***
Nagle Jula zemdlała padając na podłogę.Nie wiedziałem co robić,nogi mi się ugięły.Zacząłem krzyczeć,by ktoś dzwonił po pogotowie.
Uklęknąłem przy niej i ująłem jej twarz energicznie potrząsając.
-Jula!Jula!Żyjesz?!-wrzeszczałem,jak najęty,a do moich oczu zaczęły napływać małe łzy.
Myśl,że mogło coś jej się groźnego stać,że mogła umrzeć rozbrzmiewała w mojej głowie i nie pozwalała normalnie funkcjonować.
-Z drogi!-usłyszałem za sobą czyjeś głosy.
Odwróciłem się natychmiast ujrzając kilku lekarzy.Chwycili ją i położyli na noszach.
-Wyjdzie z tego?-spytałem spanikowany.
-Proszę nie zadawać teraz takich pytań-odpowiedział stanowczo jeden z nich pośpiesznie pakując się do karetki.
-Al.e.-nie zdążyłem już nic powiedzieć,bo odjechali na sygnale.
Nie wiedziałem co teraz robić.Do domu nie pójdę,bo nie zostawię jej samej.Do szpitala nie pobiegnę,bo za daleko.Nagle ktoś delikatnie szturchnął mnie w ramię.
-Weź-odpowiedział Nikołaj wkładając do mojej ręki kluczyki od auta.
-Dzięki stary-rzuciłem mu się na szyję i czym prędzej pobiegłem do pokazanego samochodu.
Wsiadłem i cały roztrzęsiony,z piskiem opon odjechałem.Kierunek-szpital.
Po jakiś 20 minutach byłem na miejscu.Nie zdziwię się,jeżeli do mojego kumpla przyjdzie pełno mandatów,ponieważ złamałem pewnie każde możliwe prawo.Wbiegłem do wielkiego,białego gmachu zatrzymując się w recepcji.
-Gdzie mogę znaleźć Julię Lipińską?-wydukałem.
-Cały czas prosto,a później w prawo i schodami na lewo-odparła recepcjonistka zauważając po chwili kim jestem.
-Dziękuję.
Poszedłem wskazaną drogą wpadając na jakiegoś lekarza.
-Przepraszam-mruknąłem podnosząc stertę papierków.
-Proszę uważać-powiedział spokojnie.
-Pan był u Julii Lipińskiej,dopiero co została przywieziona?-spytałem z nadzieją.
-Tak,a pan to ktoś z rodziny?-uniósł w górę jedną brew.
-Narzeczony-wypaliłem szybko nie zważając na konsekwencje.
-Jeszcze nic nie wiemy,będą przeprowadzone badanie.Jak będziemy już coś wiedzieć,to damy panu znać-uśmiechnął się delikatnie i złapał mnie za ramię.-Proszę być dobrej myśli.
Przytaknąłem potwierdzająco głową podchodząc do sali z numerem 43.Oparłem się o szybę i spoglądałem na nieprzytomną,drobną dziewczynę.Wtedy zdałem sobie sprawę,że to wszystko to moja wina,gdybym ją tam nie zaprowadził,nic by się nie stało.Choć jeszcze nie wiedziałem,co jej takiego jest.
***
Otworzyłam delikatnie oczy i ujrzałam białe pomieszczenie.Przymknęłam na chwilę powieki i przypomniałam sobie wszystko,tańczyłam i nagle zrobiło mi się słabo.Potem film się urywa.Westchnęłam głęboko przeczesując delikatnie palcami po posiniaczonych od igieł rąk.
-Już się pani obudziła?-usłyszałam głos pani pielęgniarki.
-Tak.Co mi jest,co się w ogóle stało?
-Miała pani bardzo dużą dawkę narkotyku w sobie.Prawdopodobnie ktoś coś pani dosypał do kubka.Na szczęście pogotowie w porę przyjechało i nic groźnego się nie stało.Zostanie pani kilka dni na badaniach,a później przepiszemy jakieś leki i wszystko wróci do normy-uśmiechnęła się szczerze.
-Tylko jest jeszcze coś-dodała zakładając ręce na piersiach.-Może się pani nie martwić.Dziecko jest całe i zdrowe.
-Jakie dziecko?-odparłam niedowierzająco.
-Przecież jest pani w 2 tygodniu ciąży.
_______________________________________________________________________
PRZEPRASZAM,PRZEPRASZAM,PRZEPRASZAM,że tak długo nic nie dodawałam.
Ale jak już wcześniej wspominałam,miałam wycieczkę,do tego brak czasu,treningi i mecze,a co najgorsze brak weny.Postaram się już dodawać na bieżąco,przynajmniej raz w tygodniu lub dwa.
Włochy pokonane! :D Brawo biało-czerwoni! :3
Pozdrawiam,buziaki ;*
Subskrybuj:
Posty (Atom)